Z drugiej strony. Idzie nowe – sparingowe?

Ludzie spoza środowiska mogą tego nie wiedzieć, a nawet sami dziennikarze zapominają, że ich legitymacje opatrzone są następującą klauzulą: „Uprasza się o udzielenie pomocy i wsparcia posiadaczowi tej karty”, powtórzoną dla pewności w trzech najbardziej popularnych językach świata: angielskim, francuskim, i niemieckim.


Dziennikarze to oczywiście nie naród wybrany, ale ich praca może być naprawdę niebezpieczna, jak na przykład korespondentów wojennych (wielki szacunek dla śp. Waldemara Milewicza) albo tych pracujących w krajach mających za nic prawa człowieka lub lekceważących praworządność w ogóle, gdy władza chodzi na pasku mafii.

To, co powyżej, to tylko potwierdzenie ważności owego legitymacyjnego zapisu, do którego chcę teraz nawiązać w sprawach z pozoru błahych, ale dla dziennikarzy sportowych bardzo istotnych, a jeszcze bardziej istotnych dla Czytelników, Telewidzów i Radiosłuchaczy opierających się na zdalnym (a dzisiaj bardzo trudno o bezpośredni) odbiorze wydarzeń sportowych.

Przy przygotowywaniu poniedziałkowego wydania naszej gazety wziąłem do adiustacji materiał pod tytułem „Sparing utajniony” i mało nie spadłem z krzesła. Okazało się, że na życzenie sztabów szkoleniowych obu klubów sparing Zagłębia Sosnowiec z Puszczą Niepołomice miał charakter… zamknięty. Bez widzów to oczywiste, ale też bez mediów! Powtórzę: sparing Zagłębia Sosnowiec z Puszczą Niepołomice! Nasz wysłannik zrobił co mógł – uzyskał wynik (było 0:0!), ale to było wszystko, więc obudował to dobrą legendą o szczelności sosnowieckiej defensywy i wypowiedzią – za stroną internetową – jednego z nowych nabytków Zagłębia, który jednak nie wykroczył poza oczywistości.


Czytaj jeszcze: Ligowiec. Zmory

Zatkało mnie. Nie po raz pierwszy zresztą, bo sam też spotykałem się z niechętną reakcją jednego czy drugiego upatrzonego przeze mnie sportowca-rozmówcy, i tu chciałbym zdecydowanie stwierdzić, iż każdy człowiek – także działacz czy trener piłkarski – jest wolny i ma prawo informowania kogo chce i nieinformowania kogo nie chce, ale trzeba koniecznie zdać sobie sprawę, że jest to afront wobec tysięcy Kibiców, którzy są akurat telewidzami, radiosłuchaczami czy czytelnikami. Dziennikarze są tylko pośrednikami i założę się, że nie zżera ich (nas) niezdrowa ciekawość, kim jest ten czy inny testowany gracz…

A właśnie – testowany. W niektórych relacjach ze sparingów jest w składzie np. siedem nazwisk i czterech „zawodników testowanych”. Powód najczęściej jest taki, że inni wyprzedzą, podkupią, a co gorsza „testowany” bywa sprawdzany bez zgody swojego klubu. To jest może i zrozumiałe, ale gdybym „dziesiąt” lat temu, gdy zaczynałem swą przygodę ze „Sportem”, przyznał, że nie dowiedziałem się wszystkich nazwisk ludzi biegających po murawie, to pewnie długo bym się w tym fachu nie uchował, co dedykuję młodym adeptom żurnalistyki oraz trenerom, kierownikom drużyn i działaczom w każdym wieku. Bo akurat szansa, że odnaleźliście nastolatka z talentem na miarę Roberta Lewandowskiego jest niewielka…


Fot. Pixabay.com