Atakujący po przejściach

To mój pierwszy złoty medal z reprezentacją na wielkiej imprezie. Cieszę się, że mogłem godnie zastąpić Bartka Kurka – powiedział Łukasz Kaczmarek, najlepszy atakujący finałowego turnieju Ligi Narodów w Gdańsku.


Finałowy turniej Ligi Narodów miał wielu bohaterów, ale jeden z nich się wyróżnia. Łukasz Kaczmarek nie był bowiem wyznaczony do pełnienia pierwszoplanowej roli. Zawody zaczął w kwadracie dla rezerwowych, jako zmiennik Bartosza Kurka.

Wykorzystana szansa

Lider naszej drużyny od początku reprezentacyjnego sezonu zmaga się jednak z problemami mięśniowymi. Przez nie opuścił kilka spotkań, wykluczyły go też z gry w półfinale z Japonią i w finale ze Stanami Zjednoczonymi.

Wielką szansę dostał więc Kaczmarek. I wykorzystał ją znakomicie. – Nie można mówić o presji na mnie, bo nawet gdybym nie wyglądał tak dobrze na parkiecie, to kto inny przejąłby tę rolę. Mamy wielu świetnych zawodników, jak Leon, Fornal, czy Bednorz i każdy mógłby udźwignąć ciężar. Nie miałem obaw, bo jesteśmy świetnym kolektywem. Dobrze i pewnie się w grupie czuję, mam od wszystkich niesamowite wsparcie – zdradził Łukasz Kaczmarek.

– Bartek ma przeciążeniową kontuzję, a ja jestem szczęśliwy, że mogłem go godnie zastąpić. Ale nie musi się bać o swoją pozycję. To nadal najlepszy atakujący na świecie Jestem szczęśliwy, że mogłem go godnie zastąpić, ale to on nadal jest najlepszym atakującym naszej reprezentacji Od razu po meczu ze Stanami Zjednoczonymi Bartek pogratulował mi udanego występu, a jego słowa miały dla mnie ogromne znaczenie – dodał Łukasz Kaczmarek.

Pierwsze wyróżnienie

Popisem 29-letniego atakującego było zwłaszcza finałowe starcie. Amerykanie wobec jego zagrań byli bezradni. Nie potrafili go ani złapać blokiem, ani utrzymać piłkę w grze po jego atakach. Kaczmarek zdobył aż 25 punktów, mając 66 procent skuteczności w ataku, a do tego dołożył blok i asa serwisowego. Przede wszystkim jednak nawet w najtrudniejszych momentach trzymał poziom i rozgrywający Marcin Janusz mógł posyłać do niego piłki. To był jego jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy mecz w karierze w biało-czerwonych barwach.

W nagrodę mógł się cieszyć nie tylko ze złota, ale także z nagrody dla najlepszego atakującego imprezy. – Wywalczyć takie trofeum na polskiej ziemi, przy tak świetnej atmosferze i cudownych kibicach, to niesamowite uczucie. Cieszę się podwójnie, bo to mój debiutancki złoty medal z reprezentacją na tak wielkiej imprezie. To też wyjątkowy moment, bo to moja pierwsza indywidualna nagroda. Mam nadzieję, że wiele dobrych meczów jeszcze przede mną, ale jestem zadowolony z tego, jak ten turniej przebiegał, że odnieśliśmy zwycięstwo i po raz kolejny pokazaliśmy świetną siatkówkę – podsumował 29-latek, który jest przykładem na to, jaką siłę stanowi biało-czerwona drużyna, że „wypadnięcie z trybików” nawet tak ważnej postaci, jak Kurek, nie stanowi większego problemu. I właśnie na bogactwo składu zwrócił uwagę Kaczmarek.

– Wszyscy grali wyśmienicie, finał pokazał, jakie mamy bogactwo składu i urodzaj na każdej pozycji. W półfinale wszedł Wilfredo Leon i pociągnął, w finale Tomek Fornal za Leona też pociągnął, Norbert Huber również trzymał poziom. To wszystko jest niesamowite i pokazuje jak świetnie ze zmianami trafia nasz trener Nikola Grbić – ocenił Łukasz Kaczmarek.

Zdradził „plażówkę”

Kaczmarek w siatkówce „siedzi” już od wielu lat. Jego droga na szczyt nie była usłana różami. Miłością do sportu zarazili go ojciec i wujek, którzy grali w siatkówkę w lidze amatorskiej. Mając 9 lat trafił do klubu w rodzinnym Krotoszynie, ale zaczął od siatkówki plażowej. I w tej odmianie wróżono mu sukcesy. Trafił do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Łodzi do klasy o profilu siatkówka plażowa. Wtedy też otrzymał ksywkę „Zwierzę”. Jak do tego doszło zdradził w wywiadzie dla kanału „#VolleyTime”. Wymyślił ją Grzegorz Klimek, trener męskiej reprezentacji Polski w siatkówce plażowej. Przed laty był szkoleniowcem Kaczmarka w rozgrywkach młodzieżowych. – Mam bardzo długie i duże ręce, generalnie jestem wielki, tak że zaczął na mnie mówić Zwierzu i ta ksywka się przyjęła – tłumaczył.

Z czasem przyszły sukcesy. W 2011 roku Kaczmarek wraz z Maciejem Kosiakiem zdobyli tytuł mistrzów świata juniorów, a z Sebastianem Kaczmarkiem mistrzów Europy. W 2012 roku wraz z tym drugim dodali jeszcze wicemistrzostwo świata juniorów do lat 19 w cypryjskiej Larnace.

Mimo kolejnych laurów Kaczmarek porzucił plażówkę, bo stypendium nie wystarczało na życie. W 2013 roku podpisał kontrakt z Victorią Wałbrzych. Zaczynał jako przyjmujący. Radził sobie na tyle dobrze, że został zauważony przez działaczy szykującego się do gry w PlusLidze Cuprum Lubin. W trakcie sezonu 2015/16 zmienił pozycję. Postawił na atak i był to strzał w dziesiątkę. Od 2018 roku stanowi o sile ZAKSY, z którą osiągnął do tej pory największe sukcesy. Wygrał dwukrotnie mistrzostwo Polski, trzykrotnie Ligę Mistrzów i czterokrotnie Puchar Polski.

Na krawędzi

W listopadzie 2019 roku jego kariera stanęła jednak pod wielkim znakiem zapytania. Atakujący zachorował na grupę. Zażył antybiotyki, po których poczuł się lepiej. Na krótko. Kilka dni później jego stan zdrowia znacznie się pogorszył. Zaczęło się od ucisku w klatce piersiowej. Siatkarz nie zbagatelizował objawów, co okazało się zbawienne. Trafił do szpitala na kardiologię, gdzie zdiagnozowano u niego zapalenie mięśnia sercowego. Lekarze nie dawali mu zbyt wielkich szans na kontynuowanie zawodowej kariery.

– Zrobiono mi między innymi EKG i echo serca. Okazało się, że cierpiałem na zapalenie mięśnia sercowego. Znaków zapytania było mnóstwo, ponieważ dla niektórych ludzi jest to choroba śmiertelna, a inni nie mogą po niej uprawiać sportu. Miałem szczęście, że w porę trafiłem do szpitala i dostałem „najniższy wymiar kary”. Bardzo się wystraszyłem. Nie chciałem, by to był koniec mojej przygody z siatkówką. Mogę tylko dziękować Bogu, że jestem zdrowy – tłumaczył Łukasz Kaczmarek w wywiadzie w TVP Sport.

Leczenie przebiegało bez powikłań i już dwa miesiące później Kaczmarek wrócił na parkiet. Radość nie trwała jednak długo. Podczas jednego z treningów przed meczem z Asseco Resovią poślizgnął się na boiskowej naklejce i złamał kość stopy. Sezonu jednak nie stracił, bo na świecie wybuchła pandemia koronawirusa i rozgrywki PlusLigi zostały zawieszone. Atakujący miał więc czas na powrót do pełniej sprawności.

– Przez złamaną piątą kość śródstopia, znów wypadłem z obiegu treningowego, tym razem na dwa miesiące. Byłoby o wiele gorzej i odczuwałbym większy ból, gdybym musiał stać z boku i nie mógł pomagać zespołowi w walce o mistrzostwo Polski. Nie chciałbym powiedzieć, że dobrze, że tak potoczyły się sprawy z ligą, ale dla mnie, dla mojej głowy na pewno jest lepiej, jak teraz wszyscy siedzą w domach. Z pewnością to był najbardziej pechowy sezon w moim życiu. Mam nadzieję, że już wyczerpałem limit nieszczęść – mówił wówczas w rozmowie z radiem Zet.


Czytaj także:


Kaczmarka w potrzebie nie pozostawił klub Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i jego ówczesny prezes Sebastian Swiderski. Mimo niejasnej przyszłości podpisał z nim nowy kontrakt. I Kaczmarek nie zapomniał o tym. – Należą się podziękowania Sebastianowi Świderskiemu, który mimo tego, że leżąc w szpitalu, nie wiedziałem nawet, czy będę mógł dalej grać w siatkówkę, a on od razu zaproponował mi kontrakt na dwa kolejne lata. Pokazał mi wówczas wielkie serce. To był zwrotny moment w mojej karierze. Przez problemy zdrowotne wypadłem na cały rok, ale to już za mną i mam nadzieję, że teraz czeka mnie tylko pasmo sukcesów – powiedział Kaczmarek po gdańskim sukcesie.


ŁUKASZ KACZMAREK

  • Data i miejsce ur.: 29.06.1994 w Krotoszynie
  • Wzrost: 204 cm
  • Pozycja: atakujący
  • Kluby: Victoria Wałbrzych, Cuprum Lubin, od 2018 roku Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
  • Sukcesy reprezentacyjne: złoto (2023), srebro (2021) i brąz (2019, 2022) Ligi Narodów, wicemistrzostwo świata (2022), brąz mistrzostw Europy (2021)
  • Sukcesy klubowe: złoto Ligi Mistrzów (2021-23), mistrzostwo Polski (2019, 2022), Puchar Polski (2019, 2021-2023), Superpuchar Polski (2019-20).

Na zdjęciu: Łukasz Kaczmarek jest na szczycie.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus