Lekką ręką

Krakowianie nie wykorzystują atutu własnego boiska i publiczności. W tym sezonie Wisła u siebie wygrała tylko raz. Straciła już siedem punktów.


Piłkarze „Białej gwiazdy” w tym sezonie nie rozpieszczają kibiców zwycięstwami, dlatego daleko im do czołówki, na którą spoglądają z 11. miejsca. Dwa zwycięstwa (jedno w Krakowie) to wynik bardzo przeciętny. I choć jutro zespół Radosława Sobolewskiego czeka wyjazdowe starcie z Motorem Lublin, musi myśleć o problemach na stadionie przy Reymonta. Później cztery kolejne spotkania – jedno w Pucharze Polski i trzy w I lidze – rozegra w Krakowie.

Wolno, zbyt wolno

Po meczu w Tychach Dariusz Banasik powiedział, że Wisły nie należy się bać, tylko grać z nią otwarty futbol, naciskać. Na taką taktykę mało kto decyduje się, gdy przyjeżdża do Krakowa. Większość drużyn, zwłaszcza tych słabszych, cofa się i na pierwszym miejscu stawia szczelność obrony.  Gospodarze posiadają piłkę, grają nią po obwodzie, ale rzadko kiedy potrafią to zrobić na tyle szybko, by zaskoczyć przyjezdnych i przedrzeć się przez ich zasieki. Ostatnio dobrze radził sobie z tym Chrobry Głogów, który został trafiony tylko raz – gdy nie zdążył odbudować ustawienia, a Marc Carbo przerzucił piłkę na skrzydło do Mikiego Villara.


Czytaj także


Po spotkaniu Jakub Krzyżanowski i Bartosz Jaroch podkreślali, że trzeba grać szybciej. W podobnym tonie wypowiada się Kacper Duda. – Musimy tworzyć więcej sytuacji, przewag i przede wszystkim oddawać więcej strzałów, żeby zdobywać bramki. Na razie nie jesteśmy zbyt skuteczni – mówi pomocnik, który sam nie może strzelić debiutanckiego gola w lidze. Mecz z Chrobrym nie był pierwszym, w którym po jego uderzeniu piłka odbiła się od poprzeczki. Podobnie było choćby w kluczowym dla bezpośredniego awansu do ekstraklasy spotkaniem z Zagłębiem Sosnowiec pod koniec minionego sezonu.

Brak przesłanek

Krakowianie mają problem z wygrywaniem u siebie. Cztery punkty stracili z dwoma najgorszymi obecnie drużynami – Chrobrym i Stalą Rzeszów – przeciwko którym zdobyli tylko jedną bramkę. Komplet z Reymonta wywiozła Odra Opole, której 12 zawodnikiem był Igor Sapała, trzymany obecnie przez trenera w „zamrażarce”, po tym jak osłabił zespół dwoma żółtymi kartkami.

Powtarza się scenariusz z poprzedniego sezonu, w którym po rundzie jesiennej Wisła miała na koncie tylko trzy zwycięstwa w dziewięciu meczach. Dopiero wiosenna seria pozwoliła jej podreperować te statystyki i awansować w tabeli. Po powrocie z Lublina piłkarze długo nie będą musieli szykować się do wyjazdów. W przyszły czwartek podejmą w Pucharze Polski Lechię Gdańsk, a potem w lidze Wisłę Płock, Znicza Pruszków i Resovię. Dopiero pod koniec października udadzą się do Bielska-Białej. To idealny moment, by do tego czasu odrobić choć część punktów lekką ręką oddanych w pierwszych kolejkach. Problem w tym, że zespół Sobolewskiego od dwóch miesięcy pokazuje nam tylko przebłyski dobrej formy. A one nie dają podstaw, by realnie liczyć na jego seryjne wygrane.

Tłumaczenie nerwami

Jest jeszcze jeden aspekt, który może tłumaczyć niską pozycję. Sobolewski stwierdził ostatnio, że gol szybko strzelony przez Chrobrego wywołał u jego zawodników nerwowość, której nie potrafili się wyzbyć do ostatniego gwizdka. Z doliczonym czasem krakowianie mieli ponad 90 minut, by odpowiedzieć więcej niż jedną bramką. Jeżeli na swoim stadionie, przeciwko „czerwonej latarni” ligi, z sfrustrowanymi kibicami i momentami gwiżdżącymi, ale przede wszystkim wspierającymi, nie są w stanie opanować nerwów, to nie rysuje się przed nimi świetlana przyszłość. Z czym do ekstraklasy?


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus