Bez rozgrzewki. Niepotrzebni mogą się bujać

Sprawa domniemanych rozstrzygnięć UEFA pokazuje, jak polska piłka klubowa postrzegana jest przez „futbolowe epicentrum” – a mianowicie jako margines, prowincja, zjawisko niezauważalne, blade tło dla wielkich, większych i największych.


Powołując się na media zagraniczne, konkretnie powszechnie szanowany „The Times”, media polskie upowszechniły informację, że nie jest wykluczone, iż rozgrywki kolejnej edycji Ligi Mistrzów odbędą się bez mistrza Polski.

Jak by to miało wyglądać? Cytuję portal Gol24: „Europejska Unia Piłkarska pod uwagę bierze trzy scenariusze skracające kwalifikacje do Ligi Mistrzów (…) Pierwszy wariant zakłada rezygnację z systemu dwumeczów w eliminacjach i wprowadzenie w zamian tylko jednego spotkania (w tym więc układzie nasz mistrz mógłby być jeszcze obecny – przyp. AG). Z kolei pozostałe dwa oznaczałyby dla mistrza Polski pożegnanie z marzeniami o awansie do Champions League. Drugi scenariusz zakłada eliminacje wyłącznie dla 12 zespołów, które walczyłyby o sześć wolnych przepustek do Ligi Mistrzów. W kwalifikacjach udział wzięliby mistrzowie 12 krajów z federacji sklasyfikowanych na miejscach 11-22 w rankingu UEFA. Tymczasem ekstraklasa plasuje się w nim na… 25. pozycji. Trzeci scenariusz jest najbardziej radykalny i zakłada, że kwalifikacje mogą zostać całkowicie odwołane. W takiej sytuacji UEFA arbitralnie przyznałaby miejsca w rozgrywkach”.

Pocieszające jest to, że Zbigniew Boniek, było nie było członek władz UEFA, szybko to zdementował, traktując jako fake news, robiąc zarazem przytyk do „zniewolenia” polskich dziennikarzy przez dziennikarzy zagranicznych. Że niby to, co zagraniczne, to od razu musi być bardziej prawdziwe i autorytatywne.

Z dementi prezesa PZPN nie wynika jednak, jaki właściwie pomysł ma UEFA na rozgrywki; nie tylko zresztą Ligi Mistrzów, lecz również Ligi Europy. Co także dotyczy sposobu konfrontowania się reprezentacji narodowych. Generalnie – musimy czekać.


Przeczytaj jeszcze: Jak się zbiesił kandydat na pupilka


Tak czy owak mistrz Polski – ktokolwiek nim będzie – powinien się denerwować. Nie tylko perspektywą rywalizacji jako takiej, ale i jej kształtem właśnie. Jedną rundę będzie miał do przejścia? Dwie? Trzy? Mają być mecze pojedyncze czy z rewanżami? Ile da się na tym zarobić lub ile trzeba będzie dołożyć? Kiedy – w którym miesiącu – miałyby się mecze LM zacząć? Jaki kształt przybierze terminarz? I jeszcze ta logistyka, która wiąże się z dotkliwymi obostrzeniami wewnątrz naszego kraju, ale i w tych krajach, do których przyjdzie się przemieścić…

To jedna strona medalu, uciążliwa nie da się ukryć, ale jest i druga strona, czysto sportowa. Otóż sprawa tych domniemanych rozstrzygnięć UEFA pokazuje, jak polska piłka klubowa się stoczyła, a w związku z tym, jak jest postrzegana przez „futbolowe epicentrum” – a mianowicie jako margines, prowincja, blade tło dla wielkich, większych i największych. Choć w sumie niezbędne, bo „robiące tłum”.

Nie piszę nic nowego. Ze szczególnym natężeniem zwracamy uwagę na to w okresie czerwiec-lipiec-sierpień każdego roku od długiego już czasu, kiedy zwyczajowo pieklimy się i użalamy nad stanem tej naszej piłki klubowej, ze szczególnym uwzględnieniem spadania w europejskiej hierarchii wciąż niżej i niżej. A już w ubiegłym roku zderzyliśmy się z dnem…

To, że pojawiła się pokusa powrotu do tej tematyki, wynika raczej z poczucia nostalgii, wywołanego wspominkowymi tekstami na okoliczność 50-lecia wielkich meczów Górnika Zabrze w Pucharze Zdobywców Pucharów, z finałem we Wiedniu (1:2 z Manchesterem City), czy półfinałem Legii Warszawa w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych. Słowem mamy do czynienia z konfrontacją czasu, kiedy nasze kluby dobijały się do europejskiej elity, z czasem dzisiejszym, w którym szorujemy o dno. I w którym tematem nr jeden jest to, czy Michał Karbownik, zdolny gracz o żadnym dorobku, odejdzie z Legii (do Hiszpanii, Włoch, Anglii) już teraz czy może za parę miesięcy. Dyskusja to ważna tylko w tym kontekście, że pośrednio tłumaczy, dlaczego nasze zespoły są marginalizowane (same się marginalizują) i dlaczego „The Times” – czy też „po cichu” władze UEFA – o Polsce zapominają.

Fot. PressFocus