Bez rozgrzewki. Co zrobimy z tymi młodymi?

Z młodymi piłkarzami to nie zawsze wiadomo, czy się rozwiną, czy zwiną, nie wykluczając i tego, że futbol im się znudzi lub jakimś sukcesikiem tak zawróci w głowie, że powrót na dobre sportowe tory nie będzie już możliwy.


Mniej więcej pięć lat temu wielce zasłużony dla młodzieżowej piłki Michał Globisz, m.in. trener drużyny, która zdobyła złoty medal mistrzostw Europy do lat 18 w 2001 roku, tak mówił w jednym z wywiadów:

„Jeśli chcemy, by szkolenie w naszym kraju ruszyło pełną parą, kluby powinny zbudować akademie z prawdziwego zdarzenia – boiska trawiaste, internat, program właściwego odżywiania, trenerzy z wysokiej półki, którzy są na pełnym etacie, godnie zarabiają i są do dyspozycji graczy od rana do wieczora… Wówczas to ruszy. W tym wszystkim muszą współpracować cztery podmioty: kluby, PZPN, samorząd i ministerstwo sportu (…)”.

Wracam do tych prawd oczywistych, bo tak się akurat złożyło, że nasza młodzież z pokolenia U-17 na rozgrywanych na Węgrzech mistrzostwach Europy w swojej kategorii wiekowej zawędrowała bardzo wysoko, do półfinału, w którym przegrała z Niemcami 3:5. Trudno się z tego (półfinału) nie cieszyć, bo każdy taki wynik stanowi nadzieję, że w przyszłości ta nasza polska piłka – już jako „dorosła” – będzie rosła w siłę, piłkarze będą żyli dostatniej, a kibice w mniejszym stresie.

Tyle tylko, że tych nadziei mieliśmy w przeszłości sporo. A to wicemistrzostwo olimpijskie w Barcelonie w 1992 roku, a to mistrzostwo Europy U-16 w Turcji w 1993, a to srebro U-16 w 1999, a to wreszcie wspomniane złoto Globiszowej ekipy w 2001. Co z tego wynikało dla polskiej piłki? Jak wiadomo, niewiele, acz pocieszaliśmy się tym, że wreszcie – po latach posuchy – udawało się naszej pierwszej reprezentacji kwalifikować do finałów mistrzostw świata lub mistrzostw Europy.

Inna sprawa, że radość kończyła się na akcie wyjazdu na te imprezy, bo już wyniki były raczej smutne (mecz otwarcia, o wszystko, o honor). Nie lepiej było w piłce klubowej, która przez te wszystkie lata dołowała, jeśli wziąć pod uwagę wyniki na arenie międzynarodowej. By być sprawiedliwym – polskie kluby niemal bez przerwy były (są) drenowane przez bogatsze kluby zagraniczne; gdy tylko którykolwiek z piłkarzy się zaczynał wyróżniać, lądował właśnie w nich.

Ale to kategoria spraw oczywistych. Sprawą mniej oczywistą jest to, jak dzisiejsze szkolenie młodzieży w Polsce ma się do wspomnianych na wstępie słów (życzeń) Michała Globisza. A więc, czy ma już do dyspozycji stosowną bazę na czele z zielonymi murawami, komfortowe internaty, świetnie wykształconych, dobrze opłacanych, pracujących na pełnych etatach trenerów? I czy szkolenie zaczyna się od podstaw, czy też od… przemożnej chęci wygrywania meczów na poziomie dziecięcym czy trampkarskim co za punkt honoru biorą sobie niektórzy trenerzy i – niestety – zapewne wszyscy… rodzice, dziadkowie, ciocie i wujkowie? A co na takim poziomie jest głęboko wtórne i nieważne…

Intuicyjnie trzeba przyjąć, że pod tym względem jest lepiej niż wspomniane pięć lat temu, że jest więcej akademii, boisk, trenerów, że powstał nawet narodowy program szkolenia (czy wszyscy wszędzie się go trzymają?), ale że przede wszystkim jest świadomość, iż bez pracy u podstaw jakość polskiej piłki będzie stała pod znakiem zapytania. Bo jak długo – i jak skutecznie – będzie się budować jej potencjał na bazie III-ligowych piłkarzy z Hiszpanii, skądinąd dużo lepiej wyszkolonych technicznie od Polaków?


Czytaj także w kategorii FELIETONY:


Ale – jak się rzekło – to podpowiada intuicja i wyrywkowe statystyki. Tak po prawdzie nie wiemy przecież, czy pokolenie 17-latków, które dostarczyło nam w minionych kilkunastu dniach tyle radości, jest bardzo liczne i bardzo utalentowane, czy konkurencja o miejsce w kadrze na mistrzostwa była ostra, czy taka sobie – oparta o kilkunastu wyjątkowo uzdolnionych chłopaków, nadto dobrze prowadzonych przez ich trenera w kadrze, Marcina Włodarskiego. Może on sam po mistrzostwach udzieli precyzyjnych odpowiedzi na te i inne pytania.

Tu znów zastrzeżenie – z młodymi piłkarzami to nie zawsze wiadomo, czy się rozwiną, czy zwiną, nie wykluczając i tego, że futbol im się znudzi lub jakimś sukcesikiem tak zawróci w głowie, że powrót na dobre sportowe tory nie będzie już możliwy. Pełniejsze odpowiedzi otrzymamy za parę lat. Jednak teraz zasadne będą apel czy też prośba: postarajmy się tego entuzjazmu, tej radości, a nade wszystko tej pracy (wreszcie) nie zaprzepaścić. Jak zrobiliśmy 30 czy 20 lat temu…


Na zdjęciu: To oni mogą być przyszłością polskiej piłki nożnej.

Fot. Grzegorz Wajda


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.