Nie uciekam od odpowiedzialności

Rozmowa z Bartłomiejem Boblą, trenerem Hutnika Kraków.


Jest pan bardzo rozgoryczony po porażce z GKS-em Jastrzębie?

Bartłomiej BOBLA: – Nie ukrywam, że przyjechaliśmy do Jastrzębia po zwycięstwo, ale pogoda, konkretnie wysoka temperatura spowodowała, że ten mecz toczył się tak, a nie inaczej. O to miałem pretensje do swoich zawodników w pierwszej połowie. W przerwie meczu powiedzieliśmy sobie w szatni kilka ostrych słów, nie dało to jednak dobrego efektu w postaci strzelonego gola. Natomiast sami straciliśmy gola w kuriozalnych okolicznościach. Takich bramek nie powinniśmy tracić. Myślę, że gdybyśmy nie stracili gola, to mecz co najmniej zakończyłby się naszym remisem, a być może końcówka spotkania – po dokonanych przez nas zmianach – byłaby na naszą korzyść. Wracaliśmy do Krakowa zdenerwowani, bo nie tak to miało wyglądać. W poniedziałek zrobiliśmy szybką analizę tego spotkania i tak naprawdę trzeba myśleć już o następnym spotkaniu z Pogonią Siedlce. Musimy zrehabilitować się za porażkę w Jastrzębiu i zdobyć u siebie trzy punkty.

Porażkę swojego zespołu usprawiedliwia pan panującym upałem?

Bartłomiej BOBLA: – Nic podobnego. Mówię ogólnie, że mecz był toczony w ciężkich warunkach, bo to było widać. Jeden i drugi zespół grał wolno, jakby na zwolnionych obrotach. Nie twierdzę, że przegraliśmy przez pogodę. Absolutnie, bo Jastrzębie miało takie same warunki. Po prostu generalnie mecz był bardzo słaby.


Czytaj także:


Przyczyny absencji doświadczonego stopera Dawida Kubowicza w meczu przeciwko GKS-owi Jastrzębie? Grał we wszystkich wcześniejszych spotkaniach ligowych Hutnika…

Bartłomiej BOBLA: – Nie jestem tego w stanie skomentować, to pytanie proszę skierować do moich zwierzchników, czyli władz klubu.

Rozumiem, że powodem jego nieobecności w meczowej kadrze nie była kontuzja?

Bartłomiej BOBLA: – Nie.

Nie chcę używać sformułowania „wezwany na dywanik”. Ale czy spodziewa się pan „pouczającej” rozmowy z dyrektorem klubu? Nie wdając się w szczegóły, schodząc z korony stadionu do budynku klubowego słyszałem dyskusję dyrektora sportowego pańskiego klubu i osób mu towarzyszących. Nie były to słowa żywcem wzięte z Wersalu.

Bartłomiej BOBLA: – Myślę, że tak, że czeka mnie spotkanie z dyrektorem sportowym. Działacze mają prawo być niezadowoleni, ale to jest piłka nożna. Nie uciekam od odpowiedzialności, na pewno dojdzie do spotkania, a co z tego wyniknie – zobaczymy.


Czytaj także:


Jakie były plany przed obecnym sezonem? Czytałem i słyszałem, że celem minimum jest miejsce w barażach premiowanych awansem do Fortuna 1. Ligi. Potwierdza pan? Czy po niedzielnej porażce z GKS-em Jastrzębie taki ambitny plan uległ zmianie?

Bartłomiej BOBLA: – Precyzyjny plan nie został określony. Po prostu mamy zająć wyższe miejsce niż w poprzednim sezonie (wówczas było to 12 miejsce – przyp. BN). To że przyszło dwóch nowych zawodników, Deniss Rakels i Marcin Budziński, to wcale nie znaczy, że mamy lepszy zespół niż był. Owszem, mają swoją jakość, natomiast pewnych ogniw nam brakuje i z tym się borykamy. Mamy bardzo młodą ławkę rezerwowych (w meczu z GKS-em Jastrzębie spośród dziewięciu rezerwowych aż ośmiu miało status młodzieżowca – przyp. BN). To są juniorzy, którzy do tej pory grali w centralnej Lidze Juniorów, ale w całych rozgrywkach nie odgrywali wiodących ról. Nic dziwnego, bo ten zespół walczył o utrzymanie w CLJ. To nie jest takie proste, by po 6-7 tygodniach z juniora zrobić piłkarza na poziomie drugoligowym. Na to potrzeba czasu. Przyznaję, że po czterech kolejkach liczyłem na większą zdobycz punktową (w tej chwili Hutnik ma pięć „oczek” – przyp. BN). Choćby te mecze, które zremisowaliśmy, czyli z Radunią Stężyca i Zagłębiem II Lubin, mogliśmy zakończyć z trzema punktami i wtedy mielibyśmy dziewięć punktów. I dlatego na pewno jest niedosyt.


Na zdjęciu: Trenerowi Hutnika Kraków Bartłomiejowi Bobli trudno było przełknąć porażkę z GKS-em Jastrzębie.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus