Zapraszamy na stadiony. Lubią zero

Ostrzyłem sobie zęby na sobotni, bezpośredni pojedynek snajperów wyborowych Podbeskidzia i Wisły Kraków, czyli Kamila Bilińskiego i Luisa Fernandeza.


Niestety, będę musiał obejść się smakiem, bo Hiszpana w sobotę zabraknie na boisku z powodu nadmiaru żółtych kartek. Z drugiej strony popularny „Bila” w rundzie wiosennej mocno spuścił z tonu, o czym świadczą tylko trzy strzelone gole w trzynastu spotkaniach. W analogicznym okresie as atutowy „Białej gwiazdy” dziesięć razy zmusił bramkarzy przeciwników do kapitulacji, więc niekoniecznie musiał to być pojedynek na szczycie.

Poza tym Biliński trzy ostatnie potyczki ligowe „górali” rozpoczynał na ławce rezerwowych, ale być może w sobotę wróci do łask trenera Dariusza Żurawa, bo temu wypadło ze składu aż trzech „kartkowiczów”.


Czytaj także nasze pozostała felietony:


Z zainteresowaniem będę również zerkał w stronę Łęcznej, dokąd wybiera się Zagłębie. Odkąd stery drużyny przejął Marcin Malinowski, sosnowiczanie prują jak niszczyciel po wzburzonym oceanie.

Dość powiedzieć, że w czterech spośród pięciu meczów zagrali na zero z tyłu, gromadząc w sumie 10 punktów. Nie są jednak pewni utrzymania w I lidze, więc muszą punktować regularnie, z kim się da i gdzie się da. Nie wyobrażam sobie, by w niedzielę piłkarze Zagłębia wyszli na boisko z miną męczennika spieszącego na spotkanie z pierwszym i zarazem ostatnim lwem.