Bez rozgrzewki. Skład w sam raz na rozkład

Będzie cytat z z samego siebie – głupio tak, ale chwilowo nic mądrzejszego nie wymyślę i może nawet nie warto się wysilać, bo (chyba) miałem rację.


Zawarty został on w cyklu „Bez rozgrzewki”. Konkretnie w wypracowaniu „Tak bardzo sobą zmęczeni”, mniej więcej w połowie lipca, roku bieżącego oczywiście.

Nadszedł ten moment?

Tak to mniej więcej stało: „Kadra zaprezentuje się ponownie we wrześniu, przy okazji kolejnych meczów eliminacji Euro 2024. Ponieważ nadzieja umiera ostatnia, zapewne do końca będziemy w niej trwać, że jeszcze wszystko na naszą korzyść się ułoży. Ale nie sposób nie podzielić się takimi wątpliwościami: czy będzie w stanie pozbyć się tego balastu, który się za nią ciągnie? Tych kłótni, swarów, a i postępującego zaniku poczucia humoru? Czy te konie będą ciągnąć w jedną stronę, czy w strony przeciwne?

Może więc nadszedł ten moment, by uznać, że ta grupa chyba już nie pociągnie, że następuje definitywny zmierzch bogów, że należy im podziękować i pogratulować pięknych karier, a jednocześnie odwołać się do tych, którzy są znacznie młodsi, pełni ambicji, mniej… boscy i nieskłóceni ze sobą? Z grubsza rzecz biorąc, trzeba myśleć nie tylko o ME, lecz kolejnych eliminacjach – mistrzostw świata. Tylko tyle i aż tyle”.

Chciałoby się rzec: a nie mówiłem?! Oczywiście, nikt mnie nie posłuchał (nie przeczytał), przynajmniej z grona ważnych decydentów. Jeśli nawet posłuchał (przeczytał), to pewnie pod nosem – albo na stronie – powiedział: co on się wymądrza, co on pieprzy; i może miał (decydent) rację. W istocie pisać to łatwo, papier wszystko przyjmie, ale już ryzykowanie podejmowania jakichkolwiek decyzji – a zwłaszcza spektakularnych, wstrząsających, interesujących miliony ludzi, często bardzo nerwowych – co to, to nie. Naród przecież nie wybacza, niezależnie od okoliczności.

Uderzenie poszło w Santosa

Jak wiadomo, zmierzch (upadek, staczanie się) bogów potwierdził się z całą mocą w Albanii. Jednak główne uderzenie poszło na Fernando Santosa, który prawdopodobnie w momencie, gdy piszę te słowa, czyni przymiarki do pakowania się. Został on „znielubiany” tak jak „znielubiono” w swoim czasie właściwie wszystkich bez wyjątku trenerów reprezentacji Polski. Potem notabene po części się z nimi niebawem przepraszano, czyniąc wszelkie możliwe honory czy też nawet budując pomniki.

Może nie wymienię wszystkich, ale wystarczy, jak w tym gronie znajdą się Kazimierz Górski, Antoni Piechniczek, Ryszard Kulesza, Wojciech Łazarek, Andrzej Strejlau, Paweł Janas, Leo Beenhakker, Zbigniew Boniek, Adam Nawałka, Jerzy Brzęczek, Paulo Sousa, Czesław Michniewicz…

Każdy z nich w swoim czasie usłyszał pytanie, kiedy poda się do dymisji, a jeśli nie usłyszał – bo wstydzono się je głośno zadać – to na pewno napisano bądź byle gdzie wygłoszono. No, taka robota, taki klimat, skądinąd typowy niekoniecznie tylko dla przepięknego kraju nad Wisłą.

Generalnie zmierzam do tego, że tylko naiwniak uzna, iż całą winę musi na siebie wziąć Santos, niezależnie od tego, że wyzywają go od leśnego dziadka, smutasa, kłamcy, lenia, w sumie faceta pozbawionego elementarnych kompetencji do prowadzenia kadry narodowej. Więcej epitetów nie pamiętam, a w sumie chodzi o to, że jest za stary i za zmęczony. Powiadają, że w takim wieku to trzeba być już na emeryturze, wnuki bawić, drzemki poobiedniej pilnować, winka wieczorem się napić…

Spore pieniądze

Ba, ale czy gdyby był o 10 albo 20 albo 30 lat młodszy, to czy przegoniłby z kadry Lewandowskiego, Szczęsnego, Zielińskiego? I jeszcze paru innych? Albo po sławetnym wywiadzie „Lewego” spuściłby go definitywnie z kadry lub przynajmniej pozbawił funkcji kapitana? Czy wystarczyłoby mu sił psychicznych – i jakichkolwiek innych – by zderzyć się z jego ego? I czy byłby w stanie wytłumaczyć się z tej decyzji przed przełożonymi, o całym narodzie nie wspominając? No i gdyby bez „Lewego” w Tiranie poszło tak jak poszło (czyli koszmarnie), jak by trenera nazwano? Zaczęłoby się pewnie od nieudacznika, a na resztę określeń brak mi wyobraźni.


Czytaj także:


Trzeba założyć, że niebawem pod adresem PZPN-u posypią się listy od menedżerów szkoleniowców z całego świata, by zaoferować ich fantastyczne usługi. Może już się posypały. Chętnych z Polski też nie zabraknie; jakby mogło być inaczej, skoro tyle kasy jest do wzięcia. 700 tysięcy zł miesięcznie? A niechby i trochę mniej? To i ja się piszę, choćby właśnie na miesiąc. Między końcem jednego zgrupowania i początkiem następnego.

Ale nie żartujmy. Ktokolwiek zostanie następcą Santosa, ten będzie musiał przyjąć do wiadomości, że w polskiej kadrze tak w wymiarze sportowym, jak i psychologicznym, potrzebny jest bardzo głęboki wstrząs. Ale też z góry musi założyć, że cokolwiek zrobi (przegoni bogów, zostawi bogów), to przy braku sukcesów zostanie nazwany frajerem, nieudacznikiem, leniem. A poza tym będzie za stary albo za młody.


Na zdjęciu: Bez rozgrzewki o reprezentacji Polski. Tym razem o sprawach trudnych.

Fot. PressFocus