Teraz jesteśmy wielkim Lechem

– Teraz jesteśmy wielkim Lechem Poznań, jeżeli chodzi o Ligę Konferencji i nie jesteśmy w niej „no-namem” – mówi Radosław Murawski


Rozmowa z Radosławem Murawskim, pomocnikiem Lecha Poznań pochodzącym z Gliwic.

Co się stało, że w meczu z Piastem musiałeś opuścić boisko z pomocą medyków?

Radosław MURAWSKI: – Ciężko wytłumaczyć. To nastąpiło chyba po kontakcie z Arkadiuszem Pyrką. Najbardziej ucierpiał bark, ale później zacząłem też czuć kolano i każdy krok przysparzał mi dużo bólu. To było ukłucie, którego nie mogłem przemóc, aby zostać na boisku, chociaż bardzo chciałem. Czasem przytrafiają się jednak zdarzenia losowe, kiedy głowa i rozsądek muszą wziąć górę – w tym przypadku tak właśnie było.

Ciężka praca

W Gliwicach wam nie szło, ale ofensywne 10 minut wystarczyło, aby pokonać Piasta.

Radosław MURAWSKI: – Ludzie postrzegają to jako ofensywne 10 minut, natomiast my ciężko pracowaliśmy, aby strzelić te dwa gole. To może wydawać się proste, ale tak łatwo nie jest. Ja tylko cieszę się z tego, że udało nam się odwrócić losy spotkania. Gliwice to ciężki teren, znam go bardzo dobrze. Straciliśmy bramkę, którą sami sobie strzeliliśmy, bo to my sprokurowaliśmy ten rzut karny, więc pretensje możemy mieć tylko do samych siebie. Ale co cechuje zwycięską drużynę, mistrzów, to że nawet w trudnych momentach potrafi wstać, pokazać jaja na boisku, a nie tylko gadać o tym w wywiadach.

Trudnych momentów było dla was chyba więcej niż lekkich…

Radosław MURAWSKI: – Czasami tak jest, że trzy punkty trzeba przepchnąć kolanem. Od pierwszej kolejki chciałoby się oglądać superfutbol, ale najważniejsze jest to, że na koniec wygraliśmy, Myślę, że styl i jakość meczów będą z czasem rosły, będą coraz przyjemniejsze dla oka. W życiu trzeba mieć szczęście, ale trzeba też mu pomóc. Uważam, że w naturze nic nie ginie i skoro w teraz nam dało, to potem może zabrać. Należy podejść do tego z pokorą i teraz pozostaje tylko patrzyć w kierunku Ligi Konferencji.

Skupieni na sobie

Wygraliście wy, ale też Raków, Legia i Pogoń. Można mówić o tym, że polskie top 4 pokazało siłę przed pucharami?

Radosław MURAWSKI: – Śledzi się ekstraklasę, wyniki meczów wpadają w oko, ale my skupiamy się na sobie. Chcemy punktować, wygrywać. Słabo zaczęliśmy tamten sezon, ale teraz odwróciliśmy tę niemoc i zaczynamy zwycięstwem. Mam nadzieję, że będziemy to kontynuować.

Trudno zmienić myślenie z ligi na puchary?

Radosław MURAWSKI: – Myślenie może być tylko jedno – zwycięstwo. Gramy u siebie z Żalgirisem i musimy udowodnić, że pucharowy wynik z tamtego sezonu nie był przypadkiem. Nie ma co bujać w obłokach i żyć wspomnieniami, ale musimy wykorzystać moment, że jesteśmy w formie i że jesteśmy u siebie.

W zeszłym sezonie pokonywaliście Hiszpanów czy Włochów, a teraz zagracie z zespołem szerzej anonimowym. Jak to wszystko poukładać w głowie, żeby nie zlekceważyć rywala?

Radosław MURAWSKI: – Prawda jest taka, że my musimy patrzeć na siebie i na to, co będzie w naszych głowach. Wszystko, co będzie się działo na boisku, będzie zależne od nas, od narzuconego przez nas rytmu gry i od tego, na co pozwolimy rywalowi. A mam nadzieję, że nie pozwolimy na zbyt dużo i że od pierwszej do ostatniej minuty będziemy pokazywać, kto tutaj rządzi. Na pewno nie będziemy jednak podchodzić do nich na zasadzie, że wcześniej graliśmy z Villarrealem, a teraz „tylko” z nimi. To nasz kolejny przeciwnik w drodze do celu i chcemy po prostu wygrać.

Większy respekt?

Dzięki ostatnim występom w Lidze Konferencji czujecie się teraz pewniejsi?

Radosław MURAWSKI: – Teraz jesteśmy wielkim Lechem Poznań, jeżeli chodzi o Ligę Konferencji i nie jesteśmy w niej „no-namem”. Każdy będzie podchodził do nas z większym respektem i nikt nie będzie myślał o nas małomiasteczkowo. Raczej z szacunkiem i spokojem, bo wszyscy wiedzą, że z każdym możemy wygrać.

Czy do eliminacji podchodzicie z większą ostrożnością niż przed rokiem? Wtedy można było odpaść w jednym dwumeczu, teraz noga nie może się wam pominąć. Dodatkowo w IV rundzie kwalifikacji nie będziecie rozstawieni i możecie trafić na mocnych przeciwników.

Radosław MURAWSKI: – Nie mówmy o IV rundzie, bo na razie jesteśmy w II. O mistrzostwie Polski nie decyduje ostatni mecz, tylko sumienny cały sezon. Czasem trzeba ciułać, walczyć do ostatniej kropli potu, żeby wygrywać mecze i gromadzić punkty. Poprzez ciężką pracę dochodzi się do punktu, do którego chce się dojść. Będziemy walczyć, aby dojść do IV rundy eliminacji, potem żeby dojść do grupy. To naturalna sprawa.

Powiedzieć, co trzeba

W Gliwicach po raz pierwszy opaskę kapitana założył w Lechu Filip Marchwiński. Widzisz w nim potencjał na kogoś, kto w razie potrzeby może chwycić to wszystko za kark i potrząsnąć?

Radosław MURAWSKI: – Nie ja decyduję o tym, kto ma opaskę. Jest rada drużyny, w której znajduje się też Filip. Skoro nie było Jespera Karlstroema, to naturalną sprawą było to, że po mnie opaskę kapitańską przejął „Marchewa” (jako trzeci, po zejściu Mikaela Ishaka i Murawskiego – przy. red.). To już nie jest ten sam piłkarz, co rok wcześniej, choć już wtedy ocierał się o solidnego gracza.

– Obecnie widzę, że zrobił krok w bycie facetem, który musi to złapać i powiedzieć, co trzeba. Czas wyjść ze strefy komfortu, już nie jesteś najmłodszy. Teraz są inni młodzi, o których musisz dbać i to jest naturalna kolej rzeczy. Ja również w Piaście zostałem kapitanem w młodym wieku i to może mu tylko pomóc. Wziął też na siebie numer dziesięć i chociaż to tylko slogany i głupie gadanie, to „dyszka” jednak rzuca się w oczy.

– Poza tym są różne żarty i docinki, musi sobie z nimi radzić i fajnie, że jest na tyle odważny, że się tego nie boi. Raz, że jest chłopakiem z Poznania, a dwa, że wiele razy miał pod górkę i musiał udowadniać, że ludzie się co do niego mylili, że trzeba wierzyć i walczyć do samego końca.


Czytaj także:


Trzeci raz jako piłkarz Lecha wróciłeś do rodzinnych Gliwic. Robi to na tobie jeszcze jakieś wrażenie czy już trochę spowszedniało?

Radosław MURAWSKI: – Choćbym tu przyjechał dziesiąty czy dwudziesty raz, uczucie zawsze będzie identyczne. To dreszczyk emocji i odczucia, których nie da się opisać słowami. Przeżyłem tu wiele wspaniałych, ale i trudnych chwil, to jest mój dom. Każdy powinien zadać sobie pytanie, jak sam czuje się w sytuacji, kiedy wraca do domu – zwyczajnie czy nadzwyczajnie? Ja zawsze nadzwyczajnie i bardzo mi się tutaj podoba.

– Kiedy schodziłem z boiska na przerwę, myślałem sobie o tym, że przyjemnie wrócić do domu i… tylko wynik nie był wtedy przyjemny. Fajnie, że na koniec udało się to odwrócić, choć niestety kosztem mojego Piasta. Uważam jednak, że on ma w sobie tyle jakości, że na pewno będzie w czubie i poradzi sobie w tym sezonie. Widzę w nich potencjał na to, żeby zrobić coś więcej niż bicie się o utrzymanie do pewnego momentu i gonienie czołówki na sam koniec. Wydaje mi się, że teraz ruszą od początku i będą wysoko.


Na zdjęciu: Radosław Murawski cieszył się z powrotu do Gliwic, ale teraz w jego głowie jest tylko mecz z Żalgirisem Kowno.
Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus