Superpuchar i 15 zwycięstw z rzędu

Tomasz Malcharek posmakował wielkiej piłki i teraz przekazuje swoje doświadczenie młodzieży spod Pszczyny.


Choć Tomasz Malcharek ma na swoim piłkarskim koncie 25 występów w ekstraklasie oraz Superpuchar Polski, to najmilej wspomina czas spędzony w LKS-ie Studzienice. W 75-letniej historii tego klubu zapisał się bowiem złotymi zgłoskami jako trener, który wprowadził zespół z wioski pod Pszczyną do klasy okręgowej.

Były złote medale

– Pochodzę z Piasku – mówi 46-letni Tomasz Malcharek. – Tam się wychowałem i stamtąd też 29 lat temu trafiłem do GKS-u Katowice. Miałem 18 lat, gdy wiosną 1995 roku sięgaliśmy po trzecie miejsce w mistrzostwach Polski juniorów. W katowicko-sosnowieckim turnieju półfinałowym zajęliśmy drugie miejsce za Lechem Poznań, którego gwiazdą był wtedy Artur Wichniarek. Doprowadził zresztą „Kolejorza” do złotych medali, po finałowym meczu z Widzewem, w którym brylował też inny reprezentant Polski, Mirosław Szymkowiak.

– Naszej drużynie, z której najdalej zaszedł Paweł Pęczak, jako wicemistrzom grupy półfinałowej pozostał mecz o trzecie miejsce z Siarką Tarnobrzeg, w której liderem był Mariusz Kukiełka. U siebie wygraliśmy 2:0, a w rewanżu przegraliśmy 2:3 i mogliśmy świętować zdobycie brązowych medali. Dla mnie była to też furtka do pierwszej drużyny GieKSy. Z nią 2 września 1995 roku, grając pół godziny, sięgnąłem po Superpuchar, po zwycięstwie 1:0 z Legią Warszawa w Rzeszowie, po golu Bartka Karwana. To najcenniejsze trofeum w mojej sportowej kolekcji.

Debiut w ekstraklasie

To był mecz, który Tomasz Malcharek wspomina najchętniej. Jednak było też sporo innych miłych chwil. – Do niezapomnianych chwil zaliczę debiut w ekstraklasie w wieku 17 lat. Wtedy na Bukowej GieKSa po karnym wykorzystanym przez Krzyśka Walczaka wygrała z Hutnikiem Kraków 1:0. Ja wszedłem za Dariusza Wolnego na ostatnie sekundy – wspomina dalej Tomasz Malcharek.

– Gorszymi wynikami zakończyły się za to ligowe mecze w sezonie 1996/97 z Widzewem. Grał wtedy w Lidze Mistrzów, bo w Łodzi przegraliśmy 0:4, a w Katowicach 3:4, ale mam świadomość, że rywalizowałem z reprezentantami Polski. Od Macieja Szczęsnego w bramce po Marka Citkę w ataku każde nazwisko w składzie łódzkiej drużyny robiło wrażenie. Tym bardziej cieszyło więc zwycięstwo 2:0 z łodzianami w półfinale Pucharu Polski, bo po golach Adama Bały i Adama Kucza to my weszliśmy do finału.

– Do pełni szczęścia zabrakło jednak wtedy zwycięstwa w ostatnim meczu, bo na stadionie ŁKS-u Łódź Legia wygrała z nami 2:0. Czas spędzony w Studzienicach też wspominam bardzo dobrze, bo tu ustanowiłem swój rekord. W sezonie 2017/2018 po rundzie jesiennej zajmowaliśmy czwarte miejsce. Mieliśmy 9 punktów straty do wicelidera i 12 do lidera. Wiosną wygraliśmy wszystkie 15 spotkań i weszliśmy do klasy okręgowej z pierwszego miejsca.

– Nigdzie wcześniej ani później, czy to jako zawodnikowi czy trenerowi, takiego czegoś nie udało mi się takiego osiągnąć. Funkcjonowaliśmy dzięki wspaniałej atmosferze, która pozwoliła nam awansować, a później cztery sezony grać z powodzeniem w okręgówce.

Optymizm przeważa

W Studzienicach, choć to nie jest jego rodzinna miejscowość, Tomasz Malcharek spędził najwięcej czasu ze swojej piłkarskiej przygody. – Mieszkam niedaleko i tu trenowałem zespół seniorów przez 5 lat. Teraz jestem związany z klubem jako szkoleniowiec juniorów. Cieszę się z tego, że kilku moich wychowanków już przeszło do pierwszej drużyny. To świadczy, że idziemy w dobrym kierunku – dodaje Malcharek.

– Na zajęciach z młodzieżą w Studzienicach moja działalność trenerska jednak się nie kończy, bo prowadzę jeszcze seniorów LKS Wisła Mała. Gdy w zeszłym roku przejmowałem ten zespół, jego sytuacja była bardzo słaba. Brakowało ludzi do grania i wiosnę przebrnęliśmy kończąc sezon na przedostatnim miejscu w klasie B Podokręgu Tychy, ale teraz już widzę światełko w tunelu. Wrócili chłopcy, którzy chcą grać i na treningach mamy już ponad 20 zawodników, więc z optymizmem patrzę na nowy sezon. Dalej jestem więc w piłkarskim środowisku Podokręgu Tychy.

Szkoła życia

– Wprawdzie żona narzeka, że wiecznie nie ma mnie w domu, a córki, które są już dorosłe i wyszły za mąż, nie kontynuują mojej pasji. Jednak mocno mnie wspierają, bo wiedzą, że ja nie wyobrażam sobie życia bez piłki. Mam nadzieję, że gdy doczekam się wnuka to będzie moje oczko w głowie. Póki co trenuję jednak innych, a do tego pracuję jako kierownik magazynu w zakładach mięsnych.


Czytaj także:


Cieszę się z tego, że jako junior z LKS-u Piasek miałem okazję trafić do GKS-u Katowice, bo to była dla mnie szkoła życia. Może nie dane mi było do końca wykorzystać tej okazji, ale tam ukształtowałem swój charakter i podejście do piłki nożnej. Dużo zawdzięczam trenerowi Piotrowi Piekarczykowi. Pomógł mi przejść do katowickiego klubu, choć później czułem niedosyt, że za mało dawał szans gry. Rozumiem go jednak, bo wtedy GieKSa grała w europejskich pucharach. Jednak presja była ogromna, ale to czego się wtedy nauczyłem procentuje do dzisiaj.


Na zdjęciu: Tomasz Malcharek w barwach GieKSy grał przeciwko najlepszym…

Fot. ŚlZPN