Poprawa z dobrego na złe

Po meczu Radomiak Radom – ŁKS Łódź. Przy stanie 1:0 dla radomian Levent Gulen wpadł w nogi Christosa Donisa.


Sędzia Karol Arys nie wahał się ani chwili i pokazał obrońcy ŁKS-u żółtą kartkę. Nie byłoby zapewne żadnego problemu w związku z tą decyzją, gdyby nie fakt, że była to druga żółta kartka w tym meczu pokazana Szwajcarowi. To oznaczało, że musiał zejść z boiska.

Trafił w nogi

29-letni piłkarz dwukrotnie doznał szoku. Za pierwszym razem, gdy zobaczył, jak sędzia Arys podbiega do niego z czerwonym kartonikiem, za drugim, gdy jednak arbiter anulował swoją decyzję. Po konsultacji z sędzią technicznym Karolem Iwanowiczem, który był bardzo blisko całego zajścia, stwierdził, że Gulen albo nie faulował, albo nie był to faul na żółtą kartkę. I pewnie przyklasnęlibyśmy tej odwadze w przyznaniu się do błędu, gdyby nie fakt, że zawodnik łódzkiego zespołu na drugie „żółtko” zdecydowanie zasłużył. Powtórki pokazały, że wykazał się nieodpowiedzialnością, trafił nie w piłkę, a w nogi przeciwnika i powinien opuścić boisko.

Warto zauważyć, że „poprawka” decyzji nie wynikała z konsultacji z wozem VAR (który według przepisów zainterweniować nie mógł), ale ze słownej dyskusji między arbitrami, będącymi naocznymi świadkami zdarzenia. Szczęśliwie dla Radomiaka pomyłka składu sędziowskiego nie wpłynęła na wynik meczu, jednak teoretycznie mogła.

Nie on faulował

Patrząc na tę sytuację, przypomina się sprawa czerwonej kartki dla Josue w meczu z Piastem. Wtedy, podobnie jak Gulen, Porugalczyk został ukarany drugą żółtą kartką. W tym przypadku jednak zupełnie niezasłużenie. Po pierwsze – nie faulował, po drugie – był faulowany.

Wtedy wóz VAR również nie mógł zainterweniować. Jeśli chodzi o wideoweryfikację przy faulach, może ona zadziałać tylko wtedy, jeśli sędzia główny pokaże zawodnikowi czerwoną kartkę lub jeśli sędzia główny ewidentnego faulu na „czerwień” nie zauważy. To pewnego rodzaju bolączka VAR-u, jednak przepis jest dość zrozumiały. Trudno sobie wyobrazić, że weryfikacji podlega każde zdarzenie boiskowe, bo wtedy mecze trwałyby nie 90, a 120 minut.


Czytaj także:


Sytuacja z sobotniego meczu Radomiaka z ŁKS-em w pewnym sensie jest komiczna. Karol Arys początkowo podejmuje bardzo dobrą decyzję, wysyła Gulena do szatni, a po chwili daje się przekonać arbitrowi technicznemu do tego, że jego słuszny ogląd sytuacji, był jednak błędny. Przypomnijmy, że sędzia Arys dopiero rok temu debiutował na boiskach ekstraklasy. Dlatego na przyszłość życzymy więcej wiary w siebie i swoje decyzje!


Fot. Po meczu Radomiak Radom – ŁKS Łódź wciąż dyskutuje się o decyzjach sędziego

Fot. Adam Starszyński/PressFocus