Przegrali najlepszy mecz

Po meczu Legia Warszawa – Górnik. W Zabrzu żałują niedzielnego spotkania przy Łazienkowskiej.


Ligowy klasyk nie zawiódł. Na trybunach ponad 24 tys. kibiców, a na boisku walka od pierwszej do ostatniej minuty. Już w pierwszym kwadransie padły dwa gole, bo do bramki trafili napastnicy: Tomas Pekhart z jednej, a Sebastian Musiolik z drugiej strony.

Szkoda punktu

Kto wie jak potoczyłoby się to stojące na naprawdę dobrym poziomie spotkanie, gdyby na początku drugiej połowie Daisuke Yokota trafił nie w głowę Kacpra Tobiasza, a do siatki. Ostatecznie w doliczonym czasie gola na wagę trzech punktów zdobył młodzieżowiec Igor Strzałek. Legioniści zanotowali już piątą wygraną w lidze w tym sezonie na swoim stadionie.

– Po takim spotkaniu to można powiedzieć, że zawsze szkoda punktu. Owszem, Legia miała przewagę optyczną, częściej była w posiadaniu piłki. Co do sytuacji, to o jedną czy dwie miała ich może więcej, ale my też mieliśmy swoje szanse, żeby w tej drugiej połowie zdobyć bramkę. Strzał Yokoty i obrona głową bramkarza Legii. W końcówce Legia zepchnęła nad do głębokiej defensywy. Staraliśmy się wyprowadzać kontry, ale nie było to łatwe. Kibice zobaczyli naprawdę dobre spotkanie. Szkoda, bo mogliśmy wywieźć punkt z Warszawy, ale stało się inaczej – komentował wszystko szkoleniowiec „górników” Jan Urban.

Uwagi do Janży

Paradoksem jest fakt, że niedzielna gra była najlepszą w wykonaniu zabrzan w bieżących rozgrywkach. Słabo spisujący się na początku sezonu i dołujący Górnik przy Łazienkowskiej pokazał, że może nawiązać do tego, co było w końcówce poprzednich rozgrywek, kiedy drużyna z Zabrza z ośmiu ostatnich gier sześć wygrała, a dwie zremisowała.

W starciu z zespołem, który w czwartek w dobrym stylu ograł w Lidze Konferencji Europy samą Aston Villę, nie było praktycznie słabych punktów. Dobrze między słupkami spisywał się Daniel Bielica, swoje robiła obrona, a w środku pola wszystkim zawiadywał Daisuke Yokota, który wraca do formy. Kolejną bramkę i punkt w klasyfikacji kanadyjskiej zanotował Sebastian Musiolik, który póki co z dwoma trafieniami jest najlepszym strzelcem swojej drużyny.


Czytaj jeszcze:


Do wszystkiego dołożył jeszcze asystę w Wielkich Derbach Górnego Śląska. Jeśli do czegoś, albo do kogoś można się było doczepić za niedzielny mecz, to do Erika Janży za kilka niepewnych interwencji i tym razem mało widocznego Lukasa Podolskiego.

– Co do Yokoty to dużo widział, wziął się za kierowanie grą, za rozgrywanie. Górnik miał swój plan na ten mecz w Warszawie i go realizował, choć mógł kilka akcji rozegrać lepiej. Jedna ważna rzecz, która mnie zaskoczyła, to Janża. Legię znamy wszyscy i wiemy jak gra choćby Wszołek. Tymczasem doświadczony obrońca za pierwszym razem dał się ograć i faulował. Potem robi ten sam błąd. Wyczekaj, a w ostatnich minutach dał się ograć jak dziecko. Janża to dobry duch zespołu, dobry piłkarz, ale przy tej akcji, kiedy padł zwycięski gol dla Legii, to dał się załatwić na cacy – komentował w studio Canal + ligowy ekspert, a przed laty świetny ligowiec i reprezentant Polski [Marcin Baszczyński].

Pucharowa gra

Przed Górnikiem bardzo krótka przerwa i w środę wieczorem przy Bukowej starcie w Pucharze Polski z pierwszoligowym GKS Katowice. Z pewnością szansę dostanie kilku dublerów, zawodników mniej grających ostatnio, albo wcale, jak bramkarz numer 2 Michał Szromnik. Z drugiej strony kolejne ligowe spotkanie zespół prowadzony przez trenera Urbana zagra dopiero w poniedziałek, na zakończenie 10 kolejki ekstraklasy, więc przesadnie oszczędzać się nie trzeba.

4

PUNKTY w pięciu wyjazdowych grach w ekstraklasie zdobył w tym sezonie Górnik. Na ten bilans składa się wygrana z Koroną 1:0 i niedawny remis z Lechem przy Bułgarskiej 1:1. Przy Łazienkowskiej niewiele zabrakło do poprawienia tego bilansu.


Na zdjęciu: W ten sposób Tomas Pekhart zdobył gola dla Legii. Z lewej Erik Janża.

Fot. Tomasz Jastrzębowski/PressFosus