Koniec świata na Wembley

Pół wieku po meczu Anglia – Polska. Nasza reprezentacja rozegrała mecz, który przeszedł do annałów nie tylko naszego sportu.


Są takie gry, które piłkarscy kibice zapamiętają na zawsze. Nawet jak ich nie widzieli, to ich historii jest przekazywana z futbolowego pokolenia na pokolenie.

Epokowe wydarzenie

Tak było w międzywojniu czy zaraz po strasznej II wojnie, kiedy wspominało się niesamowite spotkanie z Brazylią na trzecim mundialu we Francji w 1938, kiedy przegraliśmy po dogrywce 5:6. A mecz z wicemistrzem świata Węgrami rozegrany kilka dni przed wybuchem wojny w Warszawie i porywająca wygrana 4:2? Po strasznej wojnie meczem symbolem była październikowa wygrana z ZSRS 2:1 na Śląskim w 1957 po dwóch trafieniach Gerarda Cieślika. Wielkim symbolem jest też oczywiście starcie z „Synami Albionu” w eliminacjach MŚ 1974.

W grupie mieliśmy wtedy samych Wyspiarzy, czołowy zespół na świecie Anglików, mistrza świata z 1966 i ćwierćfinalistę z mundialu w Meksyku 1970, a także nieobliczalną Walię. Z tą na początek gier o punkty przegraliśmy w Cardiff w marcu 1973 roku 0:2 po słabej grze. Kto wtedy wierzył, że niewiele ponad sześć miesięcy później będziemy triumfowali w naszej grupie?!


Czytaj także:


W czerwcu pokonaliśmy na Śląskim Anglię 2:0, a potem w rewanżu we wrześniu Walijczyków 3:0. Decydował więc mecz na Wembley z Anglikami rozegrany w środę wieczorem 17 października 1973. Drużyna prowadzona przez sir Alfa Ramseya zdawała się mieć wszystkie atuty po swojej stronie. Dodatkowo 100 tys. kibiców, większe doświadczenie, nie mówiąc już o przekonaniu o swojej futbolowej wyższości, nad jakimś tam zespołem zza żelaznej wtedy kurtyny. Co z tego, że byliśmy mistrzem olimpijskim? To nie to samo co MŚ.

200 mln przed telewizorami!

Korespondenci „Sportu” na miejscu w Londynie towarzyszyli naszym piłkarzom i ekipie. Byli to [Andrzej Konieczny], [Stefan Riedel], mieszkający na Wyspach Jerzy Roha i redaktor Davies. Ze szczegółowej relacji zamieszczonej w naszej gazecie wiemy, że piłkarze opuścili hotel w którym mieszkali o 17.30. Przejazd 15 kilometrowej trasy na stadion zajął im…. godzinę! Na Wembley sunął już potężny tłum fanów, chcących świętować awans do finałów mundialu na zachodnioniemieckich stadionach.

Pół wieku po meczu Anglia - Polska na Wembley
Pół wieku po meczu Anglia – Polska na Wembley

„Angielscy kibice bardzo serdecznie przyjęli nasz zespół. Już podczas drogi przechodnie machali rękami w kierunku jadących piłkarzy, a pod stadionem kilka tysięcy barwnie ubranych kibiców Anglii oklaskiwało wysiadających z autokaru i udających się w kierunku szatni piłkarzy”.

To nie był jeszcze czas niesławnych „hooligans” czy „animals”, jak nazywano później krewkich fanów z Wysp na kontynencie, z którymi nikt nie był sobie w stanie poradzić.

Sam mecz? O relacji, wspaniałych paradach bohatera meczu Jana Tomaszewskiego, bramce Jana Domarskiego czy innych niesamowitych sytuacjach z tego legendarnego meczu piszemy obok. Wieczorem tego dnia w milionach polskich domów i nie tylko tam – szacuje się, że spotkanie na świecie oglądało aż 200 mln ludzi – było wielkie święto. Nie to, z czym teraz mamy do czynienia przy okazji meczów naszej marnej kadry…

Nazwał go… klaunem

Oddajmy głos samym zawodnikom, którzy w rozmowie z dziennikarzami „Sportu” tak na gorąco wszystko komentowali.

– Po pierwszym ostrym starciu z Clarkiem trochę się obawiałem dalszej części mecz, ale kilka dobrych interwencji bardzo mnie podbudowało. Potem rzeczywiście grało mi się świetnie – mówił Jan Tomaszewski.

Tutaj dodajmy, że po ostrym starciu na początku z Allanem Clarkiem była nawet obawa czy nie opuści posterunku. Na szczęście tak się nie stało. „Tomek” miał też coś do udowodnienia Wyspiarzom, bo przecież przed meczem na Wembley słynny angielski trener Brian Clough nazwał go… klaunem.

A strzelec gola? – Po dokładnym passingu Laty, kiedy miałem tylko przed sobą Shiltona, chciałem strzelić. Udało mi się. Mimo, że nie najlepiej czułem się na murawie Wembley uważam, że wypełniłem swoje zadanie. Zresztą wszyscy koledzy, tak jak i ja, walczyli ile się tylko dało – podkreślał Jan Domarski.

To niemożliwe

Anglicy? Dla nich, jak na swojej okładce pisał słynny brukowiec „The Sun”, był to przysłowiowy koniec świata. Tak widział to też trener mistrzów globu z 1966 roku, sir Alf Ramsey. Wykrztusił wtedy tylko z siebie. – It’s impossible – to jest niemożliwe. Czarny dzień kosztuje mnie co najmniej dziesięć lat życia – mówił legendarny szkoleniowiec, który po meczu z Polską pożegnał się – po 11 latach pracy – z funkcją selekcjonera dumnych „Synów Albionu”.

W piątkowym „Sporcie” z 19 października 1973 na pierwszej stronie zamieściliśmy głosy z brytyjskiej prasy. Tam jasno było napisane: „W Monachium Polacy będą rewelacją” . Tak faktycznie stało się kilka miesięcy później. Jedenastka prowadzona przez Kazimierza Górskiego była prawdziwym odkryciem turnieju i skończyła na medalowym 3 miejscu.


Środa, 17 października 1973, godz. 19.45, eliminacje MŚ

Anglia – Polska 1:1 (0:0)

0:1 – Domarski, 57 min, 1:1 – Clarke, 63 min (karny)

ANGLIA: Shilton – Medeley, McFarland, Hunter, Hughes – Bell, Currie, Peters – Channon, Chivers (86. Hector), Clarke. Trener sir Alf RAMSEY.

POLSKA: Tomaszewski – Szymanowski, Bulzacki, Gorgoń, Musiał – Ćmikiewicz, Deyna, Kasperczak – Lato, Domarski, Gadocha. Trener Kazimierz GÓRSKI.

Sędziował Vital LOREAUX (Belgia). Widzów 100000. Żółte kartki: McFarland – Bulzacki, Musiał.


Fot. PAP/laczynaspilka.pl