Zapomnijmy o klątwie!

Polska – Słowenia. Po czternastu latach biało-czerwoni znów zagrają o złoto Starego Kontynentu!


Przed półfinałową potyczką ze Słoweńcami w mistrzostwach Europy w Rzymie wiele mówiło się o klątwie. Siatkarze z Bałkanów zatrzymywali biało-czerwonych w drodze finałów. Tym razem było jednak inaczej. Polscy siatkarze po morderczym prawie dwugodzinnym spotkaniu (bez dwóch minut) ostatecznie wygraliśmy 3:1. Po czternastu lata znów nasi siatkarze znów mają szansę zdobycia złota.

Trener Nikola Grbić po raz kolejny pokazał, że potrafi przygotować do turniejów najwyższej rangi. Przed półfinałem z obozu biało-czerwonych nadeszła kiepska wiadomość. Uraz Bartosza Kurka okazał się poważniejszy i już nie zobaczymy go na boisku. Słoweńcy mają podobny problem na pozycji atakującego z konieczności występuje Rok Możić i trzeba przyznać, że spisywał się nadspodziewanie dobrze. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że mecz będzie niezwykle wyrównany i tak też było w pierwszej odsłonie. Biało-czerwoni cały czas prowadzili, ale straty dwóch „oczek” były szybko odrabiane.

Niestety, w naszym zespole niemal zupełnie nie funkcjonowała i Wilfredo Leon, Jakuba Kochanowskiego, Norbert Huber oraz Łukasz Kaczmarek uderzali w siatkę. W sumie w tym secie popełniliśmy aż osiem pomyłek w polu zagrywki (rywale tylko cztery) oraz cztery w ataku. Dwanaście błędów własnych to stanowczo za dużo, by myśleć o wygraniu tej partii. W decydującej części grano punkt za punkt. Przy stanie 23:23 najpierw Huber po zagrywce posłał piłkę w siatkę, zaś chwilę później Kochanowski zaatakował w aut.


Czytaj także:


Nasi siatkarze szybko wyciągnęli wnioski z przegranej partii i w kolejnej zdecydowanie zwiększyli siłę zagrywki i popełnili trzy błędy, przy jednym Leona. Również w ataku była zdecydowana poprawa, zaś Leon atakował z piekielną mocą. Przegrywaliśmy 2:6, ale starty zostały odrobione i do pewnego momentu grano punkt za punkt. W końcu biało-czerwoni objęli prowadzenie 17:12 i trzymali rywali na dystans. Dopiero przy stanie 20:15 Słoweńcy zdobyli trzy „oczka”. Jednak potrafiliśmy nerwowy moment i doprowadziliśmy do wygranej. Dwa sety trwały 58 min i to świadczyło zaciętej walce.

A kolejna odsłona, podobnie jak druga trwała pół godziny, bo obie drużyny dobrze broniły i trzeba było kilka akcji, by w końcu piłka wylądowała w boisku. Przy remisie 12:12 i udanej kiwce Śliwki rozgrywający Słoweńców Gregor Ropret skręcił staw skokowy. Jego miejsce zajął Uros Planinsić i jego drużyna była nieco załamana tym wydarzeniem. Biało-czerwoni objęli prowadzenie 17:13 i już go nie oddali do samego końca. Nasi siatkarze w końcu dobrze przyjmowali i w rezultacie zdobyliśmy 17 pkt atakiem przy 11. rywali.

Obie drużyny były niezwykle zmęczono i w kolejnej odsłonie gra nieco falowała. Po ataku Leona objęliśmy 12:11 i przy jego serwisie zrobiło się 17:11. To jednak nic nie znaczyło, bo siatkarze z Bałkanów jeszcze raz podjęli walkę. Zbliżyli się na dwa „oczka” i zrobiło się gorąco – 22:20. Jednak Słoweńcy popełnili się w zagrywce, zaś końcowe punkty zdobył Kaczmarek, który znacząco pokazywał na swoją stopę.

– Trener przed meczem mocno nas uczulał, że będzie on podobny do tego z Serbami – mówił po meczu środkowy Norbert Huber na antenie Polsat Sport. – I tak też było. Sporo nerwów, ale ostatecznie zwyciężyliśmy, bo byliśmy skuteczniejsi w tych ważnych momentach. Nie zamierzam mówić o decyzjach sędziowskich. To było wyczerpujące spotkanie i sporo sił kosztowało jednych i drugich. Nasi siatkarze będą mieli nieco więcej czasu na odpoczynek.


Polska – Słowenia 3:1 (23:25, 25:21, 25:20, 25:21)

POLSKA: Janusz, Leon (25), Kochanowski (6), Kaczmarek (14), Śliwka (10), Huber (10), Zatorski (libero) oraz Fornal, Semeniuk. Trener Nikola GRBIĆ.

SŁOWENIA: Ropret, Cebulj (15), Pajenk (7), Możić (15), Urnaut (10), Kozamrenik (7), Kovacić (libero) oraz Mujanvić, Planinsić (1). Trener Gheorghe CRETU.

Sędziowali: Igor Porvaznik (Słowacja) i Ilaria Vagni (Włochy). Widzów 9269.

Przebieg meczu

  1. 10:9, 15:13, 20:19, 23:25
  2. 10:9, 15:11, 20:15
  3. 9:10, 15:13, 20:16, 25:20
  4. 10:9, 15:11, 20:15, 25:21

Bohater – Wilfredo LEON


Fot. Alfredo Falcone/LaPresse/SIPA USA/PressFocus