Katowicki „Sport” musi istnieć

Proszę mi wierzyć, że podniesienie rangi tego, co się u nas dzieje, jest podstawowym warunkiem wszystkiego. Łącznie z tym, że musi istnieć katowicki „Sport”. Wszystko to, co jest naszym dobrodziejstwem i naszą wartością, co jest naszymi osiągnięciami, to są rzeczy podstawowe – mówi Antoni Piechniczek.


W obronie „Sportu”

Jak pan zareagował na wiadomość o planowanym zamknięciu „Sportu”?

Antoni PIECHNICZEK: – Jestem tym zmartwiony. Rozmawiałem na ten temat z byłym redaktorem naczelnym „Sportu” Andrzejem Grygierczykiem, wymienialiśmy poglądy. Jestem zdania, że gdyby do tego doszło – a na to się zanosi – to byłaby wielka strata dla całego województwa. Nie tylko dla świata sportu, ale też kultury i mediów. Zniknąłby z rynku tytuł o przebogatej tradycji, który wychowywał wiele pokoleń sportowców, trenerów, sędziów, ale przede wszystkim olbrzymią rzeszę kibiców. W latach mojej młodości, kiedy chodziłem do szkoły podstawowej i nauczyłem się czytać, wziąłem do ręki „Sport” i zakochałem się w nim. To było dla mnie okno na świat.

Mogłem się dowiedzieć, jak gra Urugwaj, który był pierwszym organizatorem mistrzostw świata w 1930 roku. Że istnieją ligi o wielkich tradycjach, jak angielska, że istnieje taki kraj, jak Brazylia, gdzie gra Pele. Dowiadywałem się o Erneście Wilimowskim i jego golach strzelonych Brazylii na mundialu. Uczyłem się wszystkiego. Potem przeżywaliśmy takie imprezy, jak Wyścig Pokoju. Dzisiaj ktoś może się z tego śmiać, ale gdyby nie tradycje Tour de Pologne, to kolarstwo w Polsce dzisiaj by nie istniało. Krótko mówiąc, „Sport” odgrywał istotną rolę. Natomiast kolejną rzeczą, chyba najważniejszą, było przypomnienie tego, co się nazywa Śląskiem.

To znaczy?

Antoni PIECHNICZEK: – Śląsk został wcielony do Polski, ale wiele było ludzi – tak w Polsce centralnej, jak i tutaj – którzy podchodzili do tego sceptycznie. Byli ludzie młodzi, tacy jak ja, których trzeba było nauczyć polskiego patriotyzmu i tego, że Śląsk jest Polsce niezwykle potrzebny. Nauczyłem się tego, że gdyby nie śląski węgiel, odbudowa Polski po II wojnie światowej wyglądałaby o wiele gorzej. Pamiętam takie zdania ministrów górnictwa, którzy mówili, że Polska za śląski węgiel powinna się rozliczać nie w liczbie ton, ale w liczbie spalonych kilowatogodzin w swoich domach.


Czytaj także:


Jedynym źródłem energii elektrycznej był wtedy węgiel. Kto wtedy myślał o ropie czy gazie? To by można mnożyć. Dlatego utrzymanie „Sportu” na rynku to zadanie dla urzędu marszałkowskiego czy wojewody śląskiego. Dla budżetu, jakie mają śląskie władze, to drobne wydatki. Daliby dzięki temu przykład ponad sporem, który przewija się przez polskie dzielnice. Proszę zobaczyć, co się dzieje w sejmie. Bez względu na to, kto jest u władzy, „Sport” powinien się utrzymać. Dla mnie, byłego radnego sejmiku śląskiego, byłego przewodniczącego komisji nauki, edukacji i sportu, byłego senatora, jest to sprawa istotna i ważna. Ja ją podpowiadam, bo uważam, że jest to do zrobienia. A ktokolwiek to zrobi, może spotkać się tylko z aplauzem śląskich kibiców i sportowców.

My w „Sporcie” nadal pracujemy na najwyższych obrotach, dlatego chciałem też pana zapytać o nadchodzący mecz reprezentacji Polski z Czechami. Dla biało-czerwonych to ostatnie spotkanie eliminacyjne, a sytuacja w grupie nie jest komfortowa. Widzi pan jakieś szanse na zajęcie któregoś z dwóch pierwszych miejsc?

Antoni PIECHNICZEK: – Wygranie z Czechami to sprawa niesamowitego prestiżu. Chciałbym przypomnieć, że trzy ostatnie mecze o punkty z nimi przegrywaliśmy, a były to mecze bardzo ważne. Pierwszy to spotkanie z 2009 roku, kiedy w eliminacjach do mistrzostw świata reprezentację tymczasowo prowadził Stefan Majewski. Drugi, kiedy byliśmy organizatorami Euro i przegraliśmy we Wrocławiu 0:1. Trzeci mecz to porażka 1:3 w bieżących eliminacjach. Po raz pierwszy w historii zdarzyło się, że po 3 minutach grania przegrywaliśmy 0:2. To było kuriozum. Krótko mówiąc, czeka nas mecz niesamowicie prestiżowy. Po drugie, myślę, że pozostałe reprezentacje też potrafią liczyć.


Czytaj także:


Czesi będą się starali wygrać, żeby mieć zapewniony awans. Natomiast nawet jeśli teraz przegrają, to wciąż mogą wygrać ostatnie spotkanie i będą mieli punkt więcej od nas. Albania też nie odpuści. Dlatego zanosi się na to, że na wiosnę zagramy w barażach, a one będą bardzo trudne. Ale jeśli dobrze się do nich przygotujemy, a efekty pracy trenera Michała Probierza będą chociaż w jakimś stopniu widoczne, to powinniśmy w tych barażach przejść dalej. Aczkolwiek skala trudności może być duża, bo teoretyczne rozważania mówią, że możemy wpaść na bardzo silnych przeciwników. Natomiast czytam też, że toczy się spór o to, czy Robert Lewandowski powinien zagrać w drugim spotkaniu, towarzyskim z Łotwą.

I co pan na ten temat sądzi?

Antoni PIECHNICZEK: – Lewandowski rozegrał tyle meczów w reprezentacji i tyle razy jej pomagał, że ja, gdybym był Probierzem, sam bym z nim porozmawiał i zapytał go o zdanie. Jeśli powiedziałby, że w klubie ma napiętą sytuację i mogą go sprzedać od ręki, żeby grał gdzieś na boiskach Arabii Saudyjskiej, pozwoliłbym mu, aby unormował te sprawy. Nie ukrywam, że gdy dowiedziałem się o jego decyzji o transferze, zadawałem sobie pytanie, kiedy biologia zacznie działać. Początki miał fantastyczne, bo zdobył tytuł króla strzelców ligi hiszpańskiej, seryjnie strzelał też gole w Lidze Mistrzów. Natomiast ta biologia już działa! Ten Lewandowski to już nie jest ten sam Lewandowski.


Czytaj także:


Nie tylko chodzi o to, że rzadziej strzela, czy jest ciut wolniejszy. Napięcie psychiczne jest coraz większe i on znosi je coraz gorzej. Czasem braknie mu „kleju” i źle przyjmie. To, co kiedyś przychodziło mu z łatwością, dzisiaj już nie przychodzi, bo biologii nie da się oszukać. To wystarczyłoby na parę innych lig, ale granie w Hiszpanii nie jest łatwe. Dlatego należy pokazać, że mecz towarzyski traktujemy jako mecz eksperymentalny, żeby trener mógł przetestować młodych zawodników, których widzi w kadrze w przyszłości. A zawodnicy doświadczeni – jak Lewandowski czy Szczęsny – zasługują na odpoczynek od tego spotkania, żeby było ono autentycznie meczem szkoleniowym.

Michał Probierz jako selekcjoner otwarł się na ekstraklasę, co w przeszłości wcale nie było takie oczywiste. W aktualnej kadrze jest 4 graczy z polskiej ligi – Wdowik, Slisz, Wszołek, Grosicki – a gdyby Patryk Dziczek z Piasta nie doznał kontuzji, byłoby i 5. Myśli pan, że ekstraklasa jest wystarczająco mocna, aby dostarczać reprezentacji taką liczbę wartościowych zawodników?

Antoni PIECHNICZEK: – Porównywanie lig zawsze jest kontrowersyjne. Lewandowski czy paru innych zawodników prosto z polskiej ligi trafiało do klubów zagranicznych i od razu dostawali szansę grania w podstawowym składzie. Czyli oceniono ich, że są przygotowani i mogą tam grać. To, co mi się u Probierza podoba, to że droga do gry w reprezentacji prowadzi też przez ekstraklasę. Błędem obcokrajowców, którzy pracowali z naszą kadrą, było to, że w ogóle nie interesowali się rozgrywkami ligowymi. Byli nieobecni na meczach, a przyjeżdżali na nie okazjonalnie, kiedy ktoś powiedział im, że spotkanie Legia Warszawa – Lech Poznań jest godne zobaczenia.


Czytaj także:


Krótko mówiąc, cieszy mnie to, że z polskiej ligi też idzie trafić do reprezentacji. A dzięki temu można potem także trafić do klubu zachodniego. Proszę mi wierzyć, że podniesienie rangi tego, co się u nas dzieje, jest podstawowym warunkiem wszystkiego. Łącznie z tym, że musi istnieć katowicki „Sport”. Wszystko to, co jest naszym dobrodziejstwem i naszą wartością, co jest naszymi osiągnięciami, to są rzeczy podstawowe. Musimy uwierzyć w to, że my sami potrafimy. Do szewskiej pasji mnie doprowadza ktoś, kto mówi, że jest najpierw Europejczykiem, światowcem, a potem Polakiem. Powinno być odwrotnie – najpierw jestem Polakiem i dopiero potem mogę czuć się Europejczykiem. Furii można dostać, kiedy człowiek słucha takich ludzi. Tych, którzy tak kochają Unię Europejską, wysłałbym na dożywotnią banicję.


Na zdjęciu: Gdy tylko Antoni Piechniczek nauczył się czytać, sięgnął po katowicki „Sport”.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus