Wspomnienia z gorącej Azji

Problemy trawienne, monsunowy deszcz i różne style gry. Obrońca Wisły, Jakub Krzyżanowski opowiada o mistrzostwach świata do lat 17.


W dalekiej Indonezji kończy się powoli impreza, z którą wiązaliśmy nadzieje. Dziś półfinały, Argentyna gra z Niemcami, a Francja z Mali.

Ból brzucha i pot

Reprezentacja Polski przegrała wszystkie mecze i szybko wróciła do domu. No, nie tak szybko, bo podróż Jakuba Krzyżanowskiego z Dżakarty do Krakowa trwała aż 28 godzin! Między innymi dlatego zabrakło go w kadrze na spotkanie z GKS-em Katowice.

Zawodnik dostał kilka dni wolnego i dopiero w czwartek trenował indywidualnie. Wrócił z lekkim zatruciem pokarmowym, które było codziennością kadry w azjatyckim kraju. – Wynikało to ze specyficznej miejscowej kuchni, gdzie jedzenie jest bardziej doprawione, są inne kultury bakterii. Byliśmy szczepieni, zażywaliśmy probiotyki, ale i tak nas to dopadło. Ostatecznie przed meczem z Japonią trzy czwarte kadry zgłaszało ból brzucha, czuli się niekomfortowo. Potem skarżyły się pojedyncze osoby. Ja największy problem miałem dzień przed wylotem do kraju – mówi Krzyżanowski.

Przed mundialem zespół aklimatyzował się na wyspie Bali. Pierwsze treningi nie były intensywne, by organizmy przyzwyczaiły się do temperatur przekraczających 30 stopni Celsjusza i dużej wilgotności. – Pamiętam wyjście z samolotu i podmuch ciepła. Gdy opuszczałem klimatyzowany hotel, od razu zalewałem się potem. Codziennie wypijałem po dwie-trzy butelki elektrolitów. Z każdym dniem czuliśmy się lepiej i upały już tak bardzo nam nie przeszkadzały, choć cały czas było duszno – opowiada zawodnik „Białej gwiazdy”.


Czytaj również:


Krzyżanowski docenia organizację

Podkreśla, że turniej był bardzo dobrze zorganizowany – najlepszy, w jakim dotąd uczestniczył. Drużyny były eskortowane na treningi i mecze, ochrona czuwała nad nimi dzień i noc. Do tego doszedł nadający klimat dużej imprezy branding i bardzo uprzejmi mieszkańcy zainteresowani piłką nożną. Polacy grali w grupie D z Japonią, Senegalem i Argentyną. Strzelili zaledwie jednego gola, stracili dziewięć. Obrońca występował na pozycji pół-lewego lub wahadle. Podkreśla, że po takich wynikach nie może być zadowolony także ze swojej postawy. Który rywal zrobił na nim największe wrażenie?

– Japonia była bardzo poukładana. Nie wiem, czy wcześniej grał z tak dobrze rozumiejącym się zespołem. Także w obronie pracowali jak jeden organizm, trudno było zmieścić piłkę między liniami. Senegalczycy to dwumetrowe chłopy, silni fizycznie, więc był to moim zdaniem najtrudniejszy mecz. Argentyna najlepiej wyglądała piłkarko, mieli swobodę, potrafili znaleźć wolną przestrzeń. Jak szli do kontrataku, to tworzyli sytuację bramkową – ocenia.

Przeprosili kolegów

Nasza reprezentacja grała w okrojonym składzie, to kibice będą pamiętać długo. Ze zgrupowania zostali usunięci Oskar Tomczyk i Filip Wolski z Lecha Poznań, Jan Łabędzki z Łódzkiego Klubu Sportowego oraz Filip Rózga z Cracovii. Zamiast odpoczywać w pokojach postanowili napić się alkoholu w jednym z barów na Bali i za złamanie regulaminu karnie zostali odesłani do Polski. Przeprosili kolegów, których zawiedli. – Zrobili głupotę i było po nich widać, że to zrozumieli. Ten błąd może ich dużo kosztować. Mam nadzieję, że odrobią lekcję i ich nie skreślam. Może w przyszłości oddadzą nam to, co teraz straciliśmy? – liczy Krzyżanowski.

Od siebie dodajmy, że oby ta sytuacja czegoś naszych chłopaków nauczyła. Była zimnym prysznicem, a może monsunowym opadem, z którym Krzyżanowski zetknął się w Indonezji w czasie gry. Sędzia nawet przerwał rywalizację. – Do godziny 16.00 było bardzo ciepło i słonecznie, a nagle w ciągu dziesięciu sekund pojawiła się ściana deszczu. Miało to też swoje plusy, ponieważ zrobiło się trochę chłodniej – wspomina niecodzienny wyjazd.


Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus.pl