Ligowiec. Dlaczego w Gliwicach się udało, a obok mamy do czynienia z upadkiem?

I tak oto doczekaliśmy się osiemnastego klubu, który w swoje karty wpisuje tytuł mistrza Polski. I piątego śląskiego – po Ruchu Chorzów, Górniku Zabrze, Polonii Bytom i Szombierkach Bytom. Piast jest oczywiście mistrzem sensacyjnym; można przypuszczać, że jeśli ktokolwiek w jakichkolwiek zakładach przed sezonem wytypował klub z Gliwic do zdobycia tego najbardziej wartościowego lauru w polskiej piłce, ten dzisiaj jest człowiekiem bogatym.

Ale czy ktokolwiek nań w ogóle stawiał? Zwłaszcza mając w pamięci chociażby to, że dokładnie przed rokiem jeden mecz dzielił zespół z Okrzei od spadku z ekstraklasy? I że utrzymanie się w niej decydowało się w konfrontacji z Bruk-Betem Termalica Nieciecza? No, chyba że jakiś desperat, dziwak, zawodowy ryzykant…

W tym kontekście nie sposób nie mówić o Waldemarze Fornaliku, który – przypomnijmy – podpisał kontrakt z Piastem po to, by stworzyć model pracy na lata. Choć gdyby przed rokiem spadł, nie wiadomo, czy byłby swoją przygodę z Gliwicami kontynuował. Kłania się więc cierpliwość, wzajemne zaufanie i oczywiście szacunek dla wiedzy i umiejętności. A sposób, w jaki Waldek King poukładał ten zespół i z jakich piłkarzy go złożył – w sporej części niechcianych gdzie indziej – musi budzić podziw tak dla jego talentu, warsztatu szkoleniowego, jak i… znajomości psychologii.

Wczorajszy mecz z Lechem był w pewnym sensie odbiciem osobowości trenera. Wyważonej, spokojnej… Piast grał przecież inaczej niż w poprzednich meczach. O wiele bardziej ostrożnie, z ogromnym szacunkiem dla faktu posiadania piłki, bez szalonych szarż, które mogłyby w sytuacji zespołu uchodzić za naturalne. To prawda, że miał trochę szczęścia – dość przypadkowy sposób zdobycia jedynej bramki, uniknięcie strat po swojej stronie – tylko że na to szczęście nie pracował wyłącznie wczoraj, lecz przez cały sezon.

W dziele dążenia do mistrzostwa Polski kibicowała zapewne Piastowi przeważająca część Śląska (choć nie tylko). Śląska czekającego na ten piłkarski tytuł już 30 lat; w 1989 roku cieszył się z niego Ruch Chorzów. Ale też Śląska wyjątkowo w tym roku pognębionego, chociażby przez to, co działo się w minionych dniach i tygodniach z Zagłębiem Sosnowiec (choć oczywiście to nie Śląsk), z GKS-em Katowice, z Ruchem Chorzów, z Rozwojem Katowice, z ROW-em Rybnik. Sukces Piast zderza się niejako z katastrofą wymienionych klubów, a po części również miast, z których te kluby się wywodzą. Nie zapominamy oczywiście o Polonii i Szombierkach z Bytomia, które już od dawna są na peryferiach futbolu.

Zasadne będzie wobec tego pytanie: dlaczego w Gliwicach dało się to wszystko poukładać i dlaczego parę kilometrów dalej mamy do czynienia z upadkiem? Być może da się to sprowadzić do banalnie prostej tezy: wszystko zależy od ludzi.

Zobacz jeszcze: Kilka słów o Waldemarze Fornaliku

Mucha nie siada. Szorstki pean dla Pana Trenera

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ