Z drugiej strony. Ta ostatnia niedziela

W niedzielę finałowymi meczami barażowymi oficjalnie zakończymy w Polsce sezon trzech najwyższych szczebli rozgrywkowych. Największym i najbardziej medialnym przegranym tej dogrywki jest naturalnie Wisła Kraków.


Jako klub z najwyższym budżetem i – mimo remontowanego stadionu – najwyższą frekwencją w pierwszej lidze nie dotrwała nawet do tego weekendu. Jednak w pełni zasłużenie przegrywając półfinał z sąsiadem z Niepołomic.

O ile przebudowa piłkarska „Białej gwiazdy”, jaka dokonała się zimą z udziałem zagranicznego, przede wszystkim hiszpańskiego zaciągu, okazała się całkowicie słuszna, bo w rundzie wiosennej nie było od niej lepiej punktującej drużyny, o tyle w kluczowych momentach czegoś zabrakło. Mentalności, chłodniejszej głowy, większej odporności na znikomy margines błędu.

W newralgicznych chwilach – gdy albo można było wskoczyć na drugie miejsce, albo się na nim umocnić – krakowianie przegrywali z Ruchem, ŁKS-em, Zagłębiem, a Puszcza, którą na cztery próby pokonali w tym sezonie tylko raz – i to po rzutach karnych – okazała się ich prawdziwym przekleństwem. Kibice pod Wawelem z pewnością zdali egzamin z wierności.

Oblali ten z realizmu, prezentując przesadny optymizm w intonowanych przez połowę tej rundy przyśpiewkach o wiośnie, która już nadeszła i coraz bliższej ekstraklasie.


Czytaj również w kategorii I liga


Złośliwi mogą powiedzieć, że przynajmniej przydadzą się na kolejny sezon. Inni dodadzą, że szanse na najwyższy szczebel przy Reymonta są dokładnie takie, jak przed półfinałem barażu, skoro właśnie ten stadion we wniosku licencyjnym wpisał klub z Niepołomic. Historia Puszczy jest niesamowita. Jej awans byłby czymś, czego nie było od lat; czego nie dokonał choćby przed rokiem Chrobry Głogów.

W XXI wieku klubami podobnego kalibru wchodzącymi w szeregi elity był Górnik Polkowice czy Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Wiemy za to, jak dziwne to były czasy w polskiej piłce. Można jeszcze wspomnieć o 2020 roku i awansie Warty Poznań, ale tu mowa jednak o dawnym mistrzu kraju.

Tę baśniowość przypadku niepołomiczan dowodzonych od lat przez trenera Tomasza Tułacza obrzydza nieco perspektywa gry na Wiśle. Na Twitterze mignął mi w ostatnich dniach mądry wpis – kwestionujący zasadność wymogu licencyjnego o stadionie mającym 4,5 tysiąca widzów. W takich ośrodkach to zupełnie zbędne, a wystarczyłoby coś mniejszego, naturalnie spełniającego wszelkie standardy technologiczne czy wizualne.

Nie ma co ukrywać, że słabsi ekstraklasowicze – zapewne na czele z beniaminkiem Ruchem – w finale trzymać będą kciuki za Puszczę. W takim anturażu, w gościnie pod Wawelem, tym mocniejszy byłby jej status dyżurnego kandydata do szybkiego spadku. O miejsce w elicie powalczą jutro zespoły z miejscowości, które łącznie mają ponad połowę mniej mieszkańców niż – dajmy na to – jeden krakowski Prądnik Czerwony.

Ale Bruk-Bet Termalica Nieciecza jest już w takich bojach zaprawiony. Może awansować do ekstraklasy po raz trzeci na przestrzeni ledwie dziewięciu sezonów. To pewien ewenement, świadczący o tym, jak zawieszone są „Słonie” w dziwnej przestrzeni między elitą a jej zapleczem. Mogą dorównać Widzewowi czy Łęcznej, czyli klubom, które w XXI wieku świętowały promocję na najwyższy szczebel aż trzykrotnie.

Tak jak w pierwszej lidze przegranym jest Wisła, tak w drugiej – Kotwica Kołobrzeg. Miała dwa meczbole w sezonie zasadniczym, ale nie dała rady pokonać ani KKS-u 1925 Kalisz, ani Pogoni Siedlce. W barażach była kilkadziesiąt sekund od finału. Później stworzyła kilka dogodnych szans na zwycięską bramkę w dogrywce, a nie dotrwała nawet do karnych.


Czytaj także:


Ostatecznie nad Bałtykiem cieszył się Motor Lublin, czyli drużyna, która – w przeciwności od Kotwicy czy Wisły – swoim „mentalem” imponuje. Falstart okraszony domową porażką 2:6 w derbach z Puławami i ostatnie miejsce w tabeli. Afera z udziałem trenera Gonzalo Feio i prezesa Pawła Tomczyka. Wieści o nocnej bitce, w jaką wdali się piłkarze Łukasz Budziłek i Filip Wójcik. Wynik 0:1 w Warszawie wyrzucający poza baraże w 88 minucie 34. kolejki. Wynik 0:1 w Kołobrzegu w czwartej minucie doliczonego czasu półfinału barażu.

Żadna z wyżej wymienionych rzeczy nie zabiła Motoru, który o powrót po 13 latach do pierwszej ligi powalczy w Olsztynie. Z przekonaniem, że – jak to miał krzyczeć podczas meczu z Kotwicą trener Feio: – Jesteśmy niezniszczalni, k…!


Na zdjęciu: Wisła Kraków okazała się największym przegranym tegorocznych baraży. Z drugiej strony, Puszcza w pełni zasłużyła na grę w finale.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.