Wieczór samobójów

Górnik Łęczna – Cracovia. Fatalny występ Łukasza Woźniaka pomógł Cracovii awansować do 1/16 Pucharu Polski na boisku Górnika Łęczna.


Półfinalista ostatniej edycji de facto grał w tym meczu bez bramkarza, a i obrońcy popełnili kilka grzechów. Z taką formą w tyłach czołowa drużyna I ligi nie miała prawa myśleć o przejściu do kolejnej rundy. Cracovia też nie zagrała idealnie, ale popełniła mniej błędów. Wygrała 4:3 i zyskała nieco tlenu po ostatnim ligowym łomocie od Pogoni Szczecin.

Trzy „swojaki”

„Pasy” wystawiły prawie najmocniejszy skład, trener Jacek Zieliński nie dał odpocząć nawet pierwszemu bramkarzowi. W Łęcznej nie mógł zagrać Michał Rakoczy, strzelec gola w ostatnim ligowym spotkaniu z Pogonią Szczecin, który pauzuje za czerwoną kartkę z poprzedniej edycji. Młodzieżowiec obraził wówczas sędziego Piotra Urbana z Warszawy i został zawieszony aż na pięć meczów. Krakowianie przegrali wówczas z Resovią, więc piłkarz będzie mógł wystąpić najwcześniej w… finale pucharu. Wszystko więc w nogach jego kolegów, by w tym sezonie miał jeszcze okazję zaprezentować się w tych rozgrywkach.

W czasie pierwszej połowy można było ziewać z nudów, jedynie uderzenie Adama Dei sprawiło nieco problemów Sebastianowi Madejskiemu. Piłkarze dostarczyli nieco emocji golami samobójczymi w samej końcówce. Festiwal błędów rozpoczął Soulehmane Cisse, który próbował wybić piłkę dośrodkowaną przez Pawła Jaroszyńskiego na głowę Kamila Glika. Piłka wzniosła się po jego interwencji kilka metrów nad murawę i wpadła za kołnierz bramkarza Łukasza Woźniaka, któremu na spokojną interwencję nie pozwolił Kacper Śmiglewski. W szóstej doliczonej min po rzucie wolnym wykonywanym przez Deję w swoim polu karnym nie popisał się z kolei Benjamin Kallman i również głową zaskoczył Madejskiego.


Czytaj także:


Emocje do końca

Po przerwie Woźniak udowodnił, że jednak nie był zamyślony, ale po prostu nieobecny! Popełnił błąd po zagraniu Cornela Rapy i piłka po odbiciu od jego rąk wpadła do siatki.Cracovia złapała wiatr w żagle i po pięciu minutach wydawało się, że ma awans w kieszeni. Takuto Oshima strzelił głową, a Woźniak znów się nie popisał. Wynik poprawił Jani Atanasov, którego dośrodkowania z wolnego nie przecięli ani gospodarze, ani goście. Górnika to jednak nie zabiło. Z dystansu potężnym uderzeniem odpowiedział Deja, a Karol Podliński rwał włosy z głowy, gdy chybił z kilku metrów. Świetnym dryblingiem popisał się Fryderyk Janaszek, ale jakość uderzenia pozostawiała już wiele do życzenia. W 88 min Atanasov dał Górnikowi szansę na zdobycie kontaktowej bramki zagrywając ręką w polu karnym. Skorzystał z niej Egzon Kryeziu. W końcówce krakowianie zagrali na czas i utrzymali korzystny rezultat bez konieczności wyłaniania zwycięzcy w dogrywce.


Górnik Łęczna – Cracovia 3:4 (1:1)

0:1 – Cisse, 45 min (samobójcza), 1:1 – Kallman, 45+6 min (samobójcza), 1:2 – Woźniak, 53 min (samobójcza), 1:3 – Oshima, 56 min (głową), 1:4 – Atanasov, 58 min, 2:4 – Deja, 60 min, 3:4 – Kryeziu, 89 min (karny)

GÓRNIK: Woźniak – Zbozień, Klemenz, Cisse, Dziwniel (80. Grabowski) – Deja, Gąska (84. Pawlik), Starzyński (64. Janaszek), Kryeziu, Żyra – Podliński. Trener Ireneusz MAMROT.

CRACOVIA: Madejski – Jugas (84. Hoskonen), Glik, Ghita – Rapa, Knap (64. Kolec), Atanasov, Jaroszyńki – Oshima, Śmiglewski (65. Makuch) – Kallman (78. Bochnak). Trener Jacek ZIELIŃSKI.

Sędziował Łukasz Kuźma (Białystok). Żółte kartki: Żyra, Starzyński, Klemenz – Oshima, Jaroszyński, Rapa, Makuch, Madejski.


Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus