„Sport” był lekturą obowiązkową

– „Sport” zacząłem czytać po przejściu do Naprzodu Rydułtowy, gdzie ściągnął mnie trener Jan Furlepa, który był asystentem Józefa Golli. Miałem wtedy 18 lat – mówi Sławomir Szary


Rozmowa ze Sławomirem Szarym, byłym piłkarzem min. Naprzodu Rydułtowy, Odry Wodzisław Śląski, Piasta Gliwice, Energetyka ROW-u Rybnik.

Kiedy po raz pierwszy miał pan „Sport” w ręku?

Sławomir SZARY: – Nie będę ściemniał, na początku kupowałem Sport Śląski, który ukazywał się raz w tygodniu, bodajże w soboty. Miałem wtedy 16 lat i interesowałem się wynikami z niższych lig. Były tam też wyniki rozgrywek młodzieżowych, a my, czyli ROW Rybnik, rywalizowaliśmy ze Spartą Zabrze o awans do ligi międzywojewódzkiej. „Sport” zacząłem czytać po przejściu do Naprzodu Rydułtowy, gdzie ściągnął mnie trener Jan Furlepa, który był asystentem Józefa Golli. Miałem wtedy 18 lat i grałem na prawej obronie, bo lewa była zarezerwowana dla Piotrka Stefanowskiego. Od tamtej pory moje drogi ze „Sportem” cały czas się przecinały.

Pierwszy raz

Pamięta pan pierwszy mecz w Rydułtowach, w którym pańskie nazwisko znalazło się w relacji?

Sławomir SZARY: – To był mecz rozegrany w 1997 roku z Górnikiem Wałbrzych w ówczesnej drugiej lidze, czyli w obecnej pierwszej.

Gdy grał pan w ekstraklasie, w Odrze Wodzisław i Piaście Gliwice, szukał pan przede wszystkim relacji meczowych i ocen, jakie wystawili panu dziennikarze?

Sławomir SZARY: – To nie ulga żadnych wątpliwości. Ci piłkarze, którzy twierdzili, że nie interesowały ich oceny dziennikarzy, zakłamują rzeczywistość. Na wspólnej kawie przed poniedziałkowym treningiem wszyscy czytali „Sport”, wymienialiśmy uwagi, czasami polemizowaliśmy z wystawionymi ocenami, słowem tematów do rozmów nam nie brakowało. Wszyscy szukali swojego nazwiska w rubryce „Piłkarz meczu”, „Piłkarz kolejki”, a przede wszystkim „Jedenastka kolejki”. To była frajda. Nie było za to żadnej gratyfikacji finansowej, ale ogromna satysfakcja. U mnie, czyli w Rybniku na osiedlu, „Sport” był trudno dostępny. Trzeba było pofatygować się rano do kiosku, inaczej można było zapomnieć o kupnie waszej gazety.


Czytaj także:


Pamięta pan, jaką najwyższą ocenę otrzymał u nas w „Złotych butach” i w jakim to było meczu?

Sławomir SZARY: – Na pewno złapałem kilka „8”, a raz zdarzyła się nawet „9”. To chyba było w meczu Piasta z Jagiellonią Białystok. Wprawdzie spadliśmy do pierwszej ligi, ale po zakończeniu sezonu pojechałem do Białegostoku na rozmowy. W jednym z tamtejszych hoteli rozmawiałem wtedy z prezesem klubu Cezarym Kuleszą oraz Tomkiem Frankowskim, który był przymierzany do funkcji dyrektora sportowego. Po rozmowie z nimi pojechałem na badania medyczne, które przeprowadził klubowy lekarz. Wychodząc z hotelu minąłem się w drzwiach z Piotrkiem Klepczarkiem, który w Jagiellonii grał na lewej obronie. Innym piłkarzem grającym na lewej obronie był Chilijczyk Alexis Norambuena.

Głód wiedzy

Ale w Jagiellonii nigdy pan nie zagrał…

Sławomir SZARY: – To prawda. Prezes Kulesza uczciwie przedstawił sprawę – muszą rozwiązać kontrakt z Klepczarkiem, by ze mną podpisać umowę. Piotrek nie zgodził się na ich warunki i został w klubie. Ale był też pozytywny aspekt mojego wyjazdu. W „Sporcie” ukazał się artykuł o moich testach w Jagiellonii, więc po powrocie na Śląsk skontaktował się ze mną dyrektor sportowy Piasta Józef Drabicki i powiedział, że prezes klubu chce się ze mną spotkać. Efektem tej rozmowy był nowy kontrakt dla mnie, na warunkach, jakie miałem w ekstraklasie.

Interesowała pana tylko piłka nożna, czy szukał pan również informacji z innych dyscyplin sportu?

Sławomir SZARY: – Wtedy interesowała mnie NBA, a szczególnie zespół Chicago Bulls, w którym grali Michael Jordan i Scottie Pippen. Z przyjemnośćią oglądałem też walki bokserskie z udziałem Andrzeja Gołoty, Alberta Sosnowskiego i Tomasza Adamka i oczywiście czytałem wszystko na ich temat. Poza tym uważnie śledziłem klasyfikację medalową podczas każdych igrzysk olimpijskich. Kibicowałem też Adamowi Małyszowi. Kiedyś, gdy byliśmy na zgrupowaniu w Wiśle, spotkaliśmy Justynę Kowalczyk podczas treningu. Nasza fenomenalna biegaczka biegła na nartach, ciągnąc za sobą… oponę. My byliśmy w trakcie marszobiegu i na chwilę zatrzymaliśmy się, podziwiając ją. Ona przebiegając obok nas uśmiechnęła się i powiedziała: „Panowie, po co ta szopka, pracujcie!”.

Jakieś artykuły rozbawiły pana do łez?

Sławomir SZARY: – Oprócz poniedziałków ostrzyłem sobie zawsze zęby na wtorkowe komentarze piłkarskie. Nie ukrywam, że nie opuściłem też żadnego felietonu pańskiego autorstwa. Nie mówię tego dlatego, że znamy się tyle lat i bynajmniej nie chcę się panu przypodobać. Po prostu często czytając wtorkowego „Ligowca” śmiałem się na głos. Żona zdziwiona pytała mnie: „Co czytasz?”. Zgodnie z prawdą odpowiadałem jej „Sport”, a ona na to: „Przecież tam nie publikują dowcipów o Masztalskich”.


Na zdjęciu: Nawet podczas zgrupowań Sławomir Szary (z lewej) znajdował czas, by poczytać „Sport”.

Fot, Norbert Barczyk/PressFocus