Ślęza Wrocław. Zredukowane szanse

Trener Ślęzy Wrocław Grzegorz Kowalski uważa, że poza pierwszym miejscem w tabeli nic się nie liczy.


Przed wznowieniem rozgrywek w III lidze Ślęza Wrocław była postrzegana jako zespół, który może napsuć mnóstwo krwi faworytom tych rozgrywek – Ruchowi Chorzów i Polonii Bytom. Podopieczni trenera Grzegorza Kowalskiego dobrze wystartowali w rundzie wiosennej, pokonując w inauguracyjnym meczu rezerwy Miedzi Legnica 3:0. W następnej kolejce jednak połamali sobie zęby na Pniówku Pawłowice, przegrywając z tym zespołem 1:2.

Wciągnięci w kopaninę

Czy szkoleniowiec wrocławian był rozczarowany wynikiem i grą swojego zespołu w Pawłowicach?

– Jestem rozczarowany poziomem gry, bo to była kopanina – przyznał Grzegorz Kowalski.

– W tym sensie, że cały czas było to udawanie, że się gra w piłkę, cały czas „naciąganie” sędziego (zawody prowadził Szymon Medla z Jaryszowa – przyp. BN), który był bardzo łatwy do naciągnięcia. A jedną decyzją uspokoiłby wiele rzeczy, jakby inaczej reagował na te krzyki i inne historie. Wtedy mógłby zrobić z tego fajny mecz, bo grały ze sobą dwa zespoły w miarę dobre. A pozwolił zrobić z tego udawania gry w piłkę. Ale okej, skoro taką piłkę chcemy preferować… Jestem zły na swój zespół, że daliśmy się w to wciągnąć.

Do rundy wiosennej Ślęza wystartowała z trzeciego miejsca w tabeli. Czy wrocławianie jeszcze liczą na to, że uda im się pokrzyżować szyki Ruchowi lub Polonii? Po porażce z Pniówkiem szanse na taki właśnie scenariusz wyraźnie stopniały. A może plan Ślęzy zakłada zakończenie rozgrywek na podium?

– To prawda, że po porażce w Pawłowicach nasze szanse nawiązania walki z Ruchem, czy Polonią zostały poważnie zredukowane – przyznał trener Kowalski.

– Żeby coś takiego zrobić, czyli dogonić te zespoły, trzeba byłoby wszystkie mecze wygrać. Natomiast czy będziemy na podium, czy nie będziemy, to nie ma żadnego znaczenia, bo to podium można sobie w buty wsadzić. Po prostu tyle ono znaczy. Na pewno trzeba grać w piłkę, doskonalić to, co się robi, by być pierwszym, bo tylko to się liczy.

Kasa dla pseudopiłkarzy

W tym sezonie w kadrze Ślęzy pojawiło się kilku piłkarzy z Ameryki Południowej. W ostatnim meczu w składzie wrocławian pojawił się Kolumbijczyk Luis Javier Palacios Landazuri oraz dwóch Brazylijczyków – Gabriel Alfonso Medeiros Mariano Dornellas i Vinicius Matheus Alves Matias, zaś jesienią występował inny Brazylijczyk, Guilherme Cordeiro Albino da Silva. Skąd wziął się taki trend w klubie z Wrocławia?


Czytaj jeszcze: Pniówek 74 Pawłowice – Ślęza Wrocław. Czwarta „ofiara”

– Żeby rywalizować na tym poziomie trzeba mieć 18-20 w miarę równorzędnych zawodników – wyjaśnia Grzegorz Kowalski.

– Brazylijczycy to gwarantują. „Na dole” nikt się tym nie martwi, rozbudowuje się te ligi na siłę. Każdy samorząd, gmina, płacą różnym – powiedziałbym – pseudopiłkarzom duże pieniądze. Na Dolnym Śląsku na przykład stworzono dwie czwarte ligi, ich poziom obniżył się katastrofalnie. W niektórych zespołach grają 45-latkowie. Jest to totalna kpina, ale wszyscy walczą o tych kopaczy. Dają im pieniądze, bo każdy gdzieś te pieniądze znajduje. Tymczasem ludzi do grania w piłkę po prostu nie ma. Nikt się nie martwi tym, że brakuje chłopców w zespołach juniorów młodszych i starszych. Praktycznie tylko akademie ligowe wyciągają to, co najlepsze, a pozostałe kluby dochodzą do wniosku, że szkolenie nie ma sensu. I wszyscy na tym etapie rezygnują. Dlatego III liga jest naturalnym miejscem dla chłopaków z Brazylii i innych krajów. No bo skoro Polacy nie chcą grać w piłkę, albo nie prezentują odpowiedniego poziomu, trudno żeby takich rozwiązań nie szukać.


Na zdjęciu: Trener Ślęzy Wrocław Grzegorz Kowalski był zawiedziony, że mecz jego drużyny z Pniówkiem Pawłowice był kopaniną.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus