Bez rozgrzewki. Epokowe wnioski diabła warte

Tomasz Tułacz pracuje w Niepołomicach od siedmiu lat, co nie było – i nie jest – dane żadnemu innemu trenerowi na szczeblu centralnym.


We wrześniu ubiegłego roku, wkrótce po zwycięstwie Puszczy Niepołomice nad Wisłą w Krakowie 3:2, pozwoliłem sobie na umieszczenie w tym miejscu wypracowania („Fenomen zaklęty w Puszczy”) tyczącego się miejsca klubu z tego małego, acz królewskiego, miasta w piłkarskiej hierarchii, i – w zbliżonym kontekście – osoby trenera Tomasz Tułacza, który w tejże Puszczy zakotwiczył w ten sposób, że (zdaje się) albo nie ma zamiaru stamtąd się ruszać, albo jest… nie do ruszenia.

Fakt jest taki, że pracuje tam od siedmiu lat, co nie było – i nie jest – dane żadnemu innemu trenerowi na szczeblu centralnym, a przynajmniej na szczeblu ekstraklasy i 1. ligi. Pracuje tam z sukcesami, przy czym niegdyś mógł nim być fakt utrzymania się na poziomie 1. ligi – tak było chociażby dwa lata temu – oraz sprzedaż zawodników do klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej.

Wspomniane zwycięstwo skłoniło mnie do wyciągnięcia rozmaitych wniosków i podzielenia się… zdziwieniami. M.in. taki, że Puszcza raczej nie ma ekstraklasowych ambicji. Jej budżet – oparty w największej mierze o finansowanie z budżetu 14-tysięcznego miasta – nie może być na miarę najwyższej klasy rozgrywkowej skrojony. Więc i klubowi, i jego dobrodziejom wystarczają 1. liga, satysfakcja z wychowania i dostarczania na piłkarski rynek utalentowanych zawodników. I od czasu do czasu sensacje w postaci tak spektakularnych zwycięstw, jak wspomniane 3:2 nad Wisłą.


Czytaj nasze pozostałe felietony


Sam trener Tomasz Tułacz mógł uchodzić za wielce kontentego z takich wyników. Miejsca w cichej chacie z kraja, no i ze statusu człowieka zasługującego na noszenie na rękach. Ale ten tok myślenia – fajnie takiemu klubowi (i trenerowi) się żyje. Czasem się zabłyśnie w skali całego kraju, tudzież pobudzi tego i owego do… pisania wypracowań. Lecz niekoniecznie coś więcej i wyżej? – okazał się błędny.

Inaczej mówiąc, upływ czasu sprawił, że sporo tych wniosków – bo może nie wszystkie – to o kant tyłka rozwalić. Bo Puszcza nie rozkoszowała się rzeczonym triumfem przy Reymonta, tylko kroczyła dalej. Na przykład pokonała u siebie ŁKS Łódź, który potem jako pierwszy z grona I-ligowców wywalczył awans (powrót) do ekstraklasy. No i na przykład jeszcze raz upokorzyła Wisłę, wygrywając z nią u siebie 2:1 w kwietniu br. A tak dobrze tej Wiśle wiosną się działo. Tak dzielnie pod wodzą Radosława Sobolewskiego kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. No i bardzo realny stał się jej powrót do ekstraklasy. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie porażka z Zagłębiem Sosnowiec. No i gdyby w półfinałach baraży nie pojawiła się Puszcza nie do przejścia.


Czytaj także:


Nie pomógł własny stadion, nie pomogło 24 tysięcy widzów. Wisła została upokorzona tak, jak chyba jeszcze nigdy w przeszłości, a przynajmniej nie za sprawą klubu, który jeszcze całkiem niedawno plasował się (plasowano go) w gronie maluczkich. 4:1 zostanie zapamiętane na długo, może i na zawsze. Nie tylko w Krakowie, i nie tylko w Niepołomicach.

Oczywiście nie wiemy, jak zakończy się finał baraży o ekstraklasę – czy triumfem Bruk-Betu Termaliki, czy też właśnie Puszczy – ale niezależnie od tego, wszystko, z czym obecnie mamy do czynienia, jest kolejnym zaprzeczeniem tezy, że ambicje Puszczy i Tomasza Tułacza nie sięgają aż tak bardzo daleko. Jak widać, sięgają.

Wtedy, we wrześniu ub. roku, zastanawiałem się też, dlaczego po tego szkoleniowca nie sięgnął żaden klub z wyższej półki. Czy sprawił to brak rozeznania ekstraklasowiczów odnośnie trenerskich zasobów w Polsce – co notabene by się zgadzało, patrząc na to kogo i w jakich okolicznościach się zatrudnia – czy też może on sam nie chciał, będąc świadomym swojej silnej pozycji w Niepołomicach, i… braku kompetencji wielu prezesów w klubach elity, gdzie z założenia poziom stresu i braku cierpliwości jest o wiele wyższy?

Ale być może, że jego ambicje sprowadzały się (i sprowadzają) do wprowadzenia właśnie Puszczy na salony? Wbrew budżetowi, wbrew tradycji, wbrew kibicowskiemu stanowi posiadania, wreszcie (zapewne) wbrew stanowi stadionowej infrastruktury…

I pewnie dlatego tak bardzo kochamy piłkę – za jej nieprzewidywalność, za zwroty akcje, no i za… „epokowe” wnioski, które po kilku miesiącach są diabła warte.


Na zdjęciu: Tomasz Tułacz i jego zespół z Niepołomic w tym sezonie zadziwiają spokojem i skutecznością w dążeniu do celu.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.