Bez rozgrzewki. Będzie ulga! Albo i nie…

Różnie mówią: Polski Ład, Polski Układ, Polski Bat, Polski Strach… I tak dalej, co komu przyjdzie do głowy, zależnie od tego, jaki jest jego stosunek do pomysłów (i ich realizacji) nami rządzących. Bałwochwalczy, akceptujący, ostrożny, pełen rezerwy, niechętny, w skrajnych przypadkach nienawistny…


Strona rządowa oczywiście chwali Polski Ład, obwieszczając, że stanowić on będzie impuls prorozwojowy dla naszego kraju. Strona ostrożna (sceptyczna) sugeruje wstrzymanie się z jego wprowadzeniem w życie aż do stycznia 2023 roku, a konkretnie do czasu, gdy zostaną uporządkowane poszczególne zapisy, gdyż wiele z tych wprowadzonych sprawia wrażenie niedopracowanych lub nawet bezsensownych. Wreszcie strona niechętna wyrzuciłaby cały ten dokument do diabła, bo stanowi on (dokument) finansowe wyzwanie rzucone najbardziej pracowitym, biorącym biznesowe ryzyko na siebie, a w sumie mocno wspierającym budżet państwa. Notabene nadprezes Kaczyński tę właśnie klasę, zwyczajowo nazywaną „klasą średnią”, wrzucił do wora z napisem „cwaniaki”. Czyli kombinatorzy. A zatem trzeba dać im popalić.

W zależności kto którą stronę sceny politycznej reprezentuje lub kto z kim sympatyzuje, albo z uznaniem, aplauzem wręcz, albo – dla odmiany – z podejrzliwością przyjął ujawnione przez wiceministra finansów Jana Sarnowskiego ustalenia zwane „ulgą sponsoringową”. Znalazła się ona w Polskim Ładzie w ramach nowelizacji tej ustawy, procedowanej obecnie w Senacie. Wedle słów wiceministra – cytuję za PAP – firmy, które w przyszłym roku zechcą skorzystać z tej ulgi, będą mogły zaoszczędzić (ogółem) nawet do 100 milionów złotych dzięki wspieraniu instytucji kultury, uczelni czy sportu.

Szczegóły? Oto cytat z wypowiedzi Jana Sarnowskiego: – Podatnik, oprócz zaliczenia poniesionych wydatków w 100 proc. do kosztów uzyskania przychodu, uzyska dodatkową preferencję w podatku dochodowym przez odliczenie od podstawy opodatkowania 50 proc. poniesionych kosztów. Łącznie zatem w podatku dochodowym przedsiębiorca rozliczy 150 proc. poniesionego kosztu. Czyli na każdą złotówkę, którą przedsiębiorca wyda na działalność sponsoringową, 1,50 zł odliczy od podstawy opodatkowania. (…) W praktyce, zakładając, że przedsiębiorca wydał 20 tys. zł na działalność sponsoringową, wliczy w koszty uzyskania przychodu 100 proc. tego i kolejne 50 proc. odliczy w ramach ulgi, czyli w sumie 30 tys. zł. Efekt jest taki, że na podatku, na czysto, zyska ok. 2 tys. zł.

Ulga jest skierowana zarówno do osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczych, jak i spółek.

Odliczeniu będą podlegały koszty poniesione na kluby sportowe, czyli m.in. przeznaczone na zakup sprzętu sportowego, pokrycie kosztów organizowania zawodów sportowych lub uczestnictwa w tych zawodach, a także na pokrycie kosztów korzystania z obiektów sportowych dla celów szkolenia sportowego. Koszty mogą dotyczyć również sfinansowania stypendium sportowego.

No i pięknie. Środowisko sportowe wespół z biznesowym od dawien dawna domagało się takich rozwiązań podatkowych, które sprzyjałyby przepływowi pieniędzy. Odwoływano się do przykładów zagranicznych – bardzo chętnie do modelu tureckiego – gdzie tego typu ustawowe rozwiązania wprowadzono z niepodważalną korzyścią dla obu stron, i gdzie funkcjonują po dzień dzisiejszy. A biznesowi chyba łatwiej przychodzi sponsorować sport i wyciągać z tego zyski dla siebie, aniżeli na przykład samorządom, które oprócz ewentualnej chwały mają z tego niewiele.

Tyle że diabeł tkwi w szczegółach. Mieszczą się one m.in. w chaosie, jaki towarzyszy tworzeniu Polskiego Ładu i jego nieustających nowelizacjach, a w sumie w braku zaufania dla autorów tego dokumentu. Ponadto w zagrożeniach wywołanych kłótnią z Unią Europejską o praworządność i groźbie, że z unijnego wsparcia finansowego nic nie będzie, jeśli nie zostanie zrobiony porządek w polskim sądownictwie; a ów Ład w dużej części został skonstruowany w oparciu o fundusze europejskie. I dalej – w wieloletnim bałaganie w systemie podatkowym, w którym władze ustawicznie, i z upodobaniem, grzebią, wciąż go komplikując; nie mają natomiast odwagi spuścić go w klozecie i przedstawić nowy, prosty, klarowny. Odwagi? A może interesu?…

Czy właśnie o ten polski nieład i bałaganiarską improwizację może się rozbić ulga podatkowa? I czy – jeśli zostanie wdrożona w życie – będzie ona atrakcyjna i opłacalna dla ludzi sportu – i przede wszystkim – ludzi biznesu?


Fot. Lukasz Laskowski / PressFocus