Nadzieja umiera ostatnia

Przed nami trzy trudne spotkania. Musimy przed nimi się odbudować i oczyścić głowy – podkreśliła Martyna Czyrniańska, przyjmująca naszej siatkarskiej kadry.


Polki w środę nieoczekiwanie przegrały z Tajlandią 2;3. To ogromna niespodzianka, bo ostatnio drużynę tę „biły” regularnie. Wydawało się, że w Łodzi także nie będą miały większych problemów. Tymczasem zaprezentowały się słabo, a momentami wręcz katastrofalnie, jak na początku spotkania, gdy żadna z naszych zawodniczek nie potrafiła zakończyć ataku.

Koncentracja uciekła

Punkty zdobywały jedynie po prostych błędach rywalek. Fatalnego występu nie zamazuje nawet drugi set, wygrany przez polską drużynę 25:7! – Nie umiem sobie wytłumaczyć jak to się stało, że po przegranym pierwszym secie, drugi wygrywamy do 7 i potem cały mecz przegrywamy. Nie wiem gdzie ta koncentracja uciekła. Jesteśmy złe, smutne i rozżalone na siebie – analizowała tuż po spotkaniu na antenie Polsat Sport Magdalena Stysiak, atakująca biało-czerwonych.

Ona i jej koleżanki przede wszystkim miały ogromne kłopoty w ataku. Choć wydawało się, że uderzają mocno i precyzyjnie, Tajki podbijały piłkę. To rodziło zdenerwowanie i frustrację. W efekcie większość przedłużonych akcji padła łupem rywalek, które były bardziej cierpliwe. Polki wydawały się też być zaskoczone szybką i kombinacyjną grą Tajek, które wielokrotnie atakowały na czystej siatce, ale mając przed sobą tylko pojedynczy blok.


Czytaj także:


– Trzeba przyznać, że Tajki grają bardzo kombinacyjnie i nie potrafiłyśmy się odnaleźć. W obronie nie wiedziałyśmy jak się ustawiać. Rozegrały bardzo dobre spotkanie – chwaliła przeciwniczki Martyna Czyrniańska. Młoda przyjmująca akurat sobie nie ma nic do zarzucenia. Rozegrała znakomite spotkanie, choć do drużyny dołączyła niedawno, po wyleczeniu kontuzji mięśni brzucha. Zastąpiła Olivię Różański. Była najjaśniejszym punktem w talii trenera Stefano Lavariniego. Zdobyła 17 punktów, do tego dołożyła dobrą grę w obronie i przyjęciu.

– Wolałabym zagrać słabo, bylebyśmy wygrały – przyznała siatkarka. Czuję smutek i żal nie wykorzystanej szansy. Dostałyśmy taką w tie-breaku, gdy Tajki przy próbie bloku dotknęły siatki. Niestety, z szansy nie skorzystałyśmy. Ta sytuacja nam ostatecznie nie pomogła – ze smutkiem w głosie skomentowała Czarniańska.

Skomplikowana sytuacja

Wpadka z Tajlandią mocno skomplikowała, ale nie pozbawiła definitywnie szans biało-czerwonych na awans do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich, kwalifikują się tylko dwie najlepsze zespoły. Sytuacja jest jednak bardzo trudna. Przed biało-czerwonymi jeszcze trzy najtrudniejsze mecze, kolejno z Niemcami, USA i Włochami, które w Łodzi do tej pory odniosły komplet wygranych. Dwie ostatnie ekipy to absolutna światowa czołówka. Amerykanki to mistrzynie olimpijskie z Tokio. Włoszki z kolei są mocno podrażnione po nieudanym występie na ostatnich mistrzostwach Europy, w których zajęły czwartą pozycję.

Trzy zwycięstwa powinny dać naszym zawodniczkom upragnioną kwalifikację. Przegrany choć jeden mecz spowoduje, że do awansu potrzebne będą satysfakcjonujące rozstrzygnięcia w innych starciach. Dwie porażki oznaczają koniec szans. – Po wolnym czwartku wrócimy z pełną energią. Wykorzystamy to, że gramy przed własnymi kibicami i wygramy – nie straciła optymizmu Czyrniańska. – Musimy teraz wyjść, walczyć i dawać z siebie maksa,. Nie mamy nic do stracenia – wtórowała jej Stysiak.

Ale nawet przegrane kwalifikacje w Łodzi nie muszą oznaczać końca nadziei na występ w Paryżu. Jest jeszcze ranking FIVB. Pięć najwyżej sklasyfikowanych ekip po fazie interkontynentalnej przyszłorocznej Ligi Narodów, które dotąd nie wywalczyły kwalifikacji, otrzyma szansę startu na igrzyskach.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus