Jeszcze nie czas…

FC Kopenhaga – Raków Częstochowa. Gdy Denis Vavro w kuriozalnych okolicznościach pokona Vladana Kovacevicia praktycznie pewne było, że Raków nie zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów.


Częstochowianie podchodzili do rewanżu w Kopenhadze skoncentrowani i pewni siebie. Wierzyli w awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W dodatku mieli oni nadzieję mimo że w składzie brakowało Stratosa Svarnasa i Jeana Carlosa Silvy. Na murawę wrócił za to kapitan, Zoran Arsenić. Gra układała się wbrew pozorom zgodnie z planami Rakowa. Częstochowianie częściej meldowali się na połowie przeciwnika.

Owszem, Kamil Grabara nie musiał interweniować w zasadzie ani razu. Mimo to widać było przewagę Rakowa. Mistrzowie Polski nie zostali jednak dopuszczeni do klarownej sytuacji. Jedną z ciekawszych było uderzenie Giannisa Papanikolaou zablokowane przez rywali. Plan częstochowian, opierający się na długich zagraniach na Fabiana Piaseckiego nie zadziałał.

Goście grali rozsądnie. Prowadzili akcje wolno i w pełnym skupieniu. Wydawało się, że do końca pierwszej odsłony meczu Raków będzie remisował, a po przerwie uszczęśliwi 500 kibiców, którzy przybyli na Parken. Tymczasem w 35 minucie otrzymali cios, który wydawało się, zamykał dwumecz. Z dystansu uderzył stoper gospodarzy, Denis Vavro. 27-letni Słowak zaskoczył Vladana Kovacevicia. Reprezentujący Serbię bramkarz Rakowa nie zdołał skutecznie interweniować, choć w pełni powinien. To drugi tak kosztowny błąd Kovacevicia. W końcu tydzień temu także wpuścił bardzo przypadkowo odbitą od Bogdana Racovitana piłkę.

Mistrzowie Polski zostali dociśnięci do ściany. Kopenhaga miała ich w zasadzie na widelcu. Mogła już w pełni kontrolować przebieg spotkania. Prawie 38 tysięcy kibiców gospodarzy było w euforii i wspierało swoich ulubieńców. Słowa Kamila Grabary po spotkaniu w Sosnowcu, że Duńczycy nie wypuszczą z rąk awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów, zdawało się, zaczynają się spełniać. Raków miał 45 minut na to, by zdobyć dwie bramki i dzięki temu chociaż doprowadzić do dogrywki i potencjalnie do rzutów karnych.


Czytaj także:



Sytuacja po przerwie, jak we wszystkich w zasadzie spotkaniach rozgrywanych przez mistrza Polski, wyglądała o niebo lepiej. Raków atakował. Oddał nawet celny strzał na bramkę Grabary. Sęk w tym, że częstochowianie dokonali tego dopiero w okolicach 70 minuty gry. To było trochę za mało, by odrobić dwie bramki przewagi i doprowadzić do dogrywki. Niby w końcówce trafił Łukasz Zwoliński, jednak to było za mało.

Mistrzowie Polski tym samym po niezwykle udanych eliminacjach, podobnie jak w ostatnich dwóch sezonach kończą je porażką w ostatniej rundzie. Kopenhaga nie była od nich zdecydowanie lepszym zespołem. Potrafiła jednak wykorzystać błędy mistrza Polski. Doświadczenie na najwyższym poziomie okazało się decydujące o losach dwumeczu. Po raz kolejny Liga Mistrzów to za wysokie progi dla Rakowa.

Mimo to nie można być nazbyt krytycznym względem częstochowian. W swojej pierwszej przygodzie w eliminacjach Ligi Mistrzów dotarli do decydującej rundy eliminacji. W dodatku pokonali Karabach, od lat zmorę polskich zespołów. Zespół mistrza Polski może z podniesioną głową wrócić z Kopenhagi. W końcu jutro dowiedzą się, z kim zagrają w fazie grupowej Ligi Europy.


FC Kopenhaga – Raków Częstochowa 1:0 (1:0). Pierwszy mecz: 1:0 dla Kopenhagi. Awans FC Kopenhaga

1:0 – Vavro, 35 min

KOPENHAGA: Grabara – Meling, Diks, Vavro, Jelert – Lerager, Falk, Claesson – Elyounousi (60. Achouri), Larsson (60. Cornelius), Goncalves (88. Lund). Trener: Jacob NEESTRUP.

RAKÓW: V. Kovacević – Arsenić (76. Racovitan), A. Kovacević, Rundić – Tudor, Papanikolaou, Berggren (59. Lederman), Sorescu – Koczergin (76. Yeboach), Piasecki (84. Zwoliński), Cebula (59. Kittel). Trener: Dawid SZWARGA.

Sędziował: Istvan Kovac (Rumunia) Żółte kartki: Claesson, Lerager – Arsenić.


Fot. Grzegorz Misiak/Pressfocus