Siatkówka. Koronawirus przyniesie przełom?


Czy wybuch pandemii wpłynie na reformę i kształt siatkarskiego kalendarza? Jeśli nie teraz, to już chyba nigdy…


Międzynarodowy kalendarz siatkarski, to temat na co najmniej ciekawą pracę doktorską. To sprawa wałkowana od lat przez wszystkie środowiska dyscypliny – od zawodników i działaczy po kibiców. Mówi się dużo i coraz więcej, ale efektów i zmian na lepsze jak nie było tak nie ma. Co więcej, są na niekorzyść nie tylko zawodników, ale całej siatkówki. Międzynarodowi działacze kierowani swoją zachłannością wymyślają coraz więcej rozgrywek, nie patrząc jak szkodzą głównym bohaterom oraz, wbrew pozorom, nie dbają o wizerunek dyscypliny. Kolejna szansa na zmianę – pytanie czy skuteczną – pojawiła się w związku z wybuchem pandemii koronawirusa. Czy dzięki temu decydenci Międzynarodowej Federacji Siatkówki (FIVB) w końcu pójdą po rozum do głowy? Może tak, ale na razie nic się nie dzieje.

Chciwość wygrywa…

Kalendarz siatkarski od lat wygląda tak samo. Liga trwająca pół roku, wydłużona wersja Ligi Światowej, czyli Siatkarska Liga Narodów i docelowa impreza sezonu, czyli mistrzostwa świata, Europy lub igrzyska olimpijskie. W rezultacie najlepsi siatkarze grali pod sto spotkań w ciągu roku kalendarzowego, co rzecz jasna natychmiast przekładało się na liczbę kontuzji i urazów.


Zobacz jeszcze: Łukasz Wiśniewski po ośmiu sezonach odchodzi z ZAKSY


Władze FIVB na jednych spotkaniach podkreślają, że rozumieją obawy zawodników. Na drugich informują o dołożeniu kolejnych imprez lub rozbudowaniu istniejących. Sami zawodnicy zainterweniowali w maju ubiegłego roku, którzy napisali wspólny list do władz FIVB z prośbą o zmianę kalendarza rozgrywek międzynarodowych. Dokument ten został podpisany przez wiele gwiazd światowej siatkówki, m.in. przez Bruno Rezende, Iwana Zajcewa, Simone Gianelliego, Benjamina Toniuttiego, Kevina Tillie, Michała Kubiaka, Dmitrija Muserskiego, Saeida Maroufa, Micah Christensona i wielu innych. Do dzisiaj nie istnieje żaden dokument, który potwierdzałby chęć zmiany kalendarza rozgrywek przez FIVB. Dzięki temu w ubiegłym roku dwa dni po zakończeniu mistrzostw Europy Polacy musieli grać już w Pucharze Świata w Japonii.

Zabijanie siatkówki

Przez lata władze FIVB i CEV (Europejskiej Konfederacji Siatkówki) zapewniały, że ilość imprez jest dostosowywana tak, by zwiększyć zainteresowanie dyscypliną na całym świecie i mocno ją wypromować. Nie zrozumieli jednak, że taka ilość może spowodować „przejedzenie” siatkówką. Przed wybuchem tegorocznej pandemii wystarczyło włączyć telewizję, a na pewno trafiłoby się na kanał, w którym właśnie jest retransmisja meczu. Wyniki oglądalności w porównaniu z poprzednimi latami też nie powalają na kolana.

– Żeby nowych kibiców przyciągnąć do oglądania meczów i zatrzymać tych, którzy są, potrzebna jest siatkówka na wysokim poziomie. A żeby była ona na wysokim poziomie, nie można iść w ilość, ale w jakość. Trzeba pamiętać, że im więcej będzie spotkań, tym gorszej będą jakości. Bo ludzie są najzwyczajniej w świecie zajechani. Granie większej liczby spotkań to nie jest promocja siatkówki, a jej zabijanie – to słowa Michała Kubiaka. Kapitan reprezentacji Polski już wielokrotnie wypowiadał się w tej kwestii.


Zobacz jeszcze: Kolejny zaskakujący transfer zawiercian


Syzyfowa praca

Od lat orędownikiem zmian kalendarza jest były prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej i działający obecnie w międzynarodowych strukturach Mirosław Przedpełski.

– Granie w taki sposób, że kluby kończą sezon, a najlepsi gracze trafiają prosto do reprezentacji powoduje, że po kilku miesiącach sportowcy są wyeksploatowani do granic możliwości. Jednocześnie w tej przerwie przeznaczonej na mecze reprezentacji 90 procent zawodników praktycznie ma wolne od siatkówki.

To nikomu nie służy. Dodatkowo taki system sprawia, że najsilniejsze ligi na świecie muszą grać przez zaledwie kilka miesięcy, ściskać terminarz, grać często dwa razy w tygodniu. Meczów jest mnóstwo, są one rozrzucone i często dochodzi do zmian terminów. To z kolei powoduje, że kibice odczuwają przesyt i rzadziej niż by mogli przychodzą do hal lub zasiadają przed telewizorami.

Podział kalendarza na mecze klubowe i mecze reprezentacji powoduje sytuację, że zarówno kluby, jak i federacje narodowe organizujące mecze reprezentacji muszą przerywać działalność marketingową i praktycznie często zaczynać od nowa. Dlatego często jest to syzyfowa praca – stwierdził Mirosław Przedpełski.

Piłkarski przykład

Zdaniem Przedpełskiego siatkówka powinna podążyć tropem piłki nożnej czy ręcznej.

– Przede wszystkim chodzi o likwidację sztywnego podziału na sezon reprezentacyjny i klubowy. Mecze reprezentacji miałyby być rozgrywane tak jak choćby w piłce nożnej, w trakcie specjalnych okienek, podobnie byłoby z wielkimi międzynarodowymi turniejami – nie musiałyby być rozgrywane zawsze w wakacje czy też jesienią. Taka zmiana oznaczałaby, że ligi mogłyby grać nie tylko przez 5-6 miesięcy, lecz nawet 8-10. A co najważniejsze, wszyscy zawodnicy braliby udział w całorocznych rozgrywkach, a system powodowałby, że automatycznie każdy z graczy miałby w roku minimum 3-4 tygodnie wolnego – tłumaczył były sternik polskiej siatkówki.


Zobacz jeszcze: Jan Fornal i Michał Superlak w nowym sezonie w VERVIE Warszawa


Wydaje się, że być może teraz jest najwłaściwszy czas na wprowadzenie zmian. Pandemia koronawirusa pokazała, że wobec takich wydarzeń świat jest bezradny, ale rozszerzenie sezonu klubowego na więcej miesięcy pozwalałoby utrzymać lub wznowić rozgrywki, tak jak w tej chwili dzieje się to w przypadku piłki nożnej. Czy ten argument trafi w końcu do władz światowej siatkówki?

Pozostaje czekać

– Być może nadchodzi czas na wdrożenie mojego planu, czyli zrobienie tzw. okien międzynarodowych, które będą przerywały krajowe rozgrywki ligowe i w tym czasie, krótkich dwutygodniowych okresach, będą grać reprezentacje, tak jak to jest w innych dyscyplinach. A mistrzostwa Europy być może trzeba będzie zagrać w styczniu, lutym lub marcu. To jest moja idea, którą promuję od dawna. Trudno było ją kiedyś przeprowadzić, ale teraz może będzie łatwiej – zaznaczył Mirosław Przedpełski. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać. Pytanie na co – zmianę światowego kalendarza, czy dołożenie kolejnych imprez „propagujących” siatkówkę.

Michał Kalinowski


Zobacz jeszcze: Procedury do opracowania