Obrzydziło mi to piłkę

Są piłkarze, choć w obecnych czasach jest ich coraz mniej, którzy kojarzą się ze swoim macierzystym klubem.


Maciej Mańka już nie jest potrzebny GKS-owi Tychy

Są piłkarze, choć w obecnych czasach jest ich coraz mniej, którzy kojarzą się ze swoim macierzystym klubem. Takim właśnie zawodnikiem jest Maciej Mańka. Tyszanin, który 5 września 2007 roku jako 18-latek zadebiutował w IV-ligowej wówczas drużynie GKS-u Tychy, w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersiach przeszedł drogę z awansami do II i do I ligi.

Był także w ekstraklasie i w barwach Górnika Zabrze wystąpił 16 razy, ale co to jest przy 302 występach w meczach o ligowe punkty oraz 4 barażach, bo takim dorobkiem „Maniol” mógł się pochwalić w dniu, w którym usłyszał, że nie jest swojej drużynie potrzebny.

Po prostu przykro….

– Krzysztof Bizacki i Dariusz Banasik powiedzieli mi, że kadra zostanie odmłodzona – mówi 33-letni kapitan GKS-u Tychy. – Padły też słowo o tym, że taka jest decyzja nowych właścicieli. W sumie, patrząc na swoje miejsce w zespole przez pryzmat ostatnich miesięcy nie mogę być zaskoczony, bo grałem mało. Od 15 kwietnia zaliczyłem tylko ostatnie pół godziny przegranego 0:3 meczu z GKS-em Katowice. To były dni, w których dostawałem sygnały, że kontrakt nie zostanie przedłużony, a w dodatku to wszystko co działo się w tym czasie obrzydziło mi piłkę. Nie grałem, bo taka była decyzja trenerów, ale musiałem na to patrzeć i było mi po prostu przykro…

Maciej Mańka jest człowiekiem, który potrafi realnie ocenić sytuację i na swoją grę potrafi spojrzeć surowym okiem.

– Trenerzy Nowak i Banasik odpowiadali za wyniki i to oni dokonywali wyboru zawodników – dodaje wychowanek MOSM-u Tychy. – Widocznie uznali, że nie jestem im potrzebny. W moim odczuciu – powiem dyplomatycznie – forma, w której byłem wiosną była lepsza od liczby minut spędzonych na boisku. Na pewno nie byłem w jakiejś super dyspozycji, ale też nie czułem się słabszy. Zaakceptowałem jednak swoją rolę i dopiero po sezonie przyszła taka refleksja, że moja tak zwana „uniwersalność” obróciła się przeciwko mnie.

Mówię o sobie, że najlepiej się czuję grając na prawej obronie i mając zadania ofensywne. Jednak zagram wszędzie gdzie trener mnie ustawi. Byłem więc lewym i prawym obrońcą, albo wahadłowym czy pomocnikiem. Ostatnio jednym z trójki stoperów, ale gra na tej pozycji mnie ograniczała. Są na pewno pozycje, na których byłbym lepiej wykorzystany.

Co dalej?

Jak potoczą się dalsze losy 33-letniego zawodnika? Patrząc na grę piłkarzy, którzy nie byli GKS-owi Tychy potrzebni w ostatnich latach można Maciejowi Mańce wróżyć… ciekawą przyszłość z sukcesami.

– Na razie muszę to wszystko „przetrawić”, bo ciężko mi nad rozstaniem z moim klubem przejść do porządku dziennego – wyjaśnia tyszanin. – Z jednej strony przychodzi mi na myśl sposób w jaki GKS Tychy pożegnał się swego czasu z Łukaszem Kopczykiem, który jednak znowu jest w naszym klubie. Z drugiej strony są też Łukasz Sołowiej, który jako niepotrzebny naszej drużynie poszedł do Puszczy Niepołomice czy Kuba Piątek, który skreślony u nas trafił do Ruchu Chorzów, a w ŁKS-ie Łódź grali Bartosz Szeliga i Bartosz Biel.


Czytaj także:


Oni w minionym sezonie wywalczyli awans do ekstraklasy. Są też inni, którzy po odejściu z tyskiej drużyny grali lepiej. My nie wykorzystaliśmy tego potencjału jaki był w klubie i o to mam żal do naszych działaczy. Mój czas grania mija bezpowrotnie, ale mam nadzieję, że jeszcze znajdę jakiś zespół na szczeblu centralnym. Na razie jednak jestem na etapie pracy w ogródku koło domu, psychicznego odpoczynku i czekania na propozycje…


Na zdjęciu: To przykre, ale Maciej Mańka nie jest potrzebny macierzystemu klubowi.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.