Miotacz ognia

Śląsk Wrocław kontynuuje serię meczów bez porażki. Na razie licznik zatrzymał się na jedenastu takich meczach.


Seria wrocławskiego Śląska w rozgrywkach ligowych jest doprawdy imponująca. Podopieczni trenera Jacka Magiery po raz ostatni zeszli z boiska pokonani 12 sierpnia, gdy przegrali 1:3 w Mielcu z miejscową Stalą. Od tamtej pory nie znaleźli pogromcy w kolejnych jedenastu potyczkach, zdobywając w nich 29 punktów. Na ten budzący respekt dorobek złożyło się dziewięć zwycięstw i dwa remisy, przy imponującym bilansie bramkowym 23:7. Tylko Górnikowi Zabrze i Ruchowi Chorzów udało się urwać punkty zielono-biało-czerwonym, pozostałe zespoły rozeszły się do domu z kwitkiem.

Trudne, ale zwycięskie

Bliski powtórzenia wyniku drużyn z Górnego Śląska był w niedzielę ŁKS Łódź. Zespół trenera Piotra Stokowca wypuścił remis z rąk w 96 minucie spotkania we Wrocławia, a do rozpaczy doprowadził łodzian rezerwowy tego dnia Piotr Samiec-Talar. Szczęśliwe zakończenie ostatniego meczu nie wywołało u szkoleniowca Śląska jakiegokolwiek „szczypania duszy”. – Cel, jakim było zwycięstwo w tym meczu, został zrealizowany – powiedział z olimpijskim spokojem Jacek Magiera.

– Zakładaliśmy przed spotkaniem, że chcemy wygrać. Mecz miał różne fazy, padł szybki gol dla nas po stałym fragmencie gry i świetnym uderzeniu Erika Exposito. Większość starcia toczyła się w środkowej strefie boiska. W przerwie rozmawialiśmy o czujności. Tak się złożyło, że ŁKS zagrał 25 minut bardzo dobrze. Rywale dominowali, strzelili gola. Mieliśmy w głowie, by to odwrócić. Zmiany sprawiły, że wróciliśmy do rywalizacji i do końca walczyliśmy. Wypracowaliśmy świetną akcję, Cameron dobrze rozprowadził i podał, a Piotrek wykończył akcję. To było trudne spotkanie i wiedzieliśmy, że takie będzie.

Wciąż „zachłanni”

Zdobyliśmy do tej pory 30 punktów, ale chcemy więcej. Za kilka dni jedziemy do Krakowa na kolejny mecz. Jestem pod wrażeniem tego, jak Piotrek Samiec-Talar prezentuje się w tym sezonie. Ma znakomite statystyki, trzy gole i pięć asyst. Gdyby na boisku biegał tak, jak Nahuel, Bejger czy Janasik, to mówilibyśmy o drużynie narodowej. Ma swój sposób, czasem jest niezauważalny. Stąd różnie na niego patrzyliśmy. To jednak dla mnie wartościowy piłkarz. Przeszedł ogromną metamorfozę, wszedł na wyższy poziom i chcemy, by to kontynuował. Jest otwarty i chce pomagać zespołowi. To jego pierwszy rok po grze jako młodzieżowiec i dobrze, że ma takie momenty.

Słowa nie na wiatr

Ta fantastyczna – spektakularna seria zwycięstw byłaby niemożliwa, gdyby fenomenalnej skuteczności strzeleckiej nie prezentował kapitan zespołu, Erik Exposito. 27-letni napastnik w dotychczasowych spotkaniach dwanaście razy wpisał się na listę zdobywców bramek. To on również otworzył wynik ostatniego meczu z ŁKS-em. – Walczyliśmy do samego końca – powiedział Hiszpan.


Czytaj także:


– Po to trenujemy i nasze słowa o walce do końca nie są rzucane na wiatr. Spotkanie trwa 90 minut i za każdym razem musimy grać do ostatniej sekundy. W końcu gol przyszedł i był on najwyższej klasy. Świetna asysta Camerona i dobry strzał „Samiego’”. Oczywiście wszyscy cieszymy się ze zwycięstwa oraz z tego, że bardzo ważne trzy punkty zostały we Wrocławiu. Za każdym razem staram się grać tak, aby pomóc drużynie. Czasami muszę grać jako typowa „9’”, czasami muszę schodzić nieco niżej, żeby szukać piłki. Za każdym razem daję z siebie absolutnie wszystko i wszystko to, czego potrzebuje drużyna. To jest dla mnie najważniejsze.


Na zdjęciu: Od trzech miesięcy na piłkarzy Śląska Wrocław (od lewej Nahuel Leiva, Patrick Olsen, Michał Rzuchowski, Mateusz Żukowski) nie ma mocnych.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus