Cegły w drewnianym kościele

Cracovia ma w tym sezonie „szczęście” do nietypowych problemów. Potwierdza to zdarzenie z udziałem Janiego Atanasova.


Trener „Pasów” zabrał reprezentanta Macedonii Północnej na mecz z Lechią, ale nie mógł z niego skorzystać. Dzień wcześniej pomocnik doznał urazu podczas… gry w piłkę ręczną na obiektach pierwszoligowej Arki, z których korzystali krakowianie.

Skręcił nogę

Na ostatnie dwa spotkania wyjazdowe z Pogonią i Lechią Cracovia udała się dwa dni wcześniej. Jacek Zieliński tłumaczył, że choć polskie drogi są coraz lepsze, to kilka godzin w autokarze może niekorzystanie wpływać na dyspozycję zespołu. By później nikt nie musiał się tłumaczyć zmęczeniem, klub zapewnił drużynie komfortowe warunki. W drodze do Szczecina piłkarze zatrzymali się w Opalenicy, a przed rywalizacją w Gdańsku skorzystali z infrastruktury zaprzyjaźnionej Arki. To właśnie w Gdyni Atanasov miał pecha i dzień później nie mógł wystąpić.

– Boisko treningowe było średniej jakości i zrezygnowaliśmy z gry [piłkarskiej – przyp. MK]. Zagraliśmy w piłkę ręczną, w ramach zabawy uderzył piłkę głową, krzywo stanął i skręcił nogę. Czasami tak jest, że w drewnianym kościele dostaje się cegłówką i my nieraz mamy takie przypadłości. Mówię to żartem, ale szkoda chłopaka, bo bardzo by się nam przydał i brakowało tej zmiany – stwierdził w ubiegłą sobotę szkoleniowiec Cracovii.

Niewykluczone, że Atanasov będzie mógł wspomóc kolegów 1 maja, gdy Cracovia podejmie Miedź. Między meczami jest aż dziewięć dni przerwy, więc czas działa na jego korzyść.

Ospa i interwencja kolegi

Pech i kontuzje są częścią życia sportowca. Można próbować minimalizować ryzyko, ale nie da się go całkowicie wyeliminować. Przekonał się o tym reprezentant Polski Kamil Glik, który tuż przed mundialem w Rosji nabawił się urazu barku. Pech dopadł go w czasie gry w siatkonogę. W tym roku mianem cegłówek spadających w drewnianym kościele można określić dwie sytuacje z udziałem zawodników „Pasów”. Patryk Makuch stracił znaczną część przygotowań z powodu ospy. Na początku zgrupowania w Beleku na jego ciele pojawiła się wysypka i zmagał się z wysoką temperaturą. Przez kilka dni nie wychylał nosa poza hotelowy pokój.


Czytaj także:

– Najgorsze były pierwsze trzy dni, gdy zaczęły się objawy i bardzo źle się czułem. Musiałem być odizolowany od reszty drużyny. Z biegiem czasu zacząłem trochę ćwiczyć indywidualnie, potem wróciłem do zajęć – tłumaczył w rozmowie ze „Sportem”.

Były zawodnik Miedzi nie miał przerwy od ligowej rywalizacji. Zaczął jednak ostrożnie i w dwóch pierwszych meczach wchodził na boisko jako rezerwowy. Znacznie dłużej pauzował Jakub Myszor, który w czasie tego samego obozu stał się ofiarą Davida Jablonsky’ego. Podczas gierki kolega z drużyny „wpakował” się w jego kostkę. Po powrocie „Mysza” próbował grać, ale wraz ze sztabem szybko doszedł do wniosku, że konieczna jest przerwa. Potem u młodzieżowca pojawił się problem ze stopą i w tym roku odgrywał na boiskach ekstraklasy trzecioplanową rolę. Łącznie rozegrał zaledwie 10 minut z Górnikiem i Koroną.

Jego brak był bardzo odczuwalny, bo szybkością i przebojowością potrafi zdziałać dla Cracovii wiele dobrego. Z powodu jego absencji krakowski klub stracił też wiele punktów w klasyfikacji Pro Junior System. Obecnie zajmuje piąte miejsce, ale może powalczyć o trzecie i zyskać większą premię. W pięciu ostatnich meczach sezonu Myszor może dołożyć trochę „oczek”, a przede wszystkim poczuć radość z gry, której tak bardzo mu brakowało.


Na zdjęciu: Jani Atanasov rozgrywa pierwszą rundę w PKO BP Ekstraklasie.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus