Zabrakło im proceduralnego hamulca

Walkower po meczu Przemsza Siewierz – Podlesianka Katowice. Ta historia pokazuje, ile jest emocji, jaki stres nawet w IV lidze – mówi Mateusz Mańdok, trener Przemszy Siewierz, która szczęśliwie zremisowała w sobotę z Podlesianką Katowice, a ostatecznie zgarnie 3 punkty wskutek walkowera.


Sobotni mecz Przemsza Siewierz – Podlesianka Katowice, rozegrany w ramach 4. kolejki I grupy IV ligi śląskiej i zakończony remisem 1:1, zostanie zweryfikowany jako walkower 3:0 na korzyść gospodarzy. W 83 minucie goście – szukając zwycięstwa – dokonali ofensywnej zmiany. Za defensywnego pomocnika Mateusza Wacławskiego wprowadzając debiutującego w podleskich barwach napastnika Bartosza Marchewkę. Bez Wacławskiego katowicki zespół nie miał na boisku ani jednego młodzieżowca (ur. 2003 i młodsi), więc nie spełniał zapisu regulaminu rozgrywek.

Ucierpi reputacja

– Bez sensu jest owijać w bawełnę: w największym stopniu ucierpi po meczu nasza reputacja organizacyjna – nie kryje Dawid Brehmer, trener i wiceprezes Podlesianki. – Czuję z tego powodu ogromy ból i zażenowanie. Jako szef sztabu, który od wielu lat działa również w strukturach organizacyjnych, nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale też nie pozwolę na wskazanie „winnego”.

– Chęć przejścia na ostatnie minuty na bardziej ofensywny system spowodowała wycofanie tzw. „szóstki”, którą to pozycję – zastępując Maćka Stachonia – obstawiał w tym meczu Mateusz Wacławski, czyli nasz jedyny młodzieżowiec. Decyzja sportowo była moim zdaniem racjonalna, ale oczywiście zabrakło u nas „hamulca” proceduralnego. Wynik i nerwowość wynikająca z utrzymującego się remisu dopełniła niestety czarę goryczy i popełniliśmy błąd. Kosztować nas będzie utratę punktu – przyznaje Brehmer.

Nie było wątpliwości

Sprawa ta wypłynęła dość szybko. Już w sobotni wieczór w IV-ligowym światku zawrzało i nikt nie miał wątpliwości, jaki będzie finał tej sprawy, który oficjalnie zatwierdzić musi jeszcze Komisja ds. Rozgrywek Śląskiego ZPN.

– Do ostatniego gwizdka sędziego nie miałem pojęcia, co się dzieje – mówi Mateusz Mańdok, trener Przemszy. – Około 90 minuty widziałem jednak poruszenie na ławce Podlesianki, którego kwintesencją były fruwające stożki. Pomyślałem, że to jakiś sfrustrowany zawodnik, schodzący akurat z rozgrzewki. Dopiero później na zapisie wideo dostrzegłem, iż rzucał nimi jeden z członków sztabu.

– Po meczu podszedłem do Dawida Brehmera i powiedziałem, że piłka nożna nie jest sprawiedliwa, ale miałem na myśli fakt, iż zdobyliśmy punkt, podczas gdy Podlesianka była dużo lepszą drużyną, bliżej wygranej. W oczach Dawida było widać załamanie. Nie powiedział nic. Schodząc do szatni obiło mi się o uszy, że przez pewien czas Podlesianka nie miała na placu gry młodzieżowca. Zerknąłem na protokół i wszystko stało się jasne.

Chwila zwątpienia

Dla Podlesianki to spuentowanie startu sezonu, który z pewnością wyobrażała sobie inaczej. Klub z południowych obrzeży Katowic latem pozyskał dużego sponsora – firmę Pola-Gis – i zakontraktował kilku zawodników z mocną I-ligową przeszłością, jak Łukasz Grzeszczyk czy Łukasz Winiarczyk, wyrastając na jednego z faworytów do awansu. Zdołała jedynie pokonać – w meczu, w którym zagrali zmiennicy – Spartę w pucharowych derbach Katowic. W lidze zanotowała 4 remisy, a ten w Siewierzu ucieknie jej wskutek walkowera.

– Jestem po głębokich przemyśleniach i wielu rozmowach, dlatego mogę powiedzieć jedno – w tak ekstremalnie ciężkich sytuacjach poznaje się siłę i determinację zespołu! – podkreśla Dawid Brehmer. – Uważam, że zarówno na boisku, jak i poza nim zawiedliśmy na pewnym fragmencie pola. Nie na tyle, by zwieszać głowy i niszczyć wszystko to, co w ostatnim czasie bardzo mozolnie i z ogromną pasją budowaliśmy. Osobiście, choć nie ukrywam, że po chwili zawahania i zwątpienia, czuję ogromny zapał by wydostać nas sportowo z tego trudnego położenia. Podlesianka to klub, któremu oddałem całe swoje serce i ponad dwie dekady życia. Dlatego na pewno nie poddam się w chwili kryzysu!

Każdy punkt na wagę złota

Trenerowi katowiczan beneficjenci ich pomyłki dodawali otuchy. – Byliśmy z Dawidem w kontakcie, drugiego dnia po meczu rozmawialiśmy, pisaliśmy – zdradza szkoleniowiec Przemszy.

– Strasznie mi go żal jako trenera i człowieka. Wiem, jak to jest, czasem porażkę przeżywa się kosztem rodziny, nieprzespanych nocy. Starałem się go pocieszać, że na szczęście stracił tylko 1, a nie 3 punkty. Jednak łatwo mi to robić z perspektywy osoby, której wygrana spadła z nieba. Wiemy, że to sezon przejściowy, IV ligę czeka reorganizacja, dlatego każdy punkt jest na wagę złota. Wolałbym w taki sposób ich nie zdobywać. Trochę jest mi przykro, patrząc, jak ktoś inny cierpi z powodu takiego błędu.


Czytaj także:


– To nie jest rola trenera, po to mamy kierowników, by nad nami czuwali. Z drugiej strony to my jesteśmy głową tej rodziny, odpowiadamy za nią i często na nas spływa to co dobre, ale i to co złe. Ta historia pokazuje, ile jest emocji i jaki jest stres nawet w IV lidze. Nawet przy tak rozbudowanym sztabie, jaki ma Podlesianka, można nie dopilnować tak oczywistej rzeczy.


Czy wiesz, że…

W poprzednim sezonie jeden mecz IV ligi śląskiej też został zweryfikowany jako walkower. Unia Kosztowy na boisku pokonała Rozwój Katowice 4:1, ale w drugiej połowie dokonała pięciu zmian, podczas gdy maksymalnie można cztery. Dlatego 3 punkty trafiły do katowiczan, a drużyna z dzielnicy Mysłowic finalnie spadła do „okręgówki”.


Na zdjęciu: Walkower po meczu Przemsza – Podlesianka. Debiut Bartosza Marchewki na długo zapisze się w pamięci społeczności Podlesianki, choć on sam niczemu nie zawinił…
Fot. Rafał Rusek/PressFocus