Częstochowskie grzechy główne. Marek Papszun bije się w pierś

Raków Częstochowa przegrał mecz o Puchar Polski z osłabioną od samego początku meczu Legią Warszawa. Szkoleniowiec finalisty Marek Papszun po spotkaniu podkreślił, że w kilku sytuacjach mógł zachować się lepiej.



Wykonawcy i czas

– Mogłem lepiej zarządzać zmianami w pewnych momentach. To dzisiaj mi nie wyszło. Nie do końca pomogłem nimi zespołowi. Chodzi o kwestie osobowe, ale też momenty przeprowadzania tych zmian. Na pewno dzisiaj nie popisałem się w tym temacie – powiedział po spotkaniu Marek Papszun.

Trzeba przyznać mu rację. Kwintesencją błędów, jakie popełnił trener Papszun był brak jakiegokolwiek młodzieżowca na ławce rezerwowych czy pojawienie się na murawie piłkarza, który za kilka tygodni dołączy do… finałowego rywala Rakowa.

Przegrana loteria

W przypadku rzutów karnych młodzieżowiec na łace mógłby być „game changerem”. Wiadome jest, że Vladan Kovaczević ma nosa do „jedenastek”. Pewności w tym względzie nie było wobec Kacpra Trelowskiego. Na nieszczęście młodzieżowca nie zdołał choć raz zatrzymać Legii.

Nie można mieć wobec niego pretensji. Rezerwowy młodzieżowiec w doliczonym czasie gry dogrywki byłby w stanie zmienić obraz rywalizacji. Kovaczević zameldowałby się na boisku i dałby Rakowowi większe szanse na zwycięstwo w tej loterii.


Czytaj także:

Inne zestawienie?

Drugim grzechem była, prawdopodobnie, obsada ataku. Nie możemy stwierdzić z całą pewnością, że Fabian Piasecki zaprezentowałby się na przestrzeni meczu lepiej niż Vladislavs Gutkovskis. Polski napastnik pokazał jednak, że świetnie zastawia piłkę. Bierze rywala „na plecy”, przy okazji jest w stanie operować piłką. Tego nie ma Łotysz. Było to widoczne.

Dodatkowo Gutkovskis od początku rywalizacji na Stadionie Narodowym pudłował. Miał kilka dogodnych sytuacji, jednak albo nie trafiał w piłkę lub też zatrzymywał go Kacper Tobiasz (wliczając w to okazje ze spalonego). Piasecki także nie trafił, jednak jego postawa na murawie wskazywała, że może być lepszy w tym względzie od Gutkovskisa.

Cień samego siebie

Ostatnim elementem potwierdzającym błędy szkoleniowca Rakowa była zmiana, a następnie „wędka” dla Patryka Kuna. Pojawienie się wahadłowego, który w przyszłym sezonie będzie reprezentował Legię był zaskakujący sam w sobie.

Od pewnego czasu lewonożny gracz grzeje ławę. Jako, że za kilka miesięcy będzie w nowym klubie, to lepiej ogrywać tych, którzy są pewni, że zostaną jak Jean Carlos. Kontuzja Tomasza Petraszka sprawiła jednak, że Kun na murawie się pojawił, choć równie dobrze wcześniej mógł na nią wejść Długosz.

Tak słabego meczu w jego wykonaniu 28-latka nie było od dawna. Kun nie dawał nic w ofensywie. Gubił się, tracił piłkę, nie był w stanie powalczyć o nią z rywalem. Był cieniem samego siebie. Stąd Marek Papszun po drugiej połowie (na boisku zameldował się w doliczonym czasie pierwszej odsłony) odesłał go na ławkę. W pełni zresztą zasłużenie. Te kilka problemów miało wpływ na wynik Rakowa w Pucharze Polski.


Fot. Adam Starszyński/Pressfocus