Zmienne szczęście

Raków Częstochowa – Sporting Lizbona. Fabian Piasecki uratował Raków przed porażką z grającym w 10 Sportingiem.


Rywalizacja w Sosnowcu rozpoczęła się od trzęsienia ziemi. Viktor Gyokeres, napastnik ekipy z Portugalii sfaulował Zorana Arsenicia. Kapitan Rakowa został zaatakowany powyżej kostki. Sędzia Anastasios Papapetrou z Grecji pierwotnie pokazał żółtą kartkę. Po analizie VAR natychmiast zmienił decyzję na bezpośrednią, dodajmy sprawiedliwą, czerwoną kartkę. Arsenić, jednak z innych powodów, musiał opuścić murawę. Okazało się to brzemienne w skutkach. W tej samej minucie, w której na murawie w miejsce Arsenicia zameldował się Jean Carlos, do siatki Rakowa piłkę wpakował Sebastian Coates. Obrona Rakowa na czele z Milanem Rundiciem zachowała się beznadziejnie dopuszczając rywala do zdobycia gola. Mistrzowie Polski, grając w przewadze, przegrywali ze Sportingiem.  

Wydawać by się mogło, że te dwa ciosy powinny obudzić częstochowian. Raków powinien wręcz ruszyć z akcją ofensywną, a nawet kilkoma. Zamiast tego dał się kontrować gościom z Portugalii. Trudno znaleźć wytłumaczenie takiego stanu rzeczy. Owszem, Sporting to zespół zdecydowanie lepszy. Grał jednak w osłabieniu. Od Rakowa należało wymagać więcej. Zamiast tego częstochowianie zawodzili na boisku przede wszystkim niedokładnością, jak i brakiem pomysłu na wyprowadzenie skutecznej akcji bramkowej. Ten jednak się pojawił. 

Najpierw próbował Milan Rundić, następnie John Yeboah. Obaj uderzyli jednak niecelnie. Raków próbował wykorzystać lewą stronę boiska, na której znajdował się Srdjan Plavsić. Serb dwukrotnie dokładnie zagrał do kolegów z zespołu. Na tablicy wyników przy Rakowie do końca pierwszej połowy nadal jednak widniało zero. 


Czytaj także:


Po przerwie powinno się to zmienić. Marcin Cebula dograł piłkę idealnie do Jeana Carlosa. Brazylijczyk jednak fatalnie spudłował będąc w odległości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów od bramki Sportingu. Raków, w czystej teorii miał jeszcze kilka możliwości ku temu, by strzelić gola. Cóż jednak z tego, skoro albo marnował sytuacje, albo Sporting dobrze się bronił. Plan Dawida Szwargi zdecydowanie nie wypalał. Jego zespół prezentował się gorzej, niż kilka tygodni wcześniej, gdy walczył ze Sturmem Graz.

Nawet dobra sytuacja z drugiego boiska (Atalanta zremisowała z austriakami) nie mogła napawać gospodarzy choćby minimalnym pozytywem, skoro nie byli oni w stanie strzelić gola. Raków nie wyglądał na ekipę, która jest w stanie przełamać defensywę gości. Sporting bronił się bardzo rozsądnie. Goście wyglądają wręcz, jak Górnik z poprzedniej kolejki ligowej. Defensywne ustawienie ekipy z Portugalii wystarczało, by w 10 obronić zaliczkę z pierwszej odsłony. Jak się okazało – do czasu. 

Plavsić pokazał błysk geniuszu, dograł do Koczergina. Ten obsłużył zmiennika, Fabiana Piaseckiego, który doprowadził do wyrównania. Kilka chwil później mógł jeszcze wyprowadzić Raków na prowadzenie, jednak Bartosz Nowak, który uderzył wcześniej piłkę, był na spalonym. Częstochowianie ruszyli do ataku. Zaczęli przeważać i mieli szansę na więcej niż punkt. To jednak nie wystarczyło. Raków zdobył pierwszego gola i punkt w Lidze Europy. Szanse na awans nadal są.


Raków Częstochowa – Sporting Lizbona 1:1 (1:0)

1:0 – Coates, 14 min, 1:1 – Piasecki, 80. min 

RAKÓW: V. Kovacević – Rundić, Arsenić (14. Jean Carlos), Racovitan – Plavsić, Berggren, Koczergin (85. Lederman), Tudor – Yeboah (75. Piasecki), Crnac, Cebula (75. Nowak). Trener: Dawid SZWARGA.  

SPORTING: Israel – Diomande, Inacio, Coates – Esgaio, Morita, Hjumand, Reis (90. Santos) – Edwards (58. Paulinho), Gyokeres, Goncalves (58. Catamo). Trener: Ruben AMURIM 

Sędziował: Anastasios Papapetrou (Grecja). Żółte kartki: Berggren, Koczergin, Carlos – Coates. Czerwona kartka: Gyokerse (8. bezpośrednia, faul) 


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus