Od Znicza do GKS-u

Przed meczem GKS Tychy – Znicz. Tyszanie wracają na swój stadion z nadzieją na umocnienie pozycji w czołówce tabeli.


Po tygodniu wypełnionym ligowo-pucharowymi starciami z Wisłą Płock piłkarze GKS-u Tychy zmierzą się ze Zniczem Pruszków. Nie będzie to jednak tylko spotkanie trzeciej drużyny tabeli z plasującym się na 12. pozycji beniaminkiem zaplecza ekstraklasy. Przede wszystkim będzie to mecz sentymentalny dla trenera trójkolorowych. Wszak na tyski stadion przyjedzie w niedzielę zespół z klubu, w którym 9 lat temu Dariusz Banasik wypłynął na głębokie szkoleniowe wody.

Niemiłe wspomnienia

W 2014 roku bowiem, obecny szkoleniowiec tyskiego zespołu, po okresie „terminowania” w grupach młodzieżowych Legii Warszawa oraz jej rezerwach i drużynie grającej w Młodej Ekstraklasie, przejął II-ligowy Znicz, z którym w pierwszym roku pracy pokazał się kibicom w Polsce przede wszystkim w Pucharze Polski. Pruszkowianie dotarli w nim aż do ćwierćfinału przegrywając dopiero z maszerującym po mistrzostwo kraju Lechem Poznań. W kolejnym sezonie natomiast wprowadził pruszkowian do I ligi, wyprzedzając zresztą GKS Tychy, który awansował z trzeciego miejsca.

To wszystko jednak w momencie gdy na murawie w Tychach rozlegnie się pierwszy gwizdek zejdzie na drugi plan. Dzisiaj trener kojarzony przez kibiców głównie z przeprowadzenia w trzy lata Radomiaka z II ligi do ekstraklasy, odpowiada za wyniki w klubie, który 47 lat temu sięgnął po wicemistrzostwo Polski. Kibice mają już dość czekania na powrót do ekstraklasy, z którą trójkolorowi pożegnali się w 1977 roku. Liczą więc, że ich pupile zatrą niemiłe wspomnienia z Płocka, gdzie przed tygodniem Maciej Kikolski aż cztery razy wyciągał piłkę z siatki.

Optymistyczne statystyki

– Wynik jest bardzo wysoki, bo przegraliśmy 1:4 natomiast ja miałem wrażenie, że mecz był bardzo wyrównany – wraca jeszcze pamięcią do poprzedniego spotkania ligowego trener tyszan.

Jego słowa można poprzeć statystykami, bo bilans strzałów celnych to 9:8, niecelnych 3:5, a w dodatku tyszanie mieli minimalnie lepszy procent posiadania piłki, bo 52 procenty.

Wiele słów motywacyjnych

– Momentami nawet mieliśmy w Płocku przewagę szczególnie jeżeli chodzi o posiadanie piłki i rozgrywanie akcji – dodał szkoleniowiec GKS-u Tychy. – Natomiast kluczem była sytuacja z ostatnich sekund przed przerwą i z pierwszej akcji po przerwie. Dostaliśmy pierwszą bramkę w sytuacji, w której wyprowadzaliśmy kontratak. Jednak straciliśmy piłkę i rywale wyprowadzili akcję, zakończoną karnym, którego sędzia w pierwszym momencie nie podyktował jednak po analizie na ekranie wskazał na „wapno”. W szatni padło wiele słów motywacyjnych, ale co z tego skoro od razu dostajemy drugą bramkę. Po takich ciosach trudno jest odwrócić losy meczu. Ta liga jest taka, że jak się jako pierwszy nie strzela gola to potem jest bardzo trudno.

Duże pretensje do Radeckiego

– A my taką szansę mieliśmy, bo wykonywaliśmy przy wyniku 0:0 rzut karny. Mam duże pretensje do Mateusza Radeckiego o to, że tej szansy nie wykorzystał. Przecież zdobycie pierwszej bramki na wyjeździe sprawia, że mecz się układa – kontynuował opiekun trójkolorowych.

– Zamiast prowadzenia była więc strata i w konsekwencji porażka. Wisła była w tym meczu w jednym aspekcie zdecydowanie lepsza od naszego zespołu. W momencie gdy przejmowała piłkę bardzo szybko przechodziła do ataku i sporo było sytuacji, bo z tym sobie nie radziliśmy, a w dodatku traciliśmy bramki po stałych fragmentach i uderzeniach głową.

Zareaguje składem i taktyką

– Uważam, ze zdecydowanie za łatwo więc grę w obronie naszego zespołu oceniam bardzo negatywnie. Natomiast w ofensywie stworzyliśmy sobie sporo sytuacji. Zmiany także w paru przypadkach były dobre. Jednak jeżeli nie wykorzystuje się rzutu karnego i gra się tak słabo w obronie to nie można myśleć o dobrym wyniku. Trzeba więc jak najszybciej o tym meczu zapomnieć i skupić się na kolejnych.


Czytaj także:


Skoro trener już wie jak jego zespół nie powinien grać to można mieć nadzieję, że składem i taktyką odpowiednio zareaguje. W konsekwencji przełoży się to na punkty, bo trzeba je zdobywać, żeby utrzymać pozycję w czołówce tabeli.


Na zdjęciu: Dariusz Banasik (z lewej) swoją ligową przygodę zaczynał od pracy ze Zniczem.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Tabela I ligi: