Podwójny żal

Śląsk Wrocław zwycięstwo z Górnikiem Zabrze wypuścił z rąk dosłownie w ostatniej akcji meczu.


Górnik Zabrze nieoczekiwanie przerwał znakomitą serię wrocławskiego Śląska. Od ósmego zwycięstwa z rzędu podopiecznych trenera Jacka Magiery dzieliły dosłownie sekundy, bo wyrównującego gola dla zabrzan Szymon Czyż w czwartej minucie doliczonego czasu gry. Zresztą statystyka strzałów była wyjątkowo korzystna dla wrocławian: strzały celne 9:2, strzały niecelne 4:5.

Niefortunna końcówka

Stracone pechowo dwa punkty nie wyrzuciły zielono-biało-czerwonych z fotela lidera tabeli, chociaż ich przewaga nad grupą pościgową stopniała do jednego punktu. Są w niej Raków Częstochowa i Jagiellonia Białystok, zaś czwarta Legia Warszawa traci do przodownika trzy „oczka”. – Nie byliśmy zaskoczeni mocnym wejściem gości w mecz – przyznał pomocnik Śląska, Peter Pokorny. – Oni atakowali przez 10 minut, później my przez resztę spotkania. To nie był dla nas problem. Niestety, w piłce nożnej chodzi jednak o wynik, a nie o to, czy graliśmy dobrze. Wprawdzie nie przegraliśmy, ale wypuściliśmy korzystny wynik w ostatnich sekundach spotkania. Było to bardzo niefortunne. Z każdym meczem rozumiemy się na boisku coraz lepiej, czy to z Patrickiem Olsenem, czy Petrem Schwarzem. Graliśmy bardzo dobrze i jestem dumny z tej drużyny.


Czytaj także:


Mimo, że zwycięska seria została przerwana, słowacki pomocnik nie rozdziera z tego powodu szat. – Nie przegraliśmy, to jest najważniejsze – powiedział Pokorny. – W meczu z Legią będziemy potrzebować dużego wsparcia ze strony naszych kibiców, którzy są niesamowici. Mam więc nadzieje, że przyjdzie ich jak najwięcej i może uda się nawet wyprzedać cały stadion. Odnośnie straconej bramki, to z poziomu murawy nie widziałem tego zbyt dobrze. Będę musiał obejrzeć powtórkę. Myślę, że jednak mogło brakować nam koncentracji, mogliśmy niepotrzebnie pomyśleć, że mecz jest już wygrany. Musimy to wszystko przeanalizować i wyciągnąć wnioski, aby więcej takie sytuacje nie miały miejsca.

Zły na siebie

Od początku drugiej połowy meczu z Górnikiem na boisku zameldował się Mateusz Żukowski, który zastąpił Turka Buraka Ince’a. – Jesteśmy źli na ten rezultat – nie ukrywał prawie 22-letni (urodziny będzie obchodził 23 listopada) pomocnik. – Straciliśmy bramkę w ostatniej akcji w meczu. Mecz w drugiej połowie układał się pod nas, niestety, zemściły się niewykorzystane sytuacje. Jestem też zły na siebie, zabrakło uderzenia w pewnych momentach. Jestem świadom jaką mam reputację wśród kibiców, bardzo chcę to odwrócić i sprawić, żeby kibice byli ze mnie dumni. Jest obecnie moda na Śląsk, nasze wyniki przyciągają na stadion. Dążymy do tego żeby, na każdym spotkaniu kibice wypełniali trybuny.

Kontrola i… klops

Niepocieszony po meczu z Górnikiem był obrońca gospodarzy, Aleksander Paluszek. – Nie wiem, czy zabrakło koncentracji, czy czegoś innego – zastanawiał się piłkarz, który przez trzy ostatnie lata był zawodnikiem zabrzan. – Szkoda, bo mogliśmy zamknąć ten mecz wcześniej i strzelić bramkę na 2:0. Taka jest piłka, nie zawsze można wszystko wygrywać. Z perspektywy ławki rezerwowych i później, gdy wszedłem na boisko, wydawało się, że wszystko jest pod naszą kontrolą i zaraz strzelimy kolejną bramkę. Niestety, nie udało nam się tego zrobić.

Ten remis boli bardziej niż niektóre porażki. Praktycznie mieliśmy już trzy punkty i w ostatniej akcji meczu straciliśmy bramkę, a sędzia zakończył mecz. To bardzo boli. Z pewnością każdy punkt się liczy i inaczej będziemy na niego patrzeć pod koniec sezonu. Dalej będziemy robić wszystko, żeby tych „oczek” na naszym koncie było jak najwięcej. Myślę, że w jakimś stopniu było to dla mnie wyjątkowe spotkanie. Debiutowałem w Górniku i jest to część mojej przygody z piłką, ale jestem teraz w Śląsku Wrocław i daję z siebie sto procent.


Na zdjęciu: Pomocnik Śląska Peter Pokorny nie może odżałować dwóch punktów straconych w meczu z Górnikiem Zabrze.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus