Bolesna porażka Rakowa. Korona zabrała częstochowianom fetę?

Raków Częstochowa nie będzie miło wspominał rywalizacji w Kielcach. Korona okazała się o bramkę lepsza od lidera ekstraklasy. Podopieczni Marka Papszuna będą więc z niecierpliwością patrzeć na wynik pojedynku Pogoni Szczecin i Legii Warszawa. „Portowcy” mogą pomóc częstochowianom w zdobyciu mistrzowskiego tytułu.


Raków miał więcej szczęścia niż Korona

Częstochowianie od samego początku spotkania nie prezentowali się tak, jak do tego przyzwyczaili. Korona potrafiła powstrzymać Raków praktycznie w każdej akcji ofensywnej. Goście z Częstochowy, którzy liczyli na to, że zdobędą punkty i zapewnią sobie mistrzostwo Polski musieli być lekko zaskoczeni postawą kielczan. Korona w ofensywie prezentowała się dobrze, czego Raków za bardzo nie potrafił powstrzymać.

Trzeba jednak przyznać, że częstochowianie zdołali wybronić się w większości sytuacji lub gospodarzom brakowało precyzji. Dwa razy piłka uderzana przez zawodników Korony obijała poprzeczkę bramki Vladana Kovaczevicia. Jedno z uderzeń, autorstwa Jakuba Łukowskiego, było opłakane w skutkach dla Rakowa. Piłka odbiła się od poprzeczki, trafiła w klatkę piersiową bramkarza, a następnie wyleciała poza pole karne. Szybko jednak w nie wróciła. O piłkę walczył między innymi Władysław Koczerhin. Ukrainiec dotknął jej ręką, przez co sędzia (po analizie VAR) wskazał na rzut karny.

Uderzenie Łukowskiego prawie odbił Kovaczević, jednak piłka wpadła do siatki Rakowa pod jego brzuchem. Częstochowianie byli więc w złej sytuacji. Teoretycznie wystarczyłaby im jedna bramka, by zapewnić sobie tytuł, jednak trudno było ją zdobyć, gdy zespół nie funkcjonował jak należy. Szkoleniowiec Rakowa dokonał dwóch zmian już w 38 minucie. „Wędka” dla dwóch zawodników częstochowian nic nie dała, poza jedną okazją tuż przed gwizdkiem wieńczącym pierwszą odsłonę. Korona prowadziła z Rakowem i mogła odsunąć świętowanie mistrzostwa Polski przez częstochowian o tydzień.

Fot. Adam Starszyński/Pressfocus


Czytaj więcej o Rakowie:


Skandal zamiast fety

Częstochowianie po przerwie byli już innym zespołem. Niekoniecznie zdecydowanie lepszym, niż wcześniej, ale na pewno prezentujący się lepiej dla oka. Raków zaczął tworzyć sobie sytuacje, gdy Korona częściej opierała się na obronie korzystnego dla siebie wyniku. Podopieczni Marka Papszuna coraz częściej meldowali się w polu karnym. Strzelali na bramkę Marcela Zapytowskiego, jednak 22-latek spisywał się bez zarzutu.

Sytuacja na boisku stawała się coraz mniej korzystna dla Rakowa. Fanom, zgromadzonym na stadionie w Kielcach, jak i przed stadionem (było ich według różnych szacunków około 3000) zaczynało brakować cierpliwości. Na jednym z nagrań w mediach społecznościowych widać nawet, jak niektórzy zgromadzeni na stadionie wyrywają krzesełka i rzucają nimi w porządkowych.



Była to kwintesencja tego, co działo się na murawie. Raków był bezsilny, choć w kocówce spotkania napierał na bramkę Zapytowskiego. Często zawodnicy częstochowian byli faulowani, co dawało im rzuty wolne. Na nic się to jednak zdało. Wszystkie były szybko eliminowane przez defensywę Korony. Zwycięstwo przybliżyło podopiecznych Kamila Kuzery do utrzymania w ekstraklasie. Raków z kolei musi czekać co najmniej na wynik spotkania Pogoni z Legią lub do meczu z Lechem Poznań. Problem w tym, że kilku graczy częstochowian będzie w tej rywalizacji nieobecnych przez zawieszenie.


Korona Kielce – Raków Częstochowa 1:0 (1:0)

1:0 – Łukowski (36. karny)

KORONA: Zapytowski – Briceag, Trojak, Malarczyk, Zator – Łukowski (76. Błanik), Nono, Petrow (76. Kwiecień), Takac (67. Szpakowski), Podgórski (67. Godinho) – Szykawka (86. Kostorz). Trener: Kamil KUZERA.

RAKÓW: Kovaczević – Racovitan (38. Długosz), Arsenić, Svarnas – Tudor, Papanikolaou, Berggren (38. Lederman), Jean Carlos – Nowak (75. Wdowiak), Piasecki (62. Gutkovskis), Koczergin (62. Cebula). Trener: Marek PAPSZUN.

Sędziował: Tomasz Kwiatkowki (Warszawa). Widzów: 14300, Żółte kartki: Zator (53. faul), Takac (55. faul), Kwiecień (77. faul) – Piasecki (7. faul), Svarnas (30. faul), Cebula (65. faul). Arsenić (82. faul), Papanikolaou (90+1. faul)


Fot. Adam Starszyński/Pressfocus