Rozmawiali i… nic

Fernando Santos i Cezary Kulesza spotkali się wczoraj i umówili na kolejne spotkanie. O żadnych decyzjach nie poinformowano.


Wiemy, że nic nie wiemy, ale się… domyślamy. Taką, zmodyfikowaną nieco maksymą, zaczerpniętą z Sokratesa, ale nie tego związanego z brazylijskim futbolem, można określić to, co wczoraj przed południem wydarzyło się w siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej. Przed godz. 10.00 w warszawskiej siedzibie centrali, przy ul. Bitwy Warszawskiej 1920 r. 7, pojawił się selekcjoner reprezentacji Polski, Fernando Santos, wraz ze swoim asystentem, Grzegorzem Mielcarskim. Na umówione spotkanie z prezesem Cezarym Kuleszą i sekretarzem generalnym, Łukaszem Wachowskim. Celem było omówienie występu naszej drużyny narodowej we wrześniowych meczach eliminacji Euro 2024. Głównie z uwzględnieniem kompromitacji w Tiranie, a także przedstawienie przez selekcjonera planu na najbliższe tygodnie. Przypomnijmy, że 12 i 15 października biało-czerwoni rozegrają 2 kolejne spotkania kwalifikacyjne z Wyspami Owczymi i Mołdawią. Jednak sytuacja w grupie jest dla nas bardzo niekorzystna.

Będzie kolejne spotkanie

Wielu oczekiwało, że podana zostanie do wiadomości informacja o tym, że Portugalczyk przestał był szkoleniowcem naszych piłkarzy. Coś takiego jednak się nie wydarzyło. Po spotkaniu, które trwało niespełna 2 godziny, do mediów wyszedł rzecznik prasowy naszego związku. – Dzisiaj odbyło się spotkanie prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, Cezarego Kuleszy, z selekcjonerem Fernando Santosem. Panowie rozmawiali o tym zakończonym zgrupowaniu, które jak wiemy było dla nas bardzo złe, jeśli chodzi o wyniki – powiedział Jakub Kwiatkowski.

– Dyskutowano również o trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się reprezentacja Polski w eliminacjach Euro 2024. Dzisiaj na pewno nie będziemy mówili o szczegółach tego spotkania. Kolejne jest przewidziane na ten tydzień. W momencie, kiedy będziemy coś więcej mieli państwu do zakomunikowania w tym zakresie, to zaprosimy was na spotkanie. Tyle możemy w tej chwili powiedzieć – oto jedyna wiedza przekazana przecz rzecznika związku, jaką po wczorajszym spotkaniu dysponujemy.

Znacznie więcej jest domysłów i spekulacji, które nie są pozbawione ani sensu, ani też podstaw. Bo skoro konkretów brak, a postawa naszego zespołu – którą wszyscy widzieli – wymaga zdecydowanej reakcji, o ile nie wstrząsu, to domysły i spekulacje się pojawiają. W środowisku, również wśród przedstawicieli mediów, zadomowiło się przekonanie, że decyzja o zakończeniu współpracy z Santosem została już podjęta. A selekcjoner i prezes Kulesza rozmawiali wczoraj również o tym, jak ją zakończyć, a chodzi – rzecz jasna – o pieniądze.

Baraże, czyli zasługa… Michniewicza

Według nieoficjalnych informacji Portugalczyk zarabia 740 tysięcy złotych miesięcznie i jest najlepiej opłacanym szkoleniowcem w historii naszej drużyny narodowej. Jego kontrakt obowiązuje do końca listopada tego roku, czyli do końca zasadniczej części eliminacji Euro 2024. W umowie zawarty został zapis, który automatycznie ją przedłuża w przypadku bezpośredniego awansu na mistrzostwa Europy. Polacy wprawdzie nie stracili jeszcze szans na promocję w ten sposób. Biorąc jednak pod uwagę sytuację w grupie, są one bardzo niewielkie.

Z drugiej jednak strony jest niemal przesądzone, że jeśli nie zajmiemy lokaty dającej bezpośredni awans, to zagramy w marcowych barażach. Dlatego, że zajęliśmy wysoką lokatę w Lidze Narodów 2022/23. Przypomnijmy, że w Dywizji A utrzymał nas, dzięki dwóm zwycięstwom z Walią, Czesław Michniewicz. To jemu będziemy prawdopodobnie zawdzięczać szansę nieskompromitowania się do reszty. Brak awansu na Euro przy 24 kwalifikujących się drużynach taką kompromitacją byłby bez wątpienia.

Nic nie wiadomo

Wracając jednak do Fernando Santosa, to nie wiemy nic, czy w jego kontrakcie istnieje zapis, który mówi o przyszłości trenera w momencie, gdy nie awansujemy bezpośrednio, a do baraży się dostaniemy. A to zasadnicza różnica. Gra idzie o ogromną stawkę, czyli o miliony złotych. Wydaje się, że Cezary Kulesza byłby skłonny zapłacić Santosowi 2 pensje i się go pozbyć. Oczywiście zatrudniając na dniach nowego selekcjonera, o ile dogadał się już z jakimś kandydatem. Wszystko zależy od tego, jak dokładnie skonstruowany jest kontrakt, który jest wnikliwie analizowany przez prawników.

Otóż nie jest wykluczone, że, by teraz trenera się pozbyć, trzeba byłoby mu zapłacić równowartość 10 pensji, czyli ponad 7 mln złotych. A na dodatek nie należy zapomnieć o odprawach dla sztabu szkoleniowego. Nie trzeba mieć specjalnie lotnego umysłu, by domyślić się, że o tym wczoraj panowie w Warszawie również rozmawiali. Mało tego, można chyba zaryzykować stwierdzenie, że był to główny temat spotkania w siedzibie związku. Można też założyć, że teraz wszystko odbywa się na poziomie negocjacji rozwiązania kontraktu.

Skrócić drogę przez mękę

Santos i Kulesza umówili się, że nie będą komentować sprawy do czasu jej rozwiązania, czyli – tak się wydaje – do czasu kolejnego spotkania, jakie zapowiedział Jakub Kwiatkowski. Kiedy do niego dojdzie? Dokładnie nie wiadomo, bo rzecznik związku użył jedynie stwierdzenia „w tym tygodniu”. Jeżeli wszystko zakończy się spodziewanym zwolnieniem Portugalczyka, to pewne jest jedno. Czasu jest szalenie mało.

Według przepisów UEFA kadrę na mecze eliminacji ME należy podać na 3 dni przed rozpoczęciem zgrupowania. Rozpocznie się ono 9 października, w poniedziałek. Oznacza to, że nazwiska piłkarzy powinny być znane najpóźniej w piątek, 6 października. Od dziś do tego dnia pozostało dokładnie 29 dni. W ostatnich latach wprawdzie przyzwyczailiśmy się do tego, że kolejni trenerzy nie mieli zbyt wiele czasu przed pierwszym, za każdym razem bardzo ważnym, spotkaniem, ale obecny przypadek jest wręcz skrajny.


Czytaj także:


Paulo Sousa został zatrudniony na 63 dni przed pierwszym meczem eliminacji MŚ 2022. Czesław Michniewicz, z kolei, przejmował drużynę narodową na 52 dni przed planowanym meczem barażowym z Rosją o mundial w Katarze, do którego nie doszło, a pomiędzy jego zatrudnieniem, a spotkaniem ze Szwecją, po którym na mundial awansowaliśmy, minęło 56 dni.

Wreszcie Fernando Santos obejmował zespół 59 dni przed rozpoczęciem drogi na Euro 2024, która dla nas i dla niego jest… drogą przez mękę. Zdecydowana większość ekspertów nie ma wątpliwości, że należy ją skrócić, nie bacząc na okoliczności, a nawet finansowe konsekwencje, bo dalsza współpraca z Portugalczykiem nie ma po prostu sensu.


Na zdjęciu: Cezary Kulesza i Fernando Santos wczoraj rozmawiali. Wszyscy są przekonani, że głównie o warunkach zakończenia współpracy.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus