Guy Roux, Cantona i inni

– Eric Cantona to człowiek, piłkarz najwyższego formatu. Razem biegaliśmy, bo kondycyjnie chciał być mocny tak jak ja. Za to dostałem nawet opieprz od trenera – mówi Waldemar Matysik


Druga część rozmowy Waldemarem Matysikiem, 55-krotnym reprezentantem Polski, medalistą MŚ 1982, byłym piłkarzem Górnika Zabrze, AJ Auxerre i Hamburger SV

Mistrzostwa świata w Hiszpanii zaczęliście od remisu z Włochami 0:0. Początek mundialowego turnieju nie był udany.

Waldemar MATYSIK: – Ja wszedłem do drużyny, ale nie byłem wiodącym zawodnikiem. Ciężko walczyłem i pracowałem podczas przygotowań. Robiłem wszystko tak, żeby znaleźć się w zespole i tak też się szczęśliwie dla mnie stało. Zagrałem tam w każdym meczu w wyjściowym składzie oprócz drugiego spotkania z Kamerunem, w którym trener Piechniczek chciał zagrać bardziej ofensywnie. W ataku zagrał wtedy Andrzej Iwan, który zresztą doznał w tym spotkaniu kontuzji. Na boisko wyszliśmy wtedy w ustawieniu 4-3-3. Nie udało się wygrać, a były momenty, że na ławce łapaliśmy się za głowy bojąc się, żeby Roger Milla z ich strony nie trafił do naszej bramki.

Wierzyli w siebie

Trzeci mecz w grupie A na hiszpańskim mundialu w Peru w La Coruna był grą o wszystko, bo żeby wyjść trzeba było wygrać, a do przerwy jest 0:0. Nie było nerwowości w szatni?

Waldemar MATYSIK: – Byliśmy spokojni, wierzyliśmy w siebie. Przed spotkaniem zorganizowano nam takie „motywujące” spotkanie, w którym uczestniczył profesor Reczek, działacz PKOL i prezes PZPN. Działacze apelowali i odwoływali się do sytuacji w kraju, żeby pamiętać o ludziach, naszych rodzinach, dać z siebie wszystko w tym kryzysie, w jakim państwo się wtedy znajdowało. Poruszano takie polityczno-społeczne tematy od „serca” że tak powiem, żeby nas zmotywować, ale my piłkarze byliśmy spokojni. Po przerwie w 21 minut strzeliliśmy Peruwiańczykom pięć bramek, a jedna ładniejsza od drugiej.


Czytaj także pierwszą część rozmowy: Chciałem być mistrzem świata!


Potem wygrany mecz z Belgią 3:0 i spotkanie z ZSRR zakończone remisem 0:0 i awans do półfinału mistrzostw świata. Ten mecz z radziecką ekipą miał polityczny wydźwięk?

Waldemar MATYSIK: – Była „Solidarność”, za bramką było widać duży transparent. Ja w tym meczu miałem swoją bramkową szansę, bo wychodziłem z Dasajewem sam na sam. To była nieudana pułapka na spalonego przeciwnika, no i znalazłem się oko w oko z bramkarzem. Ten strzał mi nie wyszedł, ale nie byłem zawodnikiem od trafiania do siatki. Dasajew tą piłkę złapał. Zbyszek Boniek podszedł do mnie potem i powiedział: „Waldek, jak byś to strzelił, to na rękach z boiska cię znoszę, choć nie wiem czy wróciłbyś do Polski”.

Organizm się zbuntował

Przychodzi mecz z Francją o trzecie miejsce, gdzie w przerwie prosi pan o zmianę, bo z powodu zmęczenia nie jest pan już w stanie biegać. Jak to było?

Waldemar MATYSIK: -Biegałem tam tak w każdym meczu, żeby uczestniczyć w każdej akcji, asekurowałem na prawo, na lewo. Do tego doszło to co było poza boiskiem, co dało nam w skórę, jak jazda autobusem z Barcelony do Alicante. W autobusie jechaliśmy wszyscy rozebrani, bo był bez klimatyzacji, jak zresztą hotele w których spaliśmy, bo chcieli jak najwięcej zaoszczędzić.

– To dzisiaj nie do pomyślenia! Z Andrzejem Pałaszem, jak byliśmy w pokoju, to żeby poradzić sobie z tym gorącem, to moczyliśmy prześcieradła i tak się w nocy przykrywaliśmy, żeby jakoś spać. To był moment, kiedy w tym meczu z Francją o 3 miejsce mój organizm powiedział stop, tak nie można, no i w szatni mówię, że nie dam już rady. Było dużo szumu, Zbyszek Boniek na to, że muszę grać, z kolei Janusz Kupcewicz i Józek Młynarczyk odparowali mu, że „co ty, jak nie może, to zmiana jest konieczna”. Dobrze mnie zastąpił Romek Wójcicki.

– Było trochę zamieszania, bo schodzi podstawowy zawodnik, ale tak musiało być. Z jednej strony była to dla mnie taka osobista porażka, bo kolejnego takiego meczu nie było już okazji grać, ale mój organizm powiedział nie, choć głowa i moja ambicja chciała. Dobrze jednak zrobiłem, bo nie miałem już sił.

Te pytania o to co było potem, o chorobę, o długi rozbrat z boiskiem, nie męczą już pana?

Waldemar MATYSIK: – Męczą. Dlatego kiedyś powiedziałem w „Sporcie”, a rozmawiałem jeszcze wtedy z Darkiem Czernikiem, że koniec, zamykamy temat i nie wracamy do tego. To moja prywatna sprawa i mojej rodziny. Doszedłem do siebie i to jest najważniejsze.

Trudno powiedzieć

Kolejny mundial i gra w Meksyku, w tym grupa w miejscu, o którym mówiło się „piekło Monterrey”. Jak tam było jeżeli chodzi o warunki? Lepiej niż cztery lata wcześniej w Hiszpanii?

Waldemar MATYSIK: – Tak, było więcej picia, witamin, lepsze warunki. Ja jeszcze powiem panu krótko wracając do Hiszpanii. Miałem dwie kontrole antydopingowe, raz na początku, a potem zdaje się po półfinale z Włochami. Długo to trwało. Przyjeżdżałem do hotelu, to już nikogo nie było. Nikt na ciebie nie czekał, kuchnia zamknięta, ani jedzenia, ani picia.

– Tam były inne warunki. W Meksyku było już zupełnie inaczej, picia tam nie brakowało, była opieka. Był progres jeżeli chodzi o warunki i opiekę medyczną. I lekarz i masażyści, woda, elektrolity. To już było coś innego.

Waldemar Matysik wspomina

Z Brazylią w 1/8 mundialu 1986 z Waldemarem Matysikiem w składzie byłoby inaczej?

Waldemar MATYSIK: – Trudno powiedzieć. Wtedy w Guadalajarze było kilkadziesiąt tysięcy Brazylijczyków i może z tysiąc kibiców od nas. Pierwsza połowa była niezła. Tutaj jedynie mam trochę pretensje do trenera Piechniczka, że mnie nie wystawił. Ale wiadomo, takie są czasami decyzje.

Trener Guy Roux

Wyjeżdża pan z Polski w 1987 roku do Auxerre, które słynęło z tego, że bazowało na polskich zawodnikach. Przed panem tam był Henryk Wieczorek, Paweł Janas, nie wspominając już o Andrzeju Szarmachu, który jest tam legendą. Czemu akurat ten klub?

Waldemar MATYSIK: – Wcześniej jeszcze Marian Szeja. A dlaczego Auxerre? Bo był tam trener Guy Roux. Potrzebował zawodnika numer „6”, takiego jak ja, żeby osiągnąć zaplanowane przez siebie cele. No i trafił w dziesiątką. Kwalifikacje do europejskich pucharów, Pucharu UEFA. Doszliśmy nawet potem do ćwierćfinału tych rozgrywek, gdzie rywalizowaliśmy z Fiorentiną [to było w sezonie 1989/90 – przyp. red.].

– W tamtym zespole nie brakowało bardzo dobrych zawodników, bo Eric Cantona, świętej pamięci świetny bramkarz Bruno Martini, który tak wcześnie od nas odszedł. Do tego Marko Mlinarić czy Basile Boli. Cantona zawsze, kiedy rozmawiałem z Tadeuszem Foglem, to pytał co Waldek Matysik robi, jak trenuje. Z Bolim, kiedy przejeżdżała Marsylia z Jean-Pierre Papin, to mieliśmy robotę. On zabezpieczał środek defensywy, a ja wykonywałem całą pracę przed obroną. Trener Roux potrzebował do swojego systemu takiego zawodnika jak ja. Podobnie było, jak przyjeżdżał Paris Saint-Germain. Myśmy ich wtedy byli w stanie, mówiąc tak po piłkarsku „zadeptać” (śmiech).

Tak jak on

Co było takiego szczególnego w niesamowitym trenerze Guy Roux, który Auxerre z takim powodzeniem prowadził przecież przez kilkadziesiąt lat, od 1961 do 2005 roku?

Waldemar MATYSIK: – Jakbym wiedział, że będę trenerem, choć wiedziałem że tak nie będzie, to prowadziłbym zespół dokładnie jak on.

Ale prowadził pan przecież po zakończeniu kariery kilka klubów.

Waldemar MATYSIK: – Tak było, były to kluby z niższych klas rozgrywkowych, ale to może później. Co Guy Roux robił? Miał przede wszystkim autorytet. Jak jakiś młody zawodnik pozwolił sobie na wybryk, to od razu przesuwał go do rezerw, które grały mecz w niedzielę o godzinie 11.00. A kto chce grać o takiej porze, mając możliwość występu w ważnym ligowym spotkaniu, przy wypełnionych trybunach w sobotę o godzinie 20.30?

– Był bardzo dobrym taktykiem. Miał na każde spotkanie plan. Do tego w środę zawsze była gierka, a on sędziował. Z jednej strony był rozjemcą, a z drugiej mówił nam i podpowiadał czego możemy się spodziewać w czekającym nas meczu, gdzie rywal jest mocny, ma dobrego zawodnika, a co myśmy powinni robić i jak się zachować w danej strefie boiska. Ten idzie lewą nogą, ten ma prawą nogę lepszą.

– Ustawiał nas w trakcie tej treningowej gierki. To było dla mnie fantastyczne! Ja potem jak sam prowadziłem zespoły, to też postępowałem w ten sposób. Podpowiadałem swoim zawodnikom z boiska, po cichu, z bliska, żeby nikt się nie zorientował, a nie krzycząc z linii. Takie prowadzenie drużyny imponowało mi.


Czytaj także:


Auxerre nie było jednak finansowym potentatem, prawda?

Waldemar MATYSIK: – Celem było sprzedanie za duże pieniądze tych najlepszych, tak żeby pieniądze dalej ładować w rozbudowę klubu, w rozbudowę infrastruktury. Szybko, szybciej przed innymi mieli swoją szkółkę z prawdziwego zdarzenie. Świetny niemiecki piłkarz, a potem trener Jupp Heynckes wysłała nawet do Auxerre swojego asystenta Ewalda Lienena. Miał podpatrzyć, jak to tam funkcjonuje, bo w Niemczech to wszystko dopiero raczkowało, dopiero te szkółki i Akademie powstawały.

– Guy Roux w tamtym czasie miał tymczasem u siebie najlepszych juniorów we Francji. Przykładowo jechał do ojca, jechał do matki, jak rodzice byli po rozwodzie i przekonywał do tego, żeby przyjechać do Auxerre, a on w 3 lata zbuduje zawodnika, którego wypromuje, a potem sprzeda. Tak przykładowo wytransferowano potem takich graczy, jak Cantona, Martini, Boli. Wszystko za duże pieniądze.

Piłkarz najwyższego formatu

Nie sposób nie zapytać, jeżeli jesteśmy przy Auxerre, o piłkarską znakomitość Erika Cantonę. Czytałem, że jako młody gracz potrafił w waszej szatni uderzyć dużo starszego kolegę, żeby postawić na swoim. Tak było?

Waldemar MATYSIK: – To można powiedzieć po francusku taki „enfant terrible”. A co do tej sytuacji w szatni, to było inaczej… Już opowiadam. Raz spadł u nas śnieg i wszyscy zawodnicy, żeby móc trenować, to musieli odgarniać go z boiska. Nasz bramkarz Bruno Martini spóźnił się. Eric – choć był młodym zawodnikiem, ale taką osobą o przywódczych cechach. Powiedział, że musi być sprawiedliwość i jak wszyscy odgarniają śnieg z boiska, to wszyscy to muszą robić. Bruno coś mu powiedział.

Waldemar Matysik wspomina
Każdy chce sobie zrobić pamiątkę ze świetny piłkarzem. Tutaj w obecności menedżera z Japonii Takashi Morimoto. Fot. Michał Zichlarz

– Nie pamiętam już dokładnie czy Eric go uderzył czy kopnął, ale za to zachowanie karnie został odsunięty od pierwszej drużyny przez Guy Roux. Trener powiedział, że takich ludzi nie potrzebuje. Na szczęście potem przywrócił go do pierwszej drużyny i miałem to szczęście, że razem mogliśmy trenować.

– Dla mnie muszę powiedzieć, że Eric Cantona to człowiek, piłkarz najwyższego formatu. Razem biegaliśmy, bo kondycyjnie chciał być mocny tak jak ja. Za dostałem nawet opieprz od trenera. Poszedł do niego Basile Boli, którego trener traktował jak syna. Poskarżył, że Waldek biega razem z Erikiem Cantoną z przodu, a co oni mają robić?

– Guy Roux wezwał mnie i powiedział, że Erika mam zostawić, bo go chcą sprzedać i w sumie zainkasowali za transfer 21 milionów franków. Trener po odejściu Cantony odetchnął.

Wielka postać

Faktycznie Eric Cantona był takim trudnym do prowadzenia zawodnikiem?

Waldemar MATYSIK: – Był trening, Guy Roux coś pokazuje, a Eric idzie do szatni i mówi, że on takich ćwiczeń nie będzie robił. Była gierka, a Eric swoje. Trener często ze mną rozmawiał, bo miałem 26-27 lat i już swoje doświadczenie i tak mówił, „ja wiem co ty czujesz, co ty o tym myślisz i jak tak można, ale my tylko chcemy go sprzedać”.

– Prosił, żeby zachować to do siebie. No i Eric w Marsylii potem wiele nie pograł, bo po jednym z meczów rzucił koszulką, a Tapie sprzedał go do Bordeaux, gdzie był z kolei Giresse i Tigana, którzy tam rządzili. Poszedł do Montpellier, stamtąd do Leeds, potem Manchester United, gdzie wszyscy wiedzą co zrobił i gdzie jest piłkarską legendą. Jeśli chodzi o moją osobę, o moją rodzinę, to w związku z Erikiem mogą mówić tylko pozytywnie. Wielka postać!

Premia za wygranie

Jeszcze chyba jedna historia związana z niesamowitym Erikiem Cantoną…

Waldemar MATYSIK: – Był taki obrońca Der Zakarian, który Erika cały czas kopał po piętach [Miechel Der Zakaran – były obrońca Nantes i Montpelier – przyp. red.]. Gramy raz z nimi, prowadzimy 2:0, nie ma sprawy, mecz praktycznie wygrany, a Der Zakarian prowadzi piłkę, a co robi Eric? Ładuje się w niego dwoma wyprostowanymi nogami i… idzie do szatni. Sędzia za nim biegnie i pokazuje mu czerwoną kartkę. Eric nawet nie patrzał w kierunku arbitra. Guy Roux stoi i patrzy z niedowierzaniem, my tak samo na boisku.

Jak to się skończyło?

Waldemar MATYSIK: – Basil Boli do mnie w trakcie tamtego meczu, bo taki był, „Waldek, będzie premia za wygranie!”. Ja mu na to: „Tak, będzie premia… Poczekajmy do ostatniej minuty i gwizdka sędziego”.

I jak się skończyło?

Waldemar MATYSIK: – W osłabieniu strzeli nam trzy bramki i przegraliśmy 2:3.Tak nas Eric wtedy załatwił.

Grał od razu

W pana przypadku taka uderzająca sytuacja, odszedł pan do AJ Auxerre, liczącego się wtedy klubu w Ligue 1, bo w czasie pana gry tam w latach 1987-90 zdobywaliście 5 czy 6 miejsce, grał pan od razu, nie potrzebując czasu na tzw. aklimatyzację, przystosowanie się. A teraz? Dlaczego nasi piłkarze z ligi mają z tym problem?

Waldemar MATYSIK: – Jak przyjechałem do Auxerre w 1987, to byłem naładowany kondycyjnie przez Górnika i przez reprezentację. Przyjeżdżam tam i rozpoczynają się przygotowania do nowego sezonu, a Guy Roux robił tak: jak była zima, to treningi nad Atlantykiem, kiedy na plażach nie było nikogo i było pusto. Biegaliśmy po plaży. Latem z koli przygotowania w górach, bo też nie było tam tłoczno, w odróżnieniu od morza.

– Tak to był cwaniak – oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Pełna koncentracja. Tymczasem jak było ze mną? Poszedłem do trenera i mówię mu, że dla mnie to jest za mało i potrzebuje więcej. Na wagę, to wchodziłem z jedną nogą a wszyscy się śmiali. Raz Guy Roux to przyjechał nawet do nas do domu zaniepokojony, wchodzi do kuchni i patrzy co żona gotuje, bo ważyłem parę kilogramów więcej.

– Żona powiedziała, że jem to co zawsze, zdrowe i porządne jedzenia, a trener na to, że coś mu się nie podoba. To nie była jednak kwestia jedzenia, le tego, że te treningi tam w Auxerr były dla mnie za słabe. Przyjeżdżałem tam i trenowałem dodatkowo. Urlop rano, a ja biegam i ćwiczę. Potrzebowałem wszystkiego więcej. Tam jednak było tak, że liczył się mecz. To na nim musiałeś pokazać wszystko to co potrafisz.


Czytaj także:


W końcu chyba za to rozlicza się zawodowego piłkarza. Sam masz się zatroszczyć o siebie i dbać o to, żeby być w formie.

Waldemar MATYSIK: – Dokładnie tak jest. Nie pić przy tym, nie palić, odpowiednio się wysypiać. Tak samo z odpowiednim wyżywieniem. To co kiedyś powiedział nam Guy Roux pytając dlaczego Platini grał tylko do 32 roku życia. Powiedział: „Waldek, Platini winko, papierosik, nie szedł spać nie nawet nie o 24.00, ale o 1.00. Chcesz grać dłużej, to dbaj o siebie. Idź przed północą spać, nie pal, nie pij. Zachowuj się”. To od trenera Guy Roux zostało mi w głowie. Jak chcesz żyć zdrowo, to musisz o siebie dbać.


Na zdjęciu: 55-krotny reprezentant Polski ma o czym opowiadać!

Fot. Bartłomiej Perek/gornikzabrze.pl