Do raju przez piekło

– Good bye Aris – podsumował mecz w Limasssol Dawid Szwarga. Trener Rakowa utarł nosa szkoleniowcowi gospodarzy Aleksiejowi Szpilewskiemu, który prowokował jego drużynę wykorzystując m.in. tytuł „Sportu” po pierwszym spotkaniu w Częstochowie.


– Drugi mecz, gdzie w piekle udało nam się osiągnąć dobry rezultat – cieszył się po ograniu Arisu Szwagra. Jeszcze po przylocie do Limassol, gdy wysiadającą z samolotu ekipę Rakowa przywitał orzeźwiający wietrzyk, liczył że po tym czego jego zespół pogodowo doświadczył w Baku, już nic gorszego nie może go spotkać. Szybko okazało się jednak, że były to płonne nadzieje. O północy z poniedziałku na wtorek, w wąskich uliczkach starego miasta termometry pokazywały 29,5 stopni Celsjusza. Gdy przyszło do meczu było jeszcze pół stopnia więcej, a co gorsza wilgotność przekraczała ponad 70 procent. Na trybunach trudno było wysiedzieć. Dziennikarze co rusz chowali się w klimatyzowanym centrum prasowym, w którym wypijali hektolitry wody, a tymczasem piłkarze musieli grać.

– Ciężko było. Wilgotność powietrza taka, że odcinało nam tlen w wielu momentach. Jednak każdy z chłopaków dał z siebie 120 procent albo i więcej. Każdy wybiegał, cierpieliśmy na boisku, ale wiedzieliśmy, że tak ten mecz będzie wyglądał – mówił później Fabian Piasecki. Przyznał, że gdy schodził na przerwę miał mroczki przed oczami i ochraniarz musiał pomóc mu otworzyć drzwi szatni, bo nie miał sił ich pociągnąć.

Piasecki, obok Vladana Kovacevicia i Frana Tudora, niewątpliwie był jednym z największych bohaterów Rakowa we wtorkowy wieczór. W pierwszej połowie znakomicie wywiązywał się z zadania utrzymywania piłki w pierwszej linii. Harował na całej szerokości i długości boiska. Po przerwie ruszył jak taran od połowy i mimo asekuracji dwóch obrońców stanął przed szansą pokonania bramkarza Arisu.


Czytaj także:


– Szkoda że nie strzeliłem – żałował.

– Mieliśmy analizę, było mówione, żeby temu bramkarzowi strzelać po ziemi, chciałem tak zrobić, ale gdzieś tam moja lewa noga zawiodła. Gdyby to była prawa, strzał byłby lepszy. Koniec końców jednak z tej sytuacji był rzut wolny, bramka Frana Tudora i mieliśmy zaliczkę.

Fran daje spokój

– Po golu Frana zrobiło się dużo spokojniej – dzielił się wrażeniami Wojciech Cygan, przewodniczący rady nadzorczej klubu.

– Wcześniej, kiedy w doliczonym czasie pierwszej połowy Mariusz Stępiński uderzył w słupek, stanął mi przed oczami obrazek z Gandawy sprzed dwóch lat.

– Bałem się, że może się powtórzyć sytuacja gdy straciliśmy wtedy gola z Gent w 45 minucie. Potem w drugiej połowie wszystko się posypało i odpadliśmy z Ligi Konferencji.

Faktycznie. O ile w pierwszej połowie częstochowianie nie wypracowali żadnej dobrej okazji podczas gdy gospodarze kilka razy poważnie im zagrozili, tak po pauzie praktycznie cały czas kontrolowali mecz. Utrzymywali się przy piłce, zmuszali rywali by za nią biegali. Prezentowali się niezwykle dojrzale, w sposób jaki polskie zespoły demonstrowały w ostatnich latach niezwykle rzadko. Chwilami ręce aż same składały się do braw. Jedynie między 78 a 80 minutą dali się trochę zepchnąć. Jednak wówczas Kovacević pokazał jak wielką jest wartością dla swojej drużyny. W ciągu tych trzech minut popisał się trzema kapitalnymi paradami. Pozbawił Aris resztek złudzeń, że może jeszcze odwrócić losy dwumeczu.

– Oni też cierpieli, też już mieli dość. Choć są bardziej przystosowani do tych warunków, znają je, to nie wytrzymywali do końca naszej intensywności. Też było im ciężko, jesteśmy zorganizowaną drużyną w defensywie, trudno jest nam strzelić gola i to było widać po Arisie, że już nie wiedzą co robić, żeby nas trafić – oceniał końcówkę meczu Piasecki.

Szpilewski czyta Sport

Trener Dawid Szwarga tak podsumował mecz:

– Przed spotkaniem dużo było mówienia ze strony trenera Arisu i mediów o pogodzie. My nie chcieliśmy iść w tym kierunku. Co nie zmienia faktu, że w pierwszej połowie brakowało nam intensywności w obronie niskiej. W drugiej zmieniliśmy nastawienie. Wcześniej czuliśmy ból, ale po przerwie potrafiliśmy być bardziej agresywni i częściej wypychać rywali. Oczywiście, że Aris stworzył sytuacje, mógł strzelić gola, ale w drugiej połowie to my wyklarowaliśmy lepsze. Duży szacunek dla zawodników, bo to ich heroizm i podejście spowodowały, że jesteśmy w Lidze Europy i zagramy w 4. rundzie Ligi Mistrzów.

Cypryjscy dziennikarze sugerowali, że awans Raków zawdzięcza większemu szczęściu.

– Czy Raków miał dużo szczęścia w tym spotkaniu? – zastanawiał się Dawid Szwarga.

– Chcemy być skuteczni w dwumeczu. W dwumeczu szczęście równa się zero. W pierwszym meczu to my stworzyliśmy więcej klarownych sytuacji. Moim zdaniem powinien się on skończyć wynikiem 2:0 dla nas. Arisowi udało się zdobyć bramkę gdy mieliśmy dziewięciu zawodników za linią piłki. Dziś mieliśmy momenty, w których Vladan Kovacević zachował się dobrze. Nie wiem, czy to szczęście, czy po prostu mamy dobrego bramkarza – skwitował.


Czytaj także:


Na zakończenie konferencji trener Rakowa pożegnał się słowami „Good bye Aris”. Nie ukrywał, że nawiązuje do przedmeczowych wypowiedzi Aleksieja Szpilewskiego, który jak się okazało zagląda do katowickiego „Sportu”. Białoruski trener Arisu prowokacyjnie komentował i opacznie interpretował tytuł „Arrivederci Aris” jakim opatrzyliśmy relację z pierwszego meczu w Częstochowie. Dawał do zrozumienia, że gra nie jest skończona. Zapewne chciał w ten sposób dodatkowo zmotywować swoich piłkarzy, w efekcie zezłościł częstochowian.

Co zrozumiałe Szpilewski nie był po meczu w dobrym nastroju. Chwalił swój zespół. Mówił że był lepszy od głównie broniącego się Rakowa, co potwierdzają statystyki oddanych strzałów i rzutów rożnych, w których miał miażdżąca przewagę. Podkreślał, że jego drużyna w dwa lata przeszła drogę z drugiej ligi cypryjskiej do walki o Ligę Mistrzów, i dalej zamierza nią iść. Zdobył się jednak na to by przyznać, że jego zespół nie wytrzymał najlepiej warunków pogodowych co miało być jego atutem, i że błędem było mocne zlanie wodą, suchej, twardej murawy. W niektórych momentach mokra nawierzchnia wyhamowywała piłkę co było atutem broniących a nie atakujących.

Roszady nie zakupy

Kolejny znakomity występ Kovacecicia skłonił jednego z dziennikarzy do zapytania Dawida Szwargi czy po awansie do minimum Ligi Europy trener wyrazi zgodę na ewentualne odejście swojego podstawowego golkipera.

– Ja się mogę nie zgadzać, ale mogą się pojawić takie propozycje, które dla klubu będą nie do odrzucenia – odpowiedział Dawid Szwarga.

Jako, że samolot, którym częstochowianie wracali od razu po meczu do Katowic miał godzinne opóźnienie, była okazja podpytać na lotnisku Wojciecha Cygana o ewentualne transfery w związku z tym, że w Rakowie pojawi się zastrzyk sporej gotówki. Za sam awans do fazy play off Champions League jest to 5 milionów euro.

– To tak jak w życiu prywatnym każdego z nas. Jak dostanie extra premię z pracy to też może sobie pomyśleć, by potencjalnie kupić coś więcej. My mamy jednak pewne ograniczenia, które występują w europejskich pucharach jeśli chodzi o limity zgłoszeń zawodników. Nasz mamy wypełniony, więc nie będzie żadnych wielkich ruchów, co najwyżej jakaś roszada. Jeżeli jakiś zawodnik do nas przyjdzie to z kimś będziemy musieli się pożegnać, a ciężko w obecnej chwili kogoś skreślać z tego zespołu, to nie jest łatwa sytuacja. Natomiast dział skautingu cały czas pracuje i być może jakiś zawodnik się pojawi. Wierzę, że ruchy, jakie wcześniej zrobiliśmy, które miały służyć poszerzeniu kadry są dobre i zawodnicy którzy dołączyli w tym okienku transferowym będą stanowili o sile zespołu. Do tego za chwilę do dyspozycji trenera będą wracający po kontuzjach John Yeboah, i Kamil Pestka.

Mielec i Kopenhaga

Zarówno Dawid Szwarga jak i Cygan, mówili że woleliby zagrać w 4 rundzie LM ze Spartą w Pradze niż z FC Kopenhaga. Motywowali bardzo podobnie. Chęcią zrewanżowania się w stolicy Czech za porażkę ze Slavią w ostatniej minucie dogrywki przed rokiem w eliminacjach Ligi Konferencji.

– To mogłoby być takie fajne spięcie klamrą naszej historii – mówił Cygan. Zwracał jednak uwagę, że zanim w przyszły wtorek dojdzie do pierwszego meczu z zespołem Kamila Grabary w Sosnowcu (stadion przy Limanowskiego w Częstochowie nie spełnia wymogów UEFA by rozgrywać na nim spotkania na tym szczeblu), w sobotę Raków zmierzy się w lidze ze Stalą Mielec.

– Trzeba robić wszystko, żeby chłopcy się maksymalnie zregenerowali i przygotowali do kolejnych gier. Trzeba też myśleć o lidze, mecz ze Stalą Mielec nie będzie łatwy, ale mamy szeroką kadrę, pewnie będziemy rotować – mówił.

– Nigdy nie marzyłem, nie myślałem, że się znajdę w takim miejscu jak teraz jest Raków – cieszył się z kolei Fabian Piasecki.

– To super przeżycie, spełnienie marzeń i oby ta przygoda trwała jak najdłużej aż do Ligi Mistrzów. Na pewno w Kopenhadze klimat będzie lepszy, nie będziemy grać przy takiej pogodzie jak w Baku czy w Limassol i łatwiej będzie nam grać na naszej intensywności. Sprawa jest otwarta. Musimy przeanalizować grę Kopenhagi i dobrze się przygotować.

Jarosław Tomczyk, Limassol


Na zdjęciu: Dawid Szwarga utarł nosa szkoleniowcowi gospodarzy. Teraz przed Rakowem IV runda kwalifikacyjna.
Fot. Tomasz Kudala / PressFocus