Ruch do poprawki

Ruch Chorzów do poprawki. Mecz w Lubinie dla „Niebieskich” był pierwszym ekstraklasowym testem i z pewnością kilka wniosków można już wyciągnąć.


Ruch w meczu w Lubinie wyszedł czwórką defensorów. Nie było to może ogromne zaskoczenie, ale jednak tym bazowym ustawieniem u trenera Jarosława Skrobacza była gra z trójką środkowych defensorów.

Szwankowała współpraca

Większa liczba obrońców wcale jednak nie przełożyła się na bezpieczniejszą grę. Było to widoczne zwłaszcza w II połowie, kiedy grający pod naporem chorzowianie momentami zostawiali w jednej strefie rywalowi dużo miejsca. Szwankowała współpraca po prawej stronie, gdzie grali Kacper Michalski oraz Wiktor Długosz, aż w końcu trener Skrobacz ściągnął tego drugiego.

Paradoksów w tym spotkaniu po stronie „Niebieskich” było więcej. W Lubinie padło pięć bramek – dwie nie zostały słusznie uznane, co potwierdzili eksperci w magazynie Liga Plus Ekstra – ale nie był to efekt ofensywnego i atrakcyjnego spotkania. Ruch w całym meczu nie oddał ani jednego celnego strzału, bramka padła po uderzeniu w słupek i samobóju, ale również Jakub Bielecki nie miał zbyt wiele powodów do interwencji. Jedyny raz interweniował w 51. minucie, po uderzeniu Damiana Dąbrowskiego.

Sprzyjające okoliczności

Najlepiej ofensywne zapędy obu drużyn oddaje xG, czyli współczynnik goli oczekiwanych. Zagłębie miało w tym meczu 0,84, Ruch natomiast 0,55. W ekipie „Niebieskich” głównie wypracował to Daniel Szczepan, który prócz sytuacji bramkowej miał także dwie inne okazje w II połowie. W obu jednak się pomylił. Kto wie jednak, czy decydującej okazji nie miał Kacper Michalski, tuż po golu na 1:0. Ruch wyprowadził kontratak, w którym boczny defensor również nie trafił w światło bramki. – Ruch był groźny – mówił o tej sytuacji trener Zagłębia Lubin, Waldemar Fornalik.

Przy tej sytuacji na asystę pracował Szczepan. Była to jedna z dwóch kontr „Niebieskich” w tym meczu. Chorzowianie zwłaszcza w II połowie mieli sprzyjające okoliczności do wychodzenia z piłką z własnej połowy jednak tego nie czynili. – Zbyt łatwo po odbiorach piłki ją traciliśmy. Czasem w sposób naiwny. Nasza niedokładność powodowała, że trzeba było tracić mnóstwo sił, że trzeba było się od nowa organizować w defensywie – przyznawał trener Ruchu, [Jarosław Skrobacz]. W ofensywie Ruch istniał głównie dzięki próbom z boku. Tak było przy bramce, tak było po kolejnej kontrze oraz dwóm dośrodkowaniom w końcówce meczu.

To był błąd

W Lubinie zabrakło prób środkową strefą. I można się zastanawiać, jak gra „Niebieskich” by wyglądała, gdyby w środku pola do dyspozycji trenera był defensywny pomocnik Jan Sedlak, czy Tomasz Foszmańczyk. – Zabrakło nam takiego wypchnięcia gry na połowę Zagłębia. Zwłaszcza po przerwie. W I połowie dobrze to wyglądało, dobrze się broniliśmy. W drugiej Zagłębie zepchnęło nas do głębokiej defensywy. To był nasz błąd – analizuje kapitan Ruchu w tym spotkaniu, [Patryk Sikora].

Na pewno jakość pokazał Filip Starzyński. Trudno oceniać jakiekolwiek wybory personalne po pierwszym spotkaniu, ale gra popularnego „Figo” już od pierwszych minut się broniła. To on rozpoczął akcję bramkową, w kilku momentach było widać jego błysk. Wydawało się wręcz, że kolegom brakowało jeszcze zrozumienia jego intencji. – Potrzebujemy czasu, by zawodnicy z nim przebywający na boisku jeszcze lepiej się uzupełniali. Tego czasu na te spore rotacje w drużynie było mało. Tej płynności jeszcze brakuje – mówi trener „Niebieskich”.

Za dużo wolnego miejsca

Ruch zbyt krótko utrzymywał się przy piłce. Według danych programu analitycznego wyscout Ruch zaledwie kilka razy utrzymał się przy piłce powyżej kilkunastu sekund. W przypadku Zagłębia liczby te są zdecydowanie wyższe. Po części można było się tego spodziewać, ale w II połowie chorzowianie zostawiali rywalom zbyt dużo wolnego miejsca. – Źle zareagowaliśmy na to, że Zagłębie nas zaatakowało – przyznaje defensor Ruchu, Paweł Baranowski.


Czytaj także:


– Powinniśmy przede wszystkim próbować zapanować nad wydarzeniami boiskowym. Zagłębie cały czas operowało piłką, coraz bliżej naszej „szesnastki” i stwarzało sobie groźne sytuacje – dodaje środkowy obrońca, który podobnie jak koledzy z inauguracji sezonu nie może być zadowolony. Przed piątkowym meczem z ŁKS-em Łódź jedno wydaje się pewne, że w drużynie Ruchu nastąpią zmiany.

(TD)


Na zdjęciu: Ruch do poprawki. Jarosław Skrobacz doskonale zdaje sobie sprawę z tego, zbyt wiele elementów szwankowało.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus