Podwójny nelson. „Mizerna” kara

Łzy napłynęły mi do oczu (naprawdę!) ze wzruszenia, gdy przeczytałem przeprosiny piłkarza warszawskiej Legii Filipa Mladenovicia po jego niesławnym „występie” po zakończeniu finału Pucharu Polski.


Gdyby ktoś z szanownych Czytelników nie miał okazji zapoznać się z jego treścią, służę uprzejmie: „Finał Fortuna Pucharu Polski był meczem pełnym emocji i dramaturgii. Niestety, również tych pozasportowych, które udzieliły się mojej osobie. Przepraszam za swoje zachowanie piłkarzy, przede wszystkim Marcina Cebulę, Wiktora Długosza i Jeana Carlosa oraz sztab Rakowa Częstochowa, łącznie z trenerem Markiem Papszunem. Mam świadomość, że to było niedopuszczalne. Tak nie powinien zachowywać się żaden sportowiec. Przepraszam również zawodników mojej drużyny, mój sztab i kibiców za niegodne reprezentowanie barw Legii Warszawa. Informuję, że więcej publicznie nie będę zabierał głosu na ten temat”.

Bardziej od przeprosin Serba interesowała mnie kara, jaką nałoży na niego Komisja Dyscyplinarna PZPN. Nie ukrywam, że byłem rozczarowany werdyktem, bo konsekwencje, jakie poniósł piłkarz stołecznej jedenastki były (są) niewspółmierne do jego winy. Dla ścisłości przypomnę jeszcze raz – niespełna 32-letni Filip Mladenović trzykrotnie (!) naruszył nietykalność cielesną innych zawodników.

Dlaczego się czepiam? Po pierwsze – trzy miesiące dyskwalifikacji to śmiech na sali, ponieważ de facto Mladenović nie będzie mógł zagrać w… czterech meczach mistrzowskich! Poza tym kara finansowa w wysokości 120 tysięcy złotych mogłaby być dotkliwa dla piłkarzy klubów pierwszej (niektórych) i drugiej ligi. Podejrzewam, że reprezentant Serbii na Łazienkowskiej tyle zarabia miesięcznie, a może nawet więcej, zatem jego kieszeń specjalnie nie ucierpi, co najwyżej duma.


Czytaj jeszcze w kategorii Puchar Polski:

Wojna i (nie)pokój. Bałkański temperament Filipa Mladenovicia

Sędzia nie dojechał. Piotr Lasyk w ogniu krytyki!

Triumf po męczarniach. Legia Warszawa zdobywcą Pucharu Polski!


Oczywiście nie będę z powodu wyroku Komisji Dyscyplinarnej PZPN-u rozdzierał szat, pragnę jednak jej członkom przypomnieć incydent sprzed 21 lat. Otóż 16 marca 2002 roku w meczu ekstraklasy RKS Radomsko – Stomil Olsztyn (0:0) piłkarz gospodarzy Marcin Bojarski w 58 minucie w następstwie dwóch żółtych kartek został usunięty z boiska przez sędziego Roberta Werdera z Warszawy. Po drugiej kartce podbiegł do sędziego i zrobił zamach głową. „Musnął mnie, a można powiedzieć, że nawet lekko uderzył” – stwierdził stołeczny arbiter. Przyznał jednak, że nie ma guza, a nawet siniaka.


Filip Mladenović po meczu finałowym o Puchar Polski

Źrófło: youtube.com


Dwa dni później Bojarski został zawieszony w prawach zawodnika. „Naruszył paragraf 9 regulaminu Wydziału Dyscypliny PZPN, czyli nietykalność cielesną sędziego” – wyjaśnił wówczas Wiesław Maciak, przewodniczący WD. Decyzję tę podjął po konsultacji z Marcinem Stefańskim, przewodniczącym Departamentu Rozgrywek PZPN. „Sędzia poinformował nas, że został uderzony przez piłkarza – powiedział Stefański. – O tym, czy piłkarz uderzył zdecyduje wydział. Jeśli uderzył, grozi mu co najmniej roczna dyskwalifikacja”.

„Nie uderzyłem sędziego – bronił się Marcin Bojarski. – Przyznaję jednak, że wina za całe zajście leży po mojej stronie. Nie powinienem się tak zachować. Kiedy oglądałem powtórki w telewizji, wstydziłem się za swoje zachowanie. Przeprosiłem kolegów i sędziego Werdera. W meczu ze Stomilem dostałem pierwszą czerwoną kartkę w karierze”.

Za popularnego „koguta” Marcin Bojarski został zdyskwalifikowany na rok! W świetle ostatniego incydentu jaka powinna być sprawiedliwa kara dla Filipa Mladenovicia, szanowni panowie z WD?


Na zdjęciu: Filip Mladenović nie został przykładnie ukarany przez Wydział Dyscypliny PZPN

Fot. Adam Starszyński/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.