Ale to już było…

Dwa zwycięstwa z rzędu biało-czerwonych świadczyły o sile drużyny. O kolejne w drużynowych mistrzostwach Europy będzie niezwykle trudno.


Wprawdzie „królowa sportu” jest wybitnie indywidualną dyscypliną (poza sztafetami), ale niemal od zawsze ekscytowano się rywalizacją drużynową. W połowie poprzedniego stulecia przez dekadę, a może i nieco więcej, popularne były lekkoatletyczne mecze towarzyskie. Przyciągały one tłumy widzów na stadiony. Potem narodził się pomysł Pucharu Europy, w którym poszczególne reprezentacje były podzielone na grupy wedle sportowej siły. Tę imprezę zainaugurowano w 1965 r. Miała aż 28 edycji, a przetrwała do 2008 r. Rok później zainaugurowano nową formułę rywalizacji – Drużynowe Mistrzostwa Europy. Obecnie trwająca jest dziesiątą, ale tym razem rozgrywaną w ramach Igrzysk Europejskich Małopolska’2023. Ich areną jest Stadion Śląski, na którym rozgrywane są wszystkie najważniejsze imprezy lekkoatletyczne.

Biało-czerwoni należą do światowej czołówki, a mają w swojej kolekcji: dwa tytuły mistrzowskie zdobyte w Bydgoszczy w 2019 oraz na Stadionie Śląskim w 2021; wicemistrzowski w Lille w 2017 oraz brązowy medal zdobyty w Brunszwiku w 2014.

Od najbliższego piątku do niedzieli na Śląskim będziemy bronimy złota, acz z góry załóżmy, że przed lekkoatletami niezwykle trudne zadanie… Prześledźmy jak to było w dwóch ostatnich imprezach na naszym terenie.

As bierze raz…

Źródłem sukcesu reprezentacji w tego rodzaju wydarzeniu są nie tylko jej gwiazdy, ale w miarę wyrównany skład. Zwycięstwa w poszczególnych konkurencjach są oczywiście mile widziane, ale najważniejsze, by unikać miejsc końcowych lub „wpadek”, które sprawiają, że traci się punkty w najmniej oczekiwanym momencie. Biało-czerwoni podczas DME w Bydgoszczy byli zaliczani do grona kandydatów do mistrzostwa, bo w drużynie było wiele znakomitości klasy światowej. Ich zwycięstwo było niezwykle przekonywujące. Zgromadzili aż 345 pkt, wyprzedzając reprezentacje Niemiec – 317,5 oraz Francji – 316,5. Trudno się dziwić, skoro aż 10 lekkoatletek i lekkoatletów stawało na najwyższym stopniu podium.

Z grona pań najlepsze okazały się Justyna Święty-Ersetic (400 m, 51,23) oraz Sofia Ennaoui (1500 m, 4.08,37) oraz niezawodna sztafeta 4×400. Moc na stadionie Zdzisława Krzyszkowiaka pokazali również panowie. Adam Kszczot (800 m, 1.46,970), Marcin Lewandowski (1500, 3.47,88), Patryk Dobek (400 ppł, 58,87), Piotr Lisek (tyczka, 5,81), Michał Haratyk (21,83, kula), Piotr Małachowski (dysk, 63,02), Wojciech Nowicki (młot, 78,82) – wszyscy oni zwyciężali w swoich konkurencjach.

Wojciech Nowicki

Ponadto mieliśmy dziewięć miejsc na podium, w tym dwa na drugim stopniu – Joanna Fiodorow (młot,72,13) oraz Maria Andrejczyk (oszczep, 63,39). Większa część z nich w tegorocznej imprezie będzie występowała w roli obserwatorów, gdyż zakończyła już kariery bądź leczy kontuzje. Cztery lata temu tylko w jednej konkurencji (200 m mężczyzn) zajęliśmy ostatnie miejsce i to również świadczy o sile tego zespołu. Mieliśmy wówczas powody do dumy…

Do ostatniej konkurencji

Do obrony złotego medalu na Stadionie Śląskim biało-czerwoni przystępowali w osłabionym składzie, bo m.in. nie było Kszczot, Lewandowskiego, Małachowskiego, chorej Ewy Swobody czy Andrejczyk. Zawody były niezwykle emocjonujące, a o kolejności decydowała ostatnia konkurencja – męska sztafeta 4×400. Jeszcze na 500 m przed metą Polska była na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej, ale ostatecznie obroniła tytuł. Brytyjczycy na ostatniej zmianie zgubili pałeczkę i o końcowym triumfie mogli zapomnieć. Bieg wygrali Włosi, ale Karol Zalewski popisał się świetnym finiszem, dzięki czemu sztafeta finiszowała na trzecim miejscu To wystarczyło do obrony złota, bo biało-czerwoni zgromadzili 181,5 pkt. Za nimi znaleźli się Włosi 179 oraz Brytyjczycy 174.


Czytaj także:


Po raz kolejny nasi lekkoatleci triumfowali w dziesięciu konkurencjach. Nie obyło się bez sensacyjnych rozstrzygnięć. Alicja Konieczek, studiująca na co dzień w USA, nieoczekiwanie zwyciężyła w biegu na 3000 m z przeszkodami 9.35,63. Norbert Kobielski okazał się najlepszy w skoku wzwyż (2,24), a w jego ślady poszła Kamila Lićwinko, choć – jak sama wtedy stwierdziła – jej występ nie należał do najlepszych (1,94). Pia Skrzyszowska nie miała sobie równych na najkrótszych dystansach: na płaskim (11,25) i płotkarskim (12,99). Natalia Kaczmarek była pierwsza na 400 m (51,36) i dołożyła swoją cegiełkę do zwycięstwa sztafety (3.26,37).

Na najwyższym stopniu podium stanęli tyczkarz Robert Sobera (5,65), kulomiot Haratyk (21,34) oraz młociarz Paweł Fajdek (82,98). Drugi miejscami mogli się poszczycić: sztafeta sprinterek (43,83), młociarka Malwina Kopron (73,18), dyskobol Robert Urbanek (62,57) oraz oszczepnik Marcin Krukowski. Podium ponadto zaliczyli Angelika Sarna (800, 2.02,54), Mateusz Borkowski (800, 1.46,66), Michał Rozmys (1500m 3.57,13) i Damian Czykier (111 ppł., 13,65) oraz wspomniana męska sztafeta 4×400 m.

Tyle tylko, że to już było… Powtórzyć ten sukces będzie niezwykle trudno, bo dysponujemy nieco słabszym składem. A ponadto jeszcze niedawno liderzy drużyny znajdują się w nieco słabszej dyspozycji. No i trzeba pamiętać, że tym razem na starcie stanie 16 drużyn, więc konkurencja będzie znacznie większa.


Na zdjęciu: Wojciech Nowicki, to lider naszego zespołu. Jest murowanym kandydatem do zwycięstwa.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.