Między Kamienicą Polską i Rakowem

Sebastian Synoradzki zapisał się złotymi głoskami w historii dwóch klubów.


Mający na swoim koncie 100 meczów rozegranych w ekstraklasie w barwach Rakowa Częstochowa Sebastian Synoradzki, zapisał się kronikach swojego macierzystego klubu jako jeden z autorów pierwszego awansu na najwyższy ligowy poziom w naszym kraju, wywalczonego 29 lat temu. 52-letni częstochowianin złotymi zgłoskami jest także odnotowany w annałach LKS-u Kamienica Polska. Jego działacze świętując 50-lecie klubu z największą radością wspominali czas jedynego awansu do IV ligi zdobytego w 2010 roku.

Dopięli swego

– To był czas wielkiej satysfakcji – mówi Sebastian Synoradzki. – Pamiętam przede wszystkim to wiadro wody, które wtedy na mnie wylano. To było po zwycięstwie 10:1 z Jurą Niegowa w ostatniej kolejce awans już stał się faktem. Dopięliśmy swego i zespół bardzo fajnie zbudowany przy pomocy Wojtka Kempy, bez którego nie udałoby się nam pozyskać takich zawodników jak Rafał Czerwiński, Jan Cianciara czy Jakub Ciekot. A do gry w IV lidze doszli jeszcze Bartek Dobosz, Sebastian Żebrowski i Karol Kuczera. Tak więc jest co i jest kogo wspominać na emeryturze.

– Oprócz wracania pamięcią do tego co było jest też oczywiście czas na chodzenie na mecze Rakowa. Spędziłem w nim 15 lat jako zawodnik i przez 4 sezony grałem w ekstraklasie. Każdy z tych meczów był dla mnie ważny. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że najmilej wspominam spotkanie z Pogonią Szczecin na początku debiutanckiej rundy jesiennej w ekstraklasie, bo wygraliśmy 3:0. Trener Zbigniew Dobosz wystawił mnie wtedy na prawą pomoc. Odpłaciłem się strzeleniem gola Radosławowi Majdanowi i postawiłem pieczęć na zwycięstwie, a za swój występ zostałem nominowany do jedenastki kolejki.

Oceniać i komentować

Sebastian Synoradzki z uwagą śledzi występy swoich następców. Naprawdę może czuć satysfakcję oglądając w akcji częstochowian, którzy nie tylko należą do krajowej czołówki, ale także liczą się w Europie.

– Może gdybym mógł cofnąć czas, to bardziej wgłębiłbym się w piłkę nożną. Czasu już nie cofnę, a był moment, że życie potoczyło się innymi torami, niezwiązanymi ze sportem – dodaje Synoradzki. – Później było już za późno, żeby to nadrobić i trenerskie papiery zostały w szufladzie. Podobno jako szkoleniowiec nieźle się zapowiadałem, ale raczej nie zamierzam już odnawiać papierów. Mogę jednak oceniać i komentować.

– Z nadzieją patrzę więc na skład grupy Ligi Europy, w której znalazł się Raków razem z Atalantą, Sportingiem i Sturmem Graz. Dwa lata temu, jako debiutant na europejskiej arenie, Raków przeszedł przez dwie przeszkody. W walce o awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy Raków grał u siebie z Gentem i wygrał 1:0. W rewanżu było już jednak 0:3 i zespół z Belgii przeszedł dalej. Najgorsze było to, że w każdym aspekcie gry byliśmy w tej konfrontacji spóźnieni o pół sekundy.

Z dobrej strony

– W tym roku natomiast w eliminacjach Ligi Mistrzów na pewno Raków pokazał się z dobrej stron. Dotarł do walki o awans do fazy grupowej i nie był słabszy od drużyny z Kopenhagi. Walczył do końca i to bardzo boli, bo była szansa wejść do elity. Nie udało się, ale jesteśmy w Lidze Europy i będziemy grać z rywalami, którzy są w naszym zasięgu. Uważam, że Raków jest w tej chwili zespołem, który burzy stereotypy. Czuć w jego grze głód sukcesu i uważam, że Sporting czy Sturm powinny się obawiać konfrontacji z mistrzem Polski, który jest po prostu zespołem.

– Był czas, że wyróżniał się w nim Ivi Lopez, który potrafił sam przesądzić o losach spotkania, w którym przez 89 minut nic ciekawego nie zrobił. Jedną akcją rozstrzygał o rezultacie. Przed kontuzją wspaniale radził sobie Marcin Cebula i mam nadzieję, że trener Dawid Szwarga systematycznie wprowadzając zawodnika do gry pozwoli mu się odbudować. Oczywiście wtedy będziemy mogli powiedzieć, że to jest polski Ivi Lopez.

Młody i głodny sukcesów

Skoro padło już nazwisko Dawida Szwargi nie można pominąć okazji żeby ocenić szkoleniowca-debiutanta. – Czas pokaże czy to jest dobry trener. Na tę chwilę można powiedzieć, że Dawid Szwarga został rzucony od razu na bardzo głęboką wodę. Nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej jakiś polski trener musiał startować z takiego pułapu i to w takim wieku, bo ma dopiero 32 lata. Na razie – moim zdaniem – się sprawdził, choć niektórzy wytykają mu błędy. Wydaje mi się jednak, że idzie dobrą drogą.


Czytaj także:


– Oczywiście widać „naleciałości Papszuna” choćby w grze na mocną „dziewiątkę” typu Sebastian Musiolik u poprzedniego trenera i Fabian Piasecki u obecnego. Po prostu musi być duży i silny. Jednak najważniejsze, że w Rakowie pada kolejny stereotyp, że trener powinien być doświadczony i z sukcesami. U nas jest młody i głodny sukcesów. Kolejny raz Michał Świerczewski robi po swojemu i inaczej niż było do tej pory, ale jak widać to myślenie się sprawdza i imponuje.


Na zdjęciu: Sebastian Synoradzki ma co wspominać ze swojej kariery.

Fot. Dorota Dusik